Выбрать главу

Wiedziałam, że dziewczyna czeka na mnie za ścianą mocno już zniecierpliwiona, została mi jednak jeszcze jedna rzecz, z którą powinnam była poradzić sobie bez świadków, a także przed powrotem Jaspera – musiałam pogodzić się z tym, że miałam już nigdy nie zobaczyć Edwarda.

Nie dane mi było choćby zerknąć na niego ze świadomością, że oto staram się wyryć w pamięci obraz jego twarzy, by móc za brać go ze sobą do lustrzanej sali. Zamierzałam go zranić jak nikt przedtem, a nie mogłam się z nim nawet pożegnać. Przez chwilę pozwoliłam się unieść falom cierpienia, ale wkrótce, tak jak w wcześniej pozostałe uczucia, odepchnęłam je od siebie jak najdalej. Teraz pozostawało mi tylko wrócić do Alice.

Jedyną w miarę naturalną miną, na jaką było mnie stać była twarz zupełnie bez wyrazu, tępa, niemal martwa. W oczach Alice dostrzegłam niepokój. Nie czekałam, aż zada mi jakieś pytanie. Miałam tylko jeden jedyny scenariusz i z pewnością nie poradziłabym sobie z trzymaniem emocji na wodzy, gdybym miała od niego odejść choćby na moment.

– Mama była podenerwowana, chciała wrócić do domu, ale udało się, przekonałam ją, żeby nie ruszała się z Florydy. – Mój głos był równie pozbawiony życia, co mina.

– O nic się nie martw, Bello. Dopilnujemy tego, by nic się jej nie stało.

Odwróciłam się. Gdyby patrzyła na mnie dłużej, mogłaby się zorientować, że coś jest nie tak.

Zauważyłam, że na biurku leży czysta kartka z hotelowej papeterii, i w mojej głowie zaczął formować się pewien plan. Była też i koperta. Świetnie, pomyślałam.

– Alice – odezwałam się, starając się panować nad głosem. – Czy gdybym napisała list do mamy, dopilnowałabyś, żeby do niej trafił? Zostawiłabyś go u nas w domu?

– Jasne – odparła ostrożnym tonem policyjnego negocjatora. Wyczuwała, że jestem na skraju załamania nerwowego. Musiałam, musiałam lepiej się kontrolować.

Przeszłam do sypialni i uklęknęłam przy szafce nocnej.

Edwardzie, napisałam. Ręka mi się trzęsła, litery ledwie dało się odczytać.

Kocham cię. Jestem jeszcze taka młoda. James złapał moją mamę. Nie mam wyboru, muszę coś zrobić. Wiem, że może mi się nie udać. Tak bardzo mi przykro.

Nie gniewaj się na Alice ani na Jaspera. To będzie cud, jeśli ud, jeśli uda mi się im wymknąć. Podziękuj im w moim imieniu za wszystko, zwłaszcza Alice. Ma jeszcze jedną ogromną prośbę – nie próbuj odnaleźć Jamesa. Sądzę, że o to właśnie mu chodzi. Nie mogę znieść myśli, że komuś mogłoby się coś stać z mojego powodu – zwłaszcza Tobie.

Błagam, zrób to dla mnie. To wszystko, co możesz teraz dla mnie zrobić.

Kocham cię. Wybacz mi.

Bella

Byłam pewna, że list prędzej czy później trafi w ręce Edwarda. Mogłam tylko mieć nadzieję, że zrozumie, co mną kierowało, i że choć ten jeden raz mnie posłucha. Złożywszy starannie arkusik, wsunęłam go do koperty i ją zakleiłam.

A potem, równie starannie, zapieczętowałam własne serce.

22 Zabawa w chowanego

Od złowieszczego telefonu musiało minąć zaledwie parę minut, ale rozpacz, ból i lęk wydłużyły je w nieskończoność. Gdy wyszłam z sypialni, Jasper jeszcze nie wrócił. Bałam się być sama z Alice w jednym pokoju, mogła się czegoś domyślić, z tych samych powodów nie mogłam jednak jej unikać.

Wydawałoby się, że w ciągu kilku ostatnich godzin przeżyłam dość dużo, by nic nie było w stanie mnie już zaskoczyć, ale myliłam się. Stanęłam jak wryta, widząc Alice pochyloną nad biurkiem z dłońmi zaciśniętymi kurczowo na jego krawędziach.

– Alice?

