– A ja nie choruję. Czy ja mam inne ucho środkowe?
– Ty pewnie jesteś urodzonym żeglarzem.
Jakow spojrzał na kikut kończący jego lewe ramię i pokręcił głową.
– Chyba nie. Nawigator uśmiechnął się.
– Masz poukładane w głowie. Mózg jest o wiele ważniejszy. Będziesz go potrzebował tam, dokąd jedziesz.
– Dlaczego?
– W Ameryce, jak umiesz myśleć, to możesz być bogaty. Ty chcesz być bogaty, prawda?
– Nie wiem.
Nawigator i kapitan zaczęli się śmiać.
– Może jednak ten chłopak wcale nie ma głowy – powiedział kapitan. Jakow popatrzył na nich poważnie.
– To był tylko dowcip – wyjaśnił nawigator.
– Wiem.
– Dlaczego ty się nigdy nie śmiejesz? Nigdy nie widziałem, żebyś się śmiał.
– Nigdy mi się nie chce. Kapitan parsknął.
– Szczeniak jedzie do jakiejś bogatej rodziny w Ameryce i nie chce mu się śmiać. Może coś jest z nim nie tak?
Jakow wzruszył ramionami i wrócił do oglądania mapy.
– Również nigdy nie płaczę.
Aleksiej spał skulony na dolnej koi, przyciskając do siebie Szu-Szu. Obudził się, kiedy Jakow usiadł na jego materacu.
– Nie wstaniesz? – spytał Jakow.
– Jest mi niedobrze. – Aleksiej zamknął oczy.
– Lubi zrobił pierogi na kolację. Zjadłem dziewięć.
– Nie mów o jedzeniu.
– Nie jesteś głodny?
– Jestem głodny, ale jest mi za bardzo niedobrze, żebym mógł jeść. Jakow westchnął i rozejrzał się po kabinie. Było tam osiem koi, z których sześć zajmowali chłopcy zbyt chorzy, żeby mogli się bawić. Jakow był już w innych kajutach, ale z tamtymi było równie źle. Czy tak miało być przez cały Atlantyk?
– To przez twoje ucho wewnętrzne – powiedział Jakow.
– O czym ty mówisz? – jęknął Aleksiej.
– To twoje ucho. To przez nie jest ci niedobrze.
– Z moimi uszami wszystko jest w porządku.
– Już od czterech dni chorujesz. Musisz wstać i coś zjeść.
– Och, zostaw mnie w spokoju.
Jakow chwycił Szu-Szu i wyrwał go małemu.
– Oddaj to! – Aleksiej zaczął płakać.
– Choć i weź go ode mnie.
– Oddaj mi go!
– Najpierw wstań. No dalej. – Jakow wstał szybko z koi, kiedy Aleksiej bezskutecznie próbował dosięgnąć swego wypchanego psa. – Poczujesz się lepiej, kiedy wstaniesz.
Aleksiej usiadł. Przez chwilę trzymał się brzegu materaca, jego głowa kiwała się z każdym ruchem statku. Nagle przycisnął dłonie do ust, poderwał się z koi i przebiegł przez kabinę. Wymiotował do zlewu. Potem jęcząc wgramolił się z powrotem na swoje łóżko. Jakow oddał mu Szu-Szu. Aleksiej przycisnął swego pluszowego ulubieńca do siebie.
– Mówiłem ci, że jest mi niedobrze. Idź już sobie. – Jakow wyszedł z kajuty chłopców i ruszył wzdłuż korytarza. Zapukał do drzwi kabiny Nadii. Nikt nie odpowiedział. Podszedł do drzwi kabiny Gregora i znowu zapukał.
– Kto tam? – dobiegł go jęk.
– To ja. Jakow. Czy pan też jest ciągle chory?
– Odpieprz się! Idź sobie gdzie indziej.
