– Zatrzymaj się, Edwardzie – powtórzyła spokojnie Alice. W jej głosie zabrzmiała nieznana mi władcza nuta.
Wskazówka prędkościomierza przekroczyła sto dziewięćdziesiąt.
– Edwardzie, proszę.
– Posłuchaj, Alice. Czytałem mu w myślach. Tropienie to jego pasja, obsesja. Chce ją dorwać, Alice, właśnie ją, tylko ją. Lada chwila wyruszy na polowanie.
– Przecież nie wie, gdzie ona…
– Jak sądzisz – przerwał jej – ile czasu zabierze mu złapanie tropu, gdy już dotrze do miasteczka? Zaplanował to sobie, jeszcze zanim Laurent zdążył się odezwać.
Złapie trop i dokąd on go naprowadzi? Na kogo? Jęknęłam głośno, gdy to sobie uświadomiłam.
– Charlie! Nie możecie go tam zostawić! Nie! – Miotałam się spętana pasami.
– Ona ma rację – powiedziała Alice.
Edward nieco zwolnił.
– Stańmy choć na minutę i przemyślmy wszystko – zaproponowała przebiegle dziewczyna.
Samochód zaczął coraz wyraźniej wytracać szybkość, aż nagle zjechał na pobocze i ostro wyhamował. Wyrzuciło mnie do przodu, ale szelki zadziałały i przygwoździły z powrotem do siedzenia.
– Tu nie ma się nad czym zastanawiać – wycedził Edward.
– Nie zostawię tak Charliego! – wrzasnęłam. Zignorował mnie.
– Musimy ją odwieźć – odezwał się wreszcie Emmett.
– Nie! – Edward nawet nie chciał o tym słyszeć.
– Jest nas więcej. Nie przechytrzy nas. Nic będzie miał szans jej tknąć.
– Przyczai się. Emmett się uśmiechnął.
– My też możemy zaczekać.
– Nie czytałeś mu… Ech, nic nie rozumiesz. Wybrał już ofiarę, teraz nic go nie powstrzyma. Musielibyśmy go zabić.
Wizja ta wydawała się nie martwić Emmetta.
– Zawsze to jakaś alternatywa – mruknął.
– Jest jeszcze ta ruda. Są parą. A jeśli trzeba będzie się bić, Laurent też do nich dołączy.
– Mamy przewagę.
– Istnieje inne wyjście – wtrąciła Alice szeptem.
Edward spojrzał na nią z furią.
– Nie ma żadnego innego wyjścia!!! – W jego głosie brzmiało co raz więcej agresji niż kiedykolwiek.
Emmett i ja wpatrywaliśmy się w niego zszokowani, ale Alice najwyraźniej spodziewała się podobnej reakcji. Zapadła cisza. Alice i Edward patrzyli sobie prosto w oczy. Przez ciągnącą się w nieskończoność minutę toczyli niemy pojedynek.
To ja go przerwałam.
– Czy nikt nie chce poznać mojego planu?
– Nie – uciął Edward. Nie spodobało się to Alice. Po raz pierwszy wyglądała na zagniewaną.
– Wysłuchaj mnie, błagam. Wpierw zabierzcie mnie do dom.
– Nie! – przerwał mi Edward.
Spojrzałam na niego tylko wilkiem i ciągnęłam dalej:
– Wpierw zabierzcie mnie do domu. Powiem ojcu, że chcę wracać do Phoenix. Spakuję się. Poczekamy, aż ten cały tropiciel namierzy mój dom, i wtedy wyjedziemy. Facet ruszy za nami w pogoń i zostawi Charliego w spokoju, z kolei Charlie nie naśle FBI na waszą rodzinę. A potem możecie mnie wywieźć, gdzie wam się żywnie podoba.
Cala trójka była zaskoczona tym pomysłem.
To nie taki zły manewr – stwierdził Emmett. Był szczerze zdziwiony. Mogłabym się za to na niego obrazić.
– Może się udać. – Alice myślała intensywnie. – Wiesz dobrze, że nie mamy prawa zostawić jej ojca na pastwę losu.
Wszyscy przenieśli wzrok na Edwarda.
– To zbyt niebezpieczne. Nie chcę, żeby zbliżał się do niej nawet na sto mil.
Emmett okazał się niesłychanie pewny siebie.
– Edwardzie, w razie czego na pewno go powstrzymamy.
– Nie widzę, żeby miał zaatakować. – Alice skorzystała ze swojego daru. – Spróbuje poczekać na moment, kiedy zostawimy ją samą.
– A szybko się zorientuje, że taki moment nie nastąpi.
– Żądam, aby odwieziono mnie do domu! – Starałam się, by zabrzmiało to dostatecznie stanowczo.
