– Dzięki Bogu, że wreszcie się ocknęłaś. – Usiadła na skraju łóżka.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, którego dzisiaj mamy.
– Jak długo byłam nieprzytomna?
– Już piątek, skarbie. Trochę to trwało.
– Piątek? – powtórzyłam zszokowana. Spróbowałam sobie przypomnieć, w jaki dzień poszłam na tamto spotkanie… ale doszłam do wniosku, że nic mam ochoty się nad tym zastanawiać.
– Przetrzymali cię w takim stanie celowo. Masz sporo obrażeń, kochanie.
– Wiem. – Czułam je aż za dobrze.
– Miałaś szczęście, że pod ręką był doktor Cullen. To taki miły człowiek… tylko taki młody, I wygląda bardziej na modela niż lekarza.
– Poznałaś Carlisle'a?
– Tak. I siostrę Edwarda, Alice. Urocza dziewczyna.
– Jest fantastyczna – przyznałam z entuzjazmem. Mama zerknęła przez ramię na drzemiącego Edwarda.
– Nic mi nie wspominałaś o tym, że masz w Forks tylu dobrych znajomych.
Jęknęłam głośno.
– Co boli? – Mama natychmiast spojrzała w moją stronę, a i Edward zaniepokojony otworzył oczy.
– Nic, nic – zapewniłam. – Zapominam, że nie mogę się tyle ruszać. – Uspokojony tym Edward ponownie zapadł w „sen”.
Uznałam, że to dobry moment na zmianę tematu. Nie było mi spieszno tłumaczyć się, czemu wróciłam do Phoenix.
– A gdzie Phil? – spytałam szybko.
– Został na Florydzie. Ach, Bello, nie uwierzysz! Już mieliśmy pakować manatki, a tu taka niespodzianka!
– Zaproponowano mu kontrakt?
– Tak! Skąd wiedziałaś? The Suns go przyjęli! Niesamowite, prawda?
– Rewelacja – Starałam się wykrzesać z siebie nieco entuzjazmu, choć nazwa The Sun nic mi nie mówiła.
– Oj spodoba ci się w Jacksonville, zobaczysz. – Mama rozgadała się na dobre. Wpatrywałam się w nia tępo. – Najpierw się martwiłam, bo była mowa o Akron. Tam przecież jest normalna zima ze śniegiem, a sama dobrze wiesz, jak ja nie lubię zimna. A tu Jacksonville! Słońce cały rok, a ta wilgoć wcale nie jest taka zła, jak mówią. Znaleźliśmy dla nas przecudny dom, żółty z białymi framugami,werandą jak z jakiegoś starego filmu. Rośnie przed nim ogromny dąb, a na plażę jest tylko kilka minut spacerkiem, spacerkiem w dodatku miałabyś jedną łazienkę tylko dla siebie, a…
– Wstrzymaj się na chwilkę – przerwałam jej wywód. Edward nadal leżał z zamkniętymi oczami, ale mięśnie miał tak napięte, że nikt by nic uwierzył, że śpi. – O czym ty mówisz? Nie mam zamiaru przeprowadzać się na Florydę. Mieszkam w Forks.
– Ależ już nie musisz, głuptasku – roześmiała się mama. – Phil będzie teraz o wiele częściej w domu… W ogóle to dużo na ten temat rozmawialiśmy i zadecydowałam, że aby być więcej z tobą będę z nim jeździć tylko na co drugi mecz.
– Ale mamo… – Zawahałam się, nie wiedząc, które uzasadnienie zabrzmi najbardziej dyplomatycznie. – Chcę zostać w Forks. Przyzwyczaiłam się już do nowej szkoły, mam kilka dobrych koleżanek… – Słysząc słowo „koleżanki”, mama spojrzała na Edwarda, więc postanowiłam pójść w innym kierunku. -… a Charlie mnie potrzebuje. Siedzi tam zupełnie sam, a ani trochę nie potrafi gotować.
– Chcesz mieszkać w Forks? – spytała zaskoczona. Nie mieściło jej się to w głowie. Ale potem znów zerknęła na Edwarda. – Dlaczego?
– Dopiero, co powiedziałam – jest szkoła, jest Charlie – au! – Odruchowo wzruszyłam ramionami i okazało się, że nie był to najlepszy pomysł.
Mama rzuciła się, żeby mnie pocieszająco poklepać, ale przez chwilę tylko wisiała nade mną, nie wiedząc, którą część ciała wybrać. W końcu zdecydowała się na czoło – przynajmniej nie było zabandażowane.
– Ależ, Bello, skarbie, ty nie cierpisz tej dziury – przypomniała mi.
– Nie jest taka zła.
