Выбрать главу

– A czy to możliwe? – zapytała. Przeszedł ją lodowaty dreszcz, kiedy wyobraziła sobie wszystkich tych przystojnych mężczyzn idących na wojnę. Zwłaszcza zaś przerażało ją to, że Moss mógłby wyjechać z Filadelfii.

– Milczenie jest złotem – rzucił żartem, wyczuwając jej smutek. – Tak naprawdę nikt z nas nie wie, dokąd nas wyślą. Moss chciałby wrócić na „Enterprise”, gdzie obaj przechodziliśmy szkolenie. Mnie przydzielono na „Sarasotę”, ale w tej chwili statek jest w stoczni, w remoncie.

Kiedy tańczyli, Thad spoglądał z góry na niedoświadczone jak pisklę młode stworzonko, które trzymał w objęciach. Co Coleman ma z nią wspólnego? Nie jest w jego typie, taka młoda i słodka.

Przez cały wieczór odbijano Mossowi jego partnerkę. Ilekroć tańczyła z kim innym, Billie czuła na sobie jego wzrok. Przyprawiał ją o dreszcze.

– Musimy już iść, Billie. Nie mam dzisiaj samochodu, a dochodzi dziesiąta.

– Spotkamy się na dworze – poprosiła. – Wiesz, że zgodnie z regulaminem dziewczętom nie wolno wychodzić z żołnierzami. Jeśli ktoś nas zobaczy, nie wpuszczą mnie tu nigdy więcej.

– Nie wrócimy tu – rzucił. – Nie chcę się tobą dzielić z innymi. Należysz do mnie, Billie. – Wziął ją za rękę i wyprowadził na dwór, ignorując spojrzenia wojskowych i dziewcząt.

Na ganku przed domem Billie przyciągnął ją do siebie. Przez cienką tkaninę sukienki czuła twarde mięśnie jego ud. Delikatnie uniósł jej podbródek do góry.

Ściągnął brwi, jakby się zastanawiał, co ma z nią zrobić. A potem ją pocałował, powoli i gorąco. Uległa mu, rozchyliła usta, świadoma dotyku twardych zębów. W Mossie kryła się siła, która ją pociągała. Słyszała, jak szybko oddycha. To był zupełnie inny pocałunek. Było w nim pragnienie i zaborczość. Trzymał jej głowę w dłoniach, przedłużał zetknięcie, zaspokajał swój głód. Przesunął ręce na jej talię i odnalazł ustami szyję. Pieścił delikatną skórę, wdychał jej zapach.

– Billie – usłyszała jego szept. – Nie powinnaś pozwalać, bym tak cię pragnął.

W odpowiedzi ukryła palce w jego ciemnych włosach, gładziła kosmyki na karku.

– Kiedy ja chcę, żebyś mnie pragnął, Moss – odpowiedziała. – Chcę, żebyś…

Następny pocałunek był szybki, mocny i krótki.

– Idź do domu, Billie, na Boga, idź do domu.

Puścił ją tak nagle, że ogarnęło ją zmieszanie i strach. Billie Ames wiedziała jedno: dla niej ten pocałunek mógłby trwać wiecznie. Zanim odnalazła klamkę, Moss zniknął wśród drzew.

Agnes wyglądała ze swego pokoju na piętrze. Dach ganku nie pozwalał jej zobaczyć, co się tam działo, ale widziała, jak Billie i Moss wrócili. Podporucznik odszedł dopiero dziewięć minut później.

* * *

Na oczach Agnes związek Billie i Mossa przeradzał się z przypadkowej znajomości w coś głębszego. Moss bywał u nich na obiedzie kilka razy w tygodniu. Dzwonił do Billie; ilekroć z nim rozmawiała, śmiała się tym nowym śmiechem kobiety. Agnes wiedziała, że córka nadal jest dziewicą. Czytała to z oczu Mossa. Niepokoił ją jednak głód w spojrzeniu Billie. Każdego wieczoru, kiedy odprowadzał ją do domu, Moss wchodził na chwilą do środka. Agnes nienawidziła tych krótkich spotkań, bo zawsze szukała odpowiedzi w oczach podporucznika. Ufała mu, mimo wątpliwości, jakie budziło w niej zachowanie córki. Miał w sobie pewną szlachetność, co – jak zakładała – nie pozwoli mu wykorzystać jej niewinności. Taką w każdym razie miała nadzieję. Agnes Ames nie była już niczego pewna, i to właśnie było głównym źródłem jej zdenerwowania.

Marzenia o związku z rodziną Foxów należały do przeszłości. W tej chwili błagała opatrzność, by Moss Coleman wyjechał z Filadelfii, i to jak najszybciej. Tylko o tym mówił podczas niedzielnych obiadów, które już zawsze jadał w domku przy Elm Street. Ból w oczach Billie widoczny, gdy o tym wspominał, łamał Agnes serce. Oby wyjechał, zanim Billie pójdzie do college’u, żeby zdążyła o nim zapomnieć w czasie wakacji.