Edward przycisnął palce do skroni i zamknął oczy.
– Proszę – powiedziałam, spuszczając z tonu.
Nie podniósł głowy, a kiedy się odezwał, miał bardzo zmęczony glos.
– Wyjedziesz jeszcze dzisiaj, niezależnie od tego, czy tropiciel zobaczy, czy nie. Powiedz Charliemu, że nie wytrzymasz w Fors ani minuty dłużej. Powiedz mu zresztą cokolwiek, byle podziałało. Wszystko mi jedno, jak na to zareaguje. Spakuj, co będziesz miała pod ręką, i załaduj się do swojej furgonetki. Daję ci na to piętnaście. Piętnaście minut od wejścia do domu, słyszysz?
Jeep ożył raptownie. Edward zawrócił z piskiem opon. Wskazówka prędkościomierza znów zaczęła przesuwać się w prawo.
– Emmett? – Wskazałam głową swoje uwięzione dłonie.
– Ach, przepraszam, zapomniałem. – Zwolnił uścisk.
Przez kilka minut słychać było tylko warkot silnika, a potem Edward powrócił do wydawania instrukcji:
– Zrobimy to tak. Staniemy pod domem. Jeśli tropiciela tam nie będzie, odprowadzę Bellę do drzwi. Będzie miała piętnaście minut. – Zerknął gniewnie na moje odbicie w lusterku wstecznym. – Emmett, zajmiesz się otoczeniem domu. Alice, zajmiesz się furgonetką. Będę w środku tak długo, póki nie skończy. Gdy wyjdziemy, możecie odwieźć jeepa do domu i opowiedzieć o wszystkim Carlisle'owi.
– Ani mi się śni – przerwał mu Emmett. – Zostaję z tobą.
– Emmett, zastanów się. Nie wiem, jak długo to potrwa.
– Dopóki się tego nie dowiemy, zostaję z tobą. Edward westchnął.
– A jeśli tropiciel już czeka – dokończył – nawet się nie zatrzymamy.
– Zdążymy przed nim – oświadczyła pewnie Alice.
Edward przyjął tę uwagę bez zastrzeżeń. Może nie podobały mu się niektóre jej pomysły, ale przynajmniej teraz jej ufał.
– Co zrobimy z jeepem? – zapytała. Znów się najeżył.
– Odwieziecie go do domu!
– Nie, nic sądzę – odpowiedziała spokojnie. Z ust Edwarda posypały się przekleństwa.
– Zmieścimy się wszyscy w furgonetce – szepnęłam. Edward udał, że mnie nie słyszy.
– Uważam, że powinniście pozwolić mi wyjechać samej – dodałam jeszcze słabszym głosikiem.
Tym razem mnie nie zignorował.
– Bello, ten jeden jedyny raz zrób, jak ci każę – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Posłuchaj, Charlie nie jest imbecylem. Jeśli i ty znikniesz zacznie coś podejrzewać.
– To nie ma znaczenia. Dopilnujemy, żeby nic mu się nie stało. Tylko to się liczy.
– A co z tropicielem? Widział, jak się dziś zachowałeś. Domyśli się, że jesteśmy razem.
Emmetta po raz drugi zaskoczyła moja przebiegłość.
– Edwardzie, nie lekceważ jej. Myślę, że Bella ma rację.
– Też tak myślę – przyznała Alice.
– Nie ma mowy – syknął Edward.
– Emmett też powinien zostać – wyjawiłam dalszy ciąg mojego planu. – Ten cały James dobrze mu się przyjrzał.
– Ja też mam zostać? – obruszył się Emmett.
– Będziesz miał więcej okazji, żeby mu dokopać, jeśli zostaniesz – zauważyła Alice.
Edward spojrzał na siostrę z niedowierzaniem.
– Naprawdę sądzisz, że powinienem pozwolić jej jechać samej?
– Nie samej, nie – sprostowała Alice. – Będę ją osłaniać z Jasperem.
– Nie ma mowy – powtórzył Edward, ale już z mniejszym przekonaniem. Logika mojego planu zaczęła do niego przemawiać. Doszłam do wniosku, że mam szansę go przekonać, i zaczęłam działać.
– Przeczekaj tydzień, no, kilka dni – poprawiłam się, widząc w lusterku jego minę. – Pokazuj się w miejscach publicznych chodź do szkoły. Niech Charlie upewni się, że mnie nie porwałeś, a gdy James ruszy w pogoń, dopilnuj, żeby podchwycił zły trop. To wszystko. Potem przyjedź do mnie, byle okrężną drogą. Jasper i Alice wrócą do domu, a my znowu będziemy mogli być razem.