Podszedł do mnie, ale mnie minął, żeby położyć pilota koło wideo. Ani na sekundę nie spuszczałam go z oczu.
– Przykro mi, Bello – odezwał się uprzejmym tonem – ale poniekąd, czy nie dobrze się złożyło, że nie trzeba było mieszać w to twojej matki? I nagle łuski spadły mi z oczu. Mamie nic nie groziło, była nadal na Florydzie. Moja wiadomość jeszcze do niej nawet nie dotarła, Nigdy nie miało być jej dane umierać ze strachu na widok tej nienaturalnie bladej twarzy o ciemnoczerwonych oczach Mamie nic nie groziło.
– Rzeczywiście – przyznałam głosem pełnym ulgi.
– Jakoś nie masz mi za złe tego, że wystrychnąłem cię na dudka.
– Nie mam. – Moje odkrycie dodało mi odwagi. Nie dbałam o to, co się ze mną teraz stanie. Wkrótce będzie po wszystkim pomyślałam. James zostawi Charliego i mamę w spokoju, a ja już nigdy nie będę musiała się bać. Zaczęłam odczuwać zawroty głowy. Z krańców świadomości otrzymałam ostrzeżenie, że lada chwila mogę załamać się pod ogromem stresów.
– Hm, nie kłamiesz. Cóż za niezwykła postawa. – Przyjrzał mi się z zainteresowaniem. Tęczówki jego ciemnych oczu, niemal czarne, jedynie przy brzegach połyskiwały rubinowo. Był głodny.
– W jednym muszę przyznać rację twojej wampirzej rodzince, wy, ludzie, potraficie jednak zaintrygować. Chyba rozumiem teraz, po co się z wami zadawać. To doprawdy zadziwiające, że można do tego stopnia nie dbać o własne dobro.
Stał z założonymi rękami zaledwie kilka kroków ode mnie i nadal przyglądał mi się z zaciekawieniem. Zarówno w jego wyrazie twarzy, jak i pozie nie dało się doszukać ani cienia agresji. Wyglądał zupełnie przeciętnie, w żaden sposób się nie wyróżniał, no, może wyjątkowo jasną cerą i podkrążonymi oczami, ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić. Miał na sobie wyblakłe dżinsy i błękitną koszulę z długimi rękawami.
– Pewnie teraz postraszysz mnie, że twój chłopak w końcu mnie dopadnie? – Odniosłam wrażenie, że James właśnie na to liczy.
– Nie, nie sądzę, żeby miał mnie pomścić. W każdym razie prosiłam go, żeby tego nie robił.
– I co on na to?
– Nie mam zielonego pojęcia. – Dziwnie łatwo było mi konwersować z moim uprzejmym katem. – Zostawiłam dla niego list.
– List pożegnalny, jakie to romantyczne. I co, myślisz, że ciebie posłucha? – Ton jego głosu zmienił się odrobinę – po raz pierwszy wyczułam nutkę sarkazmu.
– Taką mam nadzieję.
– Cóż, ja mam nadzieję, że stanie się inaczej. Widzisz, trochę za szybko się z tym wszystkim uwinąłem i, szczerze mówiąc, nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Spodziewałem się znacznie większego wyzwania. Tymczasem starczyło mieć odrobinę szczęścia.
Milczałam.
– Kiedy Victoria zorientowała się, że nie zdoła osaczyć twojego ojca, kazałem jej dowiedzieć się czegoś więcej o tobie. Tropienie cię z kontynentu na kontynent nie miało większego sensu, skoro mogłem zaczekać na ciebie w komfortowych warunkach w wybranym przez siebie miejscu. I tak, po rozmowie z Victorią, postanowiłem udać się do Phoenix, by złożyć krótką wizytę twojej matce. Poza tym sama twierdziłaś przecież, że masz zamiar wrócić do domu. Z początku nawet nie marzyłem o tym, że mówisz prawdę, ale potem zacząłem się zastanawiać. Ludzkie istoty są w końcu tak bardzo przewidywalne, a znajome strony dają im poczucie bezpieczeństwa. I czy nie byłby to iście diabelski fortel? Schować się w najbardziej nieodpowiednim i nieprawdopodobnym miejscu – właśnie tam, gdzie obiecało się być.
Oczywiście nie miałem stuprocentowej pewności, tylko przeczucie. Często mi się to zdarza, kiedy poluję. Można by rzec, taki szósty zmysł. Zjawiwszy się w domu twojej matki, odsłuchałem nagraną przez ciebie wiadomość, ale rzecz jasna nie miałem pojęcia, skąd dzwoniłaś. Nie powiem, miło było poznać numer twojej komórki, wiedziałem, że może się przydać, ale mogłaś dzwonić choćby z Antarktydy, a mój plan wymagał tego, abyś była gdzieś w pobliżu.