Nie zareagowała, kołysała tylko rytmicznie głową. Wtedy zwróciłam uwagę na wyraz jej oczu – były nieprzytomne, puste, zamglone… Natychmiast pomyślałam o mamie. Czyżby było już za późno?

Czym prędzej podeszłam do dziewczyny, chcąc odruchów schwycić ją za rękę.

– Alice! – usłyszałam krzyk Jaspera. Znalazł się przy niej tak szybko, że dopiero gdy odrywał jej dłonie od blatu, zatrzasnęły się za nim prowadzące na hotelowy korytarz drzwi.

– Co widzisz, to znowu on? – dopytywał się. Wtuliła twarz w jego pierś.

– Bella – dobyło się z jej ust.

– Jestem przy tobie – odparłam.

Odwróciła głowę w moim kierunku, ale choć patrzyła mi prosto w oczy, jej spojrzenie pozostawało nieobecne. Uświadomiłam sobie, że wcale mnie nie wołała – odpowiadała jedynie na pytanie Jaspera.

– Co zobaczyłaś? – spytałam tak wypranym z wszelkich emocji głosem, że nie zabrzmiało to wcale jak pytanie.

Jasper przyjrzał mi się badawczo. Utrzymując ze wszystkich sił tępy wyraz twarzy, czekałam na jego dalszą reakcję. Spoglądał to na mnie, to na Alice, i widać było, że coś mu się nic zgadza. Wyczuwał panujący w moim sercu chaos – zgadłam, bowiem, czego dotyczyła najnowsza wizja dziewczyny.

Nagle zaczął ogarniać mnie błogi spokój. Tym razem ucieszyłam się, że Jasper stosuje swoje sztuczki. Mogłam się dzięki temu skupić na lepszym kontrolowaniu swoich emocji.

Alice doszła wreszcie do siebie.

– Nic takiego, ten sam pokój co wcześniej – z opóźnieniem odpowiedziała spokojnym tonem. Zabrzmiało to całkiem przekonująco.

Spojrzała na mnie w końcu, ale w beznamiętny sposób.

– Zjadłabyś może coś?

– Przekąszę coś na lotnisku. – I ja zachowywałam spokój. Poszłam do łazienki wziąć prysznic, odniosłam, bowiem wrażenie, jak gdyby udzieliły mi się zdolności Jaspera, że Alice bardzo zależy na tym, żeby zostać z nim sam na sam, choć świetnie to ukrywa pod maską opanowania. Chciała mu powiedzieć, że muszą coś szybko zmienić w swojej taktyce, bo wkrótce popełnią wielki błąd…

Przygotowywałam się do wyjścia wyjątkowo metodycznie, w skupieniu wykonując każdą najdrobniejszą czynność. Rozpuściłam włosy, pozwalając, by zakryły twarz. Jasper pomógł mi się uspokoić, więc mogłam teraz myśleć logicznie, zastanowić się nad tym, co dalej. Grzebałam w swojej torbie tak długo, aż znalazłam skarpetkę ze schowanymi oszczędnościami. Przełożyłam całą kwotę do kieszeni spodni.

Spieszno mi było znaleźć się na lotnisku. Na szczęście opuściliśmy hotel już koło siódmej. Tym razem siedziałam na tylnym siedzeniu sama. Alice oparła się plecami o drzwiczki, tak, że patrzyła na Jaspera, ale co kilka sekund zerkała i na mnie zza szkieł swoich ciemnych okularów.

– Alice? – spytałam niby to od niechcenia.

– Tak? – Miała się na baczności.

– Jak to działa? No wiesz, te twoje wizje. Jak to jest? – Wyglądałam przez boczną szybę ze znudzoną miną. – Edward mówił mi, że nie są stuprocentowo pewne, że pewne elementy się zmieniają, czy tak? – Nie myślałam, że aż tak trudno będzie mi wypowiedzieć jego imię. Musiał wyczuć to Jasper, bo znów zalała mnie fala otępienia.

– Tak, to prawda. Pewne elementy – powiedziała cicho. Miejmy nadzieję, pomyślałam. – Niektóre przepowiednie są pewniejsze od innych, na przykład te dotyczące pogody. Gorzej z ludźmi. Widzę, co zrobią, dopiero wtedy, kiedy się na daną rzecz zdecydują. Gdy zmieniają zdanie, choćby jeden drobiazg, wszystko może potoczyć się inaczej.