Zacisnęła usta i po raz kolejny zerknęła na Edwarda, tym razem rozmyślnie.
– To o niego chodzi? – szepnęła.
Otworzyłam już usta, żeby skłamać, ale wpatrywała się we mnie z taką uwagą, że z pewnością przejrzałaby mnie na wylot.
– Częściowo – przyznałam. Na razie tyle wystarczy. – Miałaś w ogóle okazję zamienić z Edwardem kilka słów?
– Tak. – Zawahała się, wpatrzona w sylwetkę „śpiącego”. – I chciałabym z tobą o nim porozmawiać.
Tylko nie to.
– O czym dokładnie?
– Sądzę, że ten chłopiec jest w tobie zakochany – rzuciła oskarżycielskim szeptem.
– Też tak sądzę – wyznałam.
– A co ty czujesz do niego? – Usiłowała maskować palącą ją ciekawość, ale kiepsko jej to wychodziło.
Westchnęłam, odwracając wzrok. Bardzo kochałam moją mamę, ale nie miałam ochoty się jej zwierzać.
– Mam fioła na jego punkcie – odparłam. Proszę bardzo. Tak chyba nastolatka może powiedzieć o swoim pierwszym chłopaku?
– No cóż, wydaje się bardzo sympatyczny i muszę przyznać, że jego uroda zwala z nóg, ale jesteś jeszcze taka młoda, Bello… – Mama nie była pewna, co o tym wszystkim myśleć. Jeśli mnie pamięć nie myliła, po raz pierwszy odkąd skończyłam osiem lat udało jej się niemal przybrać ton głosu godny prawdziwie surowej rodzicielki – stanowczy, ale stonowany zarazem. Głos rozsądku. Próbowała używać go już wcześniej, za każdym razem, gdy rozmawiałyśmy o mężczyznach.
– Wiem o tym, mamo. Nie przejmuj się, to tylko młodzieńcze uroczenie.
– O właśnie – zgodziła się szybko. Tak bardzo chciała w to wierzyć.
Westchnęła i z miną przepełnioną poczuciem winy zerknęła na wiszący na ścianie zegar.
– Musisz już iść?
Przygryzła dolną wargę.
– Lada chwila powinien zadzwonić Phil, tak się umówiliśmy. Nie wiedziałam, że odzyskasz przytomność.
Idź, idź. Nie ma sprawy. Będzie ze mną Edward. – Ucieszyłam się, ale starałam to ukryć, żeby nie urazić maminych uczuć.
– Wrócę raz – dwa. Wiesz, mieszkam teraz w szpitalu – dodała z dumą.
– Och, mamo, nie musiałaś tego robić. Możesz spać w domu mnie to bez różnicy. – Byłam tak odurzona środkami przeciwbólowymi, że nadal miałam kłopoty z koncentracją, chociaż z tego co mi mówiono, wynikało, że spałam kilka dni.
– Za bardzo bym się denerwowała – wyznała mama bojaźliwie – Po tym, co się stało ledwie przecznicę dalej, wolę nie siedzieć tam sama.
– A co się takiego stało? – spytałam zaalarmowana.
– Jacyś bandyci włamali się do tej szkoły tańca za rogiem i podpalili budynek. Nic z niego nie zostało! A przed wejściem porzucili kradziony samochód. Pamiętasz, skarbie, jak chodziłaś tam na lekcje?
– Pamiętam. – Wzdrygnęłam się.
– Mogę z tobą zostać, jeśli mnie potrzebujesz.
– Nie trzeba, mamo. Nic mi nie będzie. Edward się mną zajmie.
Zrobiła taką minę, jakby to jego osoba była właśnie powodem, dla którego wolałaby zostać.
– Wrócę wieczorem! – Zabrzmiało to nie tyle jak obietnica, ale jak ostrzeżenie. Wypowiadając te słowa, mama znów zerknęła na Edwarda.
– Kocham cię, mamo.
– Ja też cię kocham, Bello. Uważaj na siebie, kochanie, patrz pod nogi, Nic chcę, żebyś znowu trafiła do szpitala.
Edward nie otworzył oczu, ale na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Do pokoju wpadła energiczna pielęgniarka, żeby sprawdzić wszystkie moje kabelki i rurki. Przed wyjściem mama pocałowała mnie jeszcze w czoło i poklepała po zabandażowanej dłoni.
Pielęgniarka przejrzała wydruk z aparatu monitorującego pracę mojego serca.
– Denerwowałaś się czymś, złotko? Serce ci tu coś ostro przyspieszyło.
– Czuję się dobrze.
– Zaraz powiadomię siostrę oddziałową, że się obudziłaś. Za chwilkę przyjdzie cię obejrzeć.