Z drugiej strony, to również mogło grozić niebezpieczeństwem. Agnes doskonale wiedziała, jak niecierpliwi potrafią być młodzi. Modliła się, by Moss nie zaraził Billie gorączkowym pośpiechem, przyczyną upadku tylu dziewcząt. Wojna, życie dniem dzisiejszym, bo jutra może nie być… Niejedna dziewczyna straciła przez to reputację. O ślubie nigdy nie było mowy. Nie przestawała zadawać sobie pytanie, ile serc już złamał Moss Coleman. Nie chciała, żeby i Billie znalazła się na liście jego zdobyczy. Billie wszystko co ma, to jej nadzieja na przyszłość. Ulżyłoby jej, gdyby wiedziała o Mossie coś więcej. Na Boga, niewykluczone przecież, że gdzieś w Teksasie czeka na niego żona!

* * *

Billie wróciła ze szkoły. Od razu weszła do kuchni.

– Jestem już, mamo. Czy Moss dzwonił?

– Nie. Billie, od kilku tygodni w ogóle nie ćwiczysz na pianinie. Postępujesz nierozsądnie. Wiesz, ile płacimy za lekcje. Powinnaś wywiązywać się ze swoich obowiązków.

– Nie chcę już brać lekcji. I tak nie zostanę pianistką, zresztą nie mam na to czasu. Powiedz panu Trazzori, że rezygnuję. Koniec, kropka. Co mamy na obiad?

– Kotlety jagnięce. Udało mi się kupić cztery. Stałam w kolejce przez dwie godziny. Boże, kiedy wreszcie skończy się racjonowanie? – Spokojny rzeczowy głos Agnes nie zdradzał, jak bardzo nią wstrząsnęła decyzja Billie. Jednaście lat nauki wyrzucone do śmieci przez jakiegoś kowboja. Billie miała przecież grać dalej, nawet w college’u – ale i o szkole nie było mowy od kilku tygodni. A dokładnie rzecz biorąc, odkąd Moss Coleman po raz pierwszy przestąpił próg ich domu. Agnes nie wytrzymała:

– Billie, musimy porozmawiać. Zajęcia w szkole potrwają jeszcze dwa tygodnie. Dzisiaj dzwonili ze szkoły i pytali, dlaczego nie byłaś na lekcjach. Żądam wyjaśnień, i to natychmiast.

– Mamo, wszystkie stopnie są już wystawione. Przecież to bez znaczenia. Byłam z Mossem. Pojechaliśmy nad Jersey. Nie masz powodu, żeby się denerwować. Co strasznego w tym, że raz poszłam na wagary? Inni robią to ciągle.

– Dość tego. Nigdy się tak nie zachowywałaś. Billie, zmieniłaś się, odkąd poznałaś tego pilota. Nie jesteś taka jak dawniej i wcale mi się to nie podoba. Spędzasz z nim zdecydowanie za dużo czasu. – Nie chciała zadawać następnego pytania, bała się odpowiedzi, ale nie miała wyjścia:

– Co właściwie czujesz do Mossa Colemana?

– Mamo, nie powinnaś zadawać mi takich pytań. Jestem dorosła. To nie twoja sprawa.

– Ach, więc to nie moja sprawa! Ale kiedy kłamię przez telefon, że masz katar, to moja sprawa, tak? Od razu wiedziałam, dlaczego poszłaś na wagary.

– Jestem już duża mamo, i mogę sama na siebie uważać. Jeśli się obawiasz, że ja… że…

Agnes nie dała jej dokończyć:

– Nie ty mnie martwisz. Wiem, że jesteś porządną dziewczyną. Ale on nie będzie czekał wiecznie. Billie, rozumiesz, co do ciebie mówię? – rzuciła zdesperowana.

– Nie martw się, mamo. – Pod wpływem współczucia głos Billie zmiękł. Gdyby były bardziej ze sobą związane, objęłaby teraz Agnes. – Moss mnie nie tknął. Całuje mnie na dobranoc, podobnie jak Tim Kelly. Zaufaj mi. Zawsze mi ufałaś. Dlaczego wątpisz teraz? Dlaczego uważasz, że Moss jest inny? Chodzi o to, że jest starszy?

Sama chciałabym to wiedzieć, pomyślała Agnes. Głośno powiedziała tylko:

– Moss nie jest taki jak Tim Kelly. Jest mężczyzną, a mężczyźni mają określone potrzeby.

– Nie chcę na ten temat rozmawiać. – Billie odwróciła głowę. Matka nie musiała mówić jej o potrzebach mężczyzn; wyczuwała je w Mossie, w jego silnych objęciach, w jego napiętym ciele. Echo tych potrzeb odnajdywała u siebie samej i Moss o tym wiedział. Dlatego właśnie nagle przerywał pocałunki, mrucząc coś pod nosem. Było dla niego jasne, że tylko on jest w stanie się opanować.