– Doktor Chao? – zwrócił się do Vivian strażnik oddziału.
– Tak?
– Właśnie dzwoniłem na chirurgię w sprawie tej krzyżowej próby limfocytów. Oni już przeprowadzają taką próbę z krwią Karen Terrio.
– Wspaniale. Choć raz nie trzeba czekać.
– Ale, doktor Chao, oni nie porównują tego z próbką krwi Josha O’Daya. Vivian odwróciła się i spojrzała na strażnika.
– Co takiego?
– Poinformowano mnie, że próba jest między Karen Terrio a jakąś prywatną pacjentką, Niną Voss.
– Ale Josh jest przecież w stanie krytycznym! Jest pierwszy na liście.
– Powiedzieli mi tylko tyle, że serce idzie do kogo innego.
Vivian zerwała się na nogi. W trzy sekundy była przy telefonie i wybierała numer. Chwilę później Abby usłyszała, jak mówi:
– Tu doktor Chao. Chciałabym wiedzieć, kto zarządził próbę limfocytów Karen Terrio. – Przez moment słuchała, a potem marszcząc brwi, odłożyła słuchawkę.
– Wiesz, kto to był? – spytała Abby.
– Tak.
– Kto?
– Mark Hodell.
Rozdział czwarty
Abby i Mark zarezerwowali na ten wieczór stolik w „Casablance”, restauracji znajdującej się niedaleko ich domu w Cambridge. Mieli w ten sposób uczcić szczególną rocznicę – sześć miesięcy, odkąd razem zamieszkali. Jednak towarzyszący im nastrój trudno było nazwać wesołym.
– Chcę tylko wiedzieć, kim jest ta Nina Voss? – spytała Abby.
– Już ci mówiłem, że nie wiem – powiedział Mark. – Czy moglibyśmy już zakończyć temat?
– Ten chłopiec jest w krytycznym stanie. Trzeba go reanimować dwa razy dziennie. Na liście biorców jest już od roku. Kiedy wreszcie pojawia się odpowiednie serce, wy omijacie, cały system rejestracji? Oddajecie serce jakiejś prywatnej pacjentce, która ciągle jeszcze jest w domu?
– Nie oddajemy tego serca. To decyzja kliniki.
– Kto podjął taką decyzję?
– Aaron Levi. Zadzwonił do mnie dziś po południu. Powiedział, że Nina Voss ma zostać przyjęta do szpitala jutro. Prosił, żebym zarządził ogólne badania dawcy.
– To wszystko, co ci powiedział?
– Tak to można streścić. – Mark sięgnął po butelkę wina i napełnił swój kieliszek, rozlewając trochę płynu na serwetę. – Czy moglibyśmy już zmienić temat?
Przyglądała mu się, jak powoli sączy wino, nie patrząc na nią, nie mogąc spojrzeć jej w oczy.
– Kim ona jest? Ile ma lat?
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– To ty będziesz ją operował. Musisz wiedzieć, ile ma lat.
– Czterdzieści sześć.
– Jest z naszego stanu?
– Z Bostonu.
– Słyszałam, że przyleci z Rhode Island. Pielęgniarki mi powiedziały.
– Ona i jej mąż mieszkają latem w Newport.
– Kim jest jej mąż?
– Nazywa się Wiktor Voss. Tyle o nim wiem.
– Skąd Voss wziął pieniądze?
– Czy mówiłem coś o pieniądzach? – Ciągle jeszcze na nią nie patrzył, nie podnosił wzroku znad kieliszka.
– Letni dom w Newport? Oszczędź sobie, Mark.
Dawniej spojrzałaby na niego z rozczuleniem. Kochała jego szczere spojrzenie, drobne zmarszczki wokół oczu i ust, ujmujący uśmiech. Ale dziś jest inaczej.
– Nie wiedziałam, że tak łatwo można sobie kupić serce – powiedziała Abby.
– Za szybko wyciągasz wnioski.
– Dwoje pacjentów czeka na serce. Jeden, to biedny, dzieciak bez ubezpieczenia, dlatego trafił pod opiekę stażystki. Druga ma letni dom w Newport. Kto zostanie nagrodzony? Nietrudno zgadnąć.
Po raz trzeci sięgnął po butelkę wina i napełnił swój kieliszek. Jak na kogoś, kto zachowywał umiar we wszystkim, tego wieczoru pił jak nałogowiec.
– Posłuchaj – zaczął – cały dzień spędziłem w szpitalu. Ostatnią rzeczą, na jaką mam teraz ochotę, jest rozmawianie o tym. Zostawmy w spokoju ten temat.
Oboje umilkli. Spór o serce Karen Terrio potrafił skutecznie zdusić rozmowę na jakikolwiek inny temat. Może powiedzieliśmy już sobie wszystko, co mieliśmy do powiedzenia – myślała Abby. Może zaczęła się właśnie następna faza ich związku. Opowiedzieli już sobie historie swego życia i teraz musieliby znaleźć nowe tematy do rozmowy. Byli ze sobą zaledwie od sześciu miesięcy, a już zaczynają się dłuższe chwile ciszy i przemilczeń.
– Ten chłopiec przypomina mi Pete’a – powiedziała. – Pete też był fanem „Red Soxów”.
– Kto taki?
– Mój brat.
Mark nie odezwał się. Siedział przygarbiony, widać było, że czuł się nieswojo. Nigdy nie czuł się swobodnie, kiedy w rozmowie pojawiało się imię Pete’a. W końcu śmierć nigdy nie była przyjemnym tematem do rozmowy. Codziennie staramy się unikać tego słowa. Mówi się „zgasł” lub „nie udało się przywrócić go do życia”, lub „to był trudny przypadek”, ale rzadko używa się słowa zmarł.
– Szalał na punkcie „Red Soxów” – powiedziała. – Miał wszystkie karty z baseballem. Kupował je za pieniądze, które dostawał na lunch. Wydawał fortunę na małe plastikowe okładki, żeby jego karty się nie niszczyły. Pięć centów za okładkę na kartę za centa. Taka widocznie jest logika dziesięciolatka.
Mark łyknął wina. Siedział w złym humorze, niechętny do rozmowy. Uroczysta kolacja okazała się niewypałem. Abby zamilkła i jedli, nie odzywając się do siebie.
W domu Mark schował się za stertę swoich medycznych czasopism. Zawsze tak robił, gdy były jakiekolwiek konflikty między nimi. Abby natomiast nie miałaby nic przeciwko porządnej, zdrowej kłótni. Jej rodzina, gdzie były trzy uparte córki i jeden mały Pete, przechodziła niejednokrotnie burze wywołane przez rywalizujące między sobą rodzeństwo. Nigdy jednak nikt nie miał wątpliwości, że łączy ich miłość. Abby zdecydowanie wolała kłótnię od milczenia w gniewie. Nie potrafiła znieść takiej ciszy.
Sfrustrowana poszła do kuchni i wyczyściła zlew. Staję się podobna do matki – pomyślała z niechęcią. Wkurzam się i co robię? Sprzątam kuchnię. Wytarła kuchenkę, a potem rozmontowała i wyczyściła palniki. Wszystko lśniło czystością, kiedy usłyszała, jak Mark szedł na górę do sypialni. Poszła za nim.
Leżeli po ciemku obok siebie, ale w pewnej odległości. Milczenie doskwierało jej straszliwie. Wiedziała, że odzywając się pierwsza, okaże się słabszą stroną, ale nie mogła już dłużej wytrzymać.
– Nienawidzę, kiedy tak postępujesz – powiedziała.