– I wtedy twój chłopak wszedł na pokład samolotu lecącego do Phoenix. Tak, tak, Victoria nie spuszczała go i pozostałych z oczu. Przy tylu przeciwnikach nic mogłem sobie pozwolić na działanie w pojedynkę. Tak oto dowiedziałem się tego, na czym mi zależało że naprawdę przebywasz gdzieś w okolicy. Na tę ewentualność byłem już przygotowany, zdążyłem przejrzeć twoje urocze rodzinne filmiki. Pozostawało mi tylko wcielić mój plan w życie.
– Jak wiesz, wszystko poszło jak z płatka. Co za rozczarowanie. Teraz mogę tylko mieć nadzieję, że mylisz się jednak, co do planów swojego przyjaciela. Edward, tak mu na imię, nieprawdaż?
Nie odpowiedziałam. Znów zaczęłam się bać. Wyczuwałam, że przemowa Jamesa powoli dobiega końca. Nie wiedziałam zresztą, po co mi to wszystko opowiada. Byłam przecież tylko małym, słabym przedstawicielem niższej rasy.
– Mam nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie bardzo, jeśli i ja zostawię dla Edwarda coś w rodzaju listu?
Zrobił krok do tylu i dotknął maleńkiej kamery cyfrowej postawionej na sztorc na wieży stereo. Świecąca się czerwona dioda wskazywała na to, że James już wcześniej włączył nagrywanie. Poprawił kilka ustawień, poszerzył kadr. Z przerażeniem przypatrywałam się jego poczynaniom.
– Wybacz, że to powiem, ale uważam, że po tym, jak to obejrzy, Edward nie będzie w stanie zrezygnować z zemsty. A nie chcę, żeby cokolwiek przegapił. W końcu cały ten show jest właśnie dla niego. Ty sama jesteś tylko istotą ludzką, która miała nieszczęście znaleźć się w złym czasie, w złym miejscu i do tego z pewnością w złym towarzystwie.
Uśmiechając się, zrobił krok w moim kierunku.
– Zanim zaczniemy…
Poczułam, że zbiera mi się na wymioty. Takiego obrotu rzeczy się nie spodziewałam.
– Chciałbym wpierw o czymś wspomnieć, nie zajmie to zbyt wiele czasu. Bałem się już, że Edward się domyśli i zepsuje mi tym samym całą zabawę. Otóż jeden jedyny raz, lata temu, wymknęła mi się upatrzona przeze mnie ofiara.
Przeszkodził mi pewien wampir, który darzył ją idiotycznie gorącym uczuciem – nigdy nie zrozumiem, co też takiego niektórzy moi pobratymcy widzą w ludziach. Ów wampir odważył się na coś, przed czym twój słaby Edward się wzdraga. Gdy tylko dowiedział się o moich zamiarach, wykradł dziewczynę z przytułku dla obłąkanych, w którym pracował, i sprawił, że przestała być dla mnie kusząca. Biedulka była tak otępiała, że chyba nawet nie czuła bólu – tak długo przebywała samotnie w celi. Sto lat wcześniej za jej wizje spalono by ją na stosie, w latach dwudziestych dwudziestego wieku zostawał dom wariatów i elektrowstrząsy. Kiedy w końcu otworzyła oczy, silna siłą wiecznej młodości, czuła się tak, jakby nigdy wcześniej nie widziała słońca. Stary wampir zrobił z niej żwawego młodego wampira i nie miałem już powodów, by ją ścigać. – Westchnął ciężko.
– W gniewie zgładziłem więc starego.
– Alice – szepnęłam zszokowana.
– Tak jest, twoja przyjaciółka. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, widząc ją wśród was na polanie. No cóż, być może twoją rodzinkę nieco to pocieszy – wprawdzie dostałem ciebie, ale to oni dostali ją, jedyną ofiarę, jaka kiedykolwiek mi się wymknęła. Poniekąd to zaszczyt.
A pachniała tak smakowicie… Nadal żałuję, że nie dane mi było jej skosztować. Pachniała nawet lepiej od ciebie. Bez obrazy. Masz bardzo ładny zapach, jakiś taki kwiatowy…
Zrobił kolejny krok w moim kierunku, tak że dzieliło nas już tylko parę centymetrów. Dwoma palcami ujął kosmyk moich włosów i zbliżywszy go sobie do nozdrzy, wziął kilka płytkich wdechów. Nie puścił kosmyka ot tak, lecz delikatnie odłożył go na miejsce. Poczułam na szyi jego chłodne palce. Potem, patrząc na mnie z zaciekawieniem, pogłaskał mnie po policzku. Marzyłam o tym, żeby wziąć nogi za pas, ale byłam jak sparaliżowana. Nie potrafiłam nawet wzdrygnąć się ze wstrętem.