Jakow poszedł. Przez chwilę łaził po statku. Lubi poszedł już do swojej kabiny. Kapitan i nawigator byli zbyt zajęci, żeby z nim rozmawiać. Zszedł na dół do maszynowni odwiedzić Kubiszewa. Kubiszew miał czas. Rozłożyli więc szachownicę. Jakow miał pierwszy ruch. Ruszył pionkiem.
– Byłeś kiedyś w Ameryce? – zapytał, przekrzykując pracę tłoków.
– Dwa razy – powiedział Kubiszew, ruszając pionkiem królowej w przód.
– Podobało ci się tam?
– Nie wiem. Zawsze umieszczają nas w specjalnych zamkniętych kwaterach, jak tylko wpływamy do portu. Nigdy nic nie widziałem.
– Dlaczego kapitan tak robi?
– To nie kapitan. To ci ludzie z kabiny na rufie.
– Jacy ludzie? Nigdy ich nie widziałem.
– Nikt ich nie widuje.
– To skąd wiesz, że tam są?
– Zapytaj Lubiego. On dla nich gotuje. Ktoś musi przecież zjadać to żarcie, które on wysyła na górę. No to co, wykonasz w końcu ten ruch czy nie?
Jakow w skupieniu przesunął kolejny pionek.
– Dlaczego po prostu nie zejdziesz ze statku, kiedy tam dojedziemy? – spytał.
– A po co?
– Żeby zostać w Ameryce i wzbogacić się. Kubiszew chrząknął.
– Tyle, co mi płacą, wystarcza. Nie mogę narzekać.
– Ile ci płacą?
– Jesteś za bardzo wścibski.
– Naprawdę dużo?
– Więcej, niż kiedyś zarabiałem. Więcej, niż zarabia większość ludzi. Za to tylko, że pływam przez Atlantyk tam i z powrotem.
Jakow wykonał ruch królową.
– A więc to dobra praca? Tak? Dobrze jest być mechanikiem?
– Głupio ruszyłeś. Niepotrzebnie odsłaniasz królową. Dlaczego tak zrobiłeś?
– Wypróbowuję nowe ruchy. Czy ja też mógłbym kiedyś zostać mechanikiem na statku?
– Nie.
– Ale przecież tobie dużo płacą.
– Tylko dlatego, że pracuję dla „Sigajev Company”. Oni bardzo dobrze płacą.
– Dlaczego?
– Bo trzymam gębę na kłódkę.
– Dlaczego?
– Skąd mam niby wiedzieć? – Kubiszew sięgnął przez szachownicę. – Mój skoczek bije twoją królową. Widzisz, mówiłem, że to był głupi ruch.
– To był eksperyment – powiedział Jakow.
– Mam nadzieję, że dzięki temu czegoś się nauczyłeś.
Kilka dni później Jakow zapytał nawigatora: – Co to jest „Sigajev Company”? Nawigator spojrzał na niego zaskoczony.
– Gdzie słyszałeś tę nazwę?
– Kubiszew mi powiedział.
– Nie powinien był.
– To ty też nie możesz o tym mówić? – spytał Jakow.
– Tak jest.
Przez chwilę Jakow milczał. Patrzył tylko, jak nawigator przestawia coś na swoich urządzeniach. Na małym ekranie przez cały czas mrugały jakieś numerki, które on zapisywał w książce, a potem sprawdzał na swojej mapie.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał Jakow.
– Tutaj – nawigator wskazał na mapie malutki krzyżyk pośrodku oceanu.
– A skąd wiesz?
– Z obliczeń. Odczytuję je z tego ekranu. Wysokość i szerokość geograficzna. Widzisz?
– Musisz być bardzo mądry, żeby być nawigatorem, prawda?
– Naprawdę nie tak bardzo. – Teraz po mapie przesuwał dwie plastikowe linijki połączone zawiasami. Złożył je razem i skierował do róży wiatrów w rogu mapy.
– Czy wy robicie coś nielegalnego? – zapytał Jakow.
– Co?
– No, czy dlatego właśnie nie wolno wam o tym mówić? Nawigator westchnął.