Выбрать главу

Poza tym ona nigdy nie zrozumie, że mężczyzna nie od razu dąży do trwałego związku. Musi spędzać z nią mniej czasu. Coraz trudniej było mu nad sobą panować. Powinien spotykać się z innymi kobietami, nie tak przyzwoitymi i bez fałszywych wyobrażeń. Z kobietami, które chętnie mu ulegną i nie zażądają oświadczyn w zamian za dziewictwo.

Kiedy wypuścił ją z objęć, dostrzegł łzy w jej oczach.

– Hej, Billie, nigdy nie płacz z mojego powodu. – Z tymi słowami wyszedł.

Billie jeszcze długo w nocy siedziała na łóżku. Łzy spływały jej po twarzy ciepłym strumykiem. Jak mogła nie płakać z jego powodu? Chciał wyjechać na Pacyfik, walczyć, ryzykować życie. Dlaczego nie pragnął jej równie mocno? Wtedy na pewno by jej nie opuścił.

* * *

Od razu, otwierając oczy, przypomniała sobie, jaki to dzień – koniec roku szkolnego. Zaspana spojrzała na wieszak na drzwiach szafy ściennej. Wisiała tam piękna sukienka, niemal suknia ślubna, dziewiczo biała. Ta myśl ją zirytowała. Może powinna dodać jakiś kolorowy akcent. Nie jest za późno, ma jeszcze cały dzień. Tak, doszyje kolorową szarfę. Na rozdanie świadectw włoży tę sukienkę, a przed wieczornym balem przyszyje do niej szarfę. Na maszynie zajmie jej to niecałe dziesięć minut. Chciała się wyróżniać spośród innych dziewcząt, chciała wyglądać trochę inaczej… dla Mossa.

Chciała, by zapamiętał tę noc i ją także, żeby ją wspominał, kiedy wyjedzie. Ile jeszcze czasu im zostało? W każdym razie niedużo. Od tygodni Moss opowiadał tylko o „Enterprise” i bitwie o Midway. Oddałby wszystko, byle tylko zdążyć przed końcem wojny. Ach, gdyby wojna już się skończyła, w ogóle nie musiałby wyjeżdżać.

Billie uświadomiła sobie, że właściwie nigdy naprawdę nie rozumiała Mossa Colemana, mimo że znali się od miesiąca. Teraz był już czerwiec, dobry miesiąc na zawarcie małżeństwa. Wczoraj się dowiedziała, że dwie koleżanki z jej klasy wychodzą za mąż, zanim ich narzeczeni wyruszą na wojnę. Będą to skromne, szybkie ceremonie, z udziałem tylko najbliższej rodziny.

Billie cierpiała.

W połowie lipca wyjedzie Tim. Inni chłopcy – niewiele później. Jej przyjaciółki wybierały się do różnych college’ów. Ona sama miała wyjechać do Penn State pod koniec sierpnia. Wszyscy obiecywali, że będą pisać, ale Billie wiedziała, że wkrótce każdego pochłonie własne życie. Z czasem listy przestaną przychodzić. Owszem, będą się spotykać w czasie wakacji, jednak ten etap ich życia dobiega końca. Bóg jeden wie, kiedy i czy w ogóle chłopcy wrócą do domu. Posmutniała. Także i dlatego dzisiejszy wieczór będzie jedyny w swoim rodzaju.

Po potańcówce koleżanka z klasy wyprawiała całonocne przyjęcie. Agnes pozwoliła zostać jej aż do śniadania z szampanem, które planowali wydać rodzice gospodyni. Billie zachichotała. Biedna dziewczyna. Billie wiedziała, że większość par ma inne plany na tę noc. Tak, wpadną na przyjęcie, ale potem wyjdą po cichu. Ona także chciałaby tak postąpić, nie wiedziała tylko, jak powiedzieć o tym Mossowi. I tak będzie znudzony. Może zaproponuje mu przejażdżkę do Atlantic City. Mogliby iść na spacer brzegiem morza i obserwować wschód słońca. Byłoby to idealne uwieńczenie wspaniałej nocy.

Na myśl o spędzeniu z nim całej nocy, o tym, że leżałaby obok niego na plaży, ponownie zamknęła oczy. To takie romantyczne. Ilekroć z nim przebywała, działo się z nią coś dziwnego. Narastało w niej mroczne pożądanie, pragnienie, które przyśpieszało jej puls za każdym razem, gdy jej dotykał. W swoim odbiciu w lustrze usiłowała dopatrzyć się tych zmian. Ze szklanej tafli patrzyła na nią Billie Ames, ale ona nie czuła się w środku jak dawna Billie Ames. Całe ciało miała obolałe, puste. Chciała, żeby Moss ukoił ból i wypełnił pustkę wewnątrz niej. Pragnęła tego tak bardzo, że na myśl o Mossie ściskało jej się gardło. Miała ciągle łzy w oczach. Czasami z najwyższym trudem powstrzymywała się od płaczu. W romansach nazywano to uczucie namiętnością. Nigdzie jednak nie przeczytała, że namiętność tak boli.

* * *

Moss zapiął ostatni guzik marynarki. Spodziewał się kpin, kiedy zmierzał do świetlicy oficerskiej. Bal absolwentów! To coś dla dzieci!

– Fiu-fiu! – zagwizdał Thad Kingsley. – Rozkochasz w sobie wszystkie dziewczynki.

– Powąchajcie! – zawtórował Jack. – Pachnie, jakby wyszedł z francuskiego burdelu. Mamuśki padną trupem.

– Zamknij się – odburknął Moss, ale uśmiechnął się pod nosem.

– Przystojniak z ciebie – inny młody oficer pogroził mu palcem. – Znając Mossa, nie wystarczy mu być przystojniakiem, zapewne zechce być przystojniakiem rozpustnikiem. – Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Zmieszanie Mossa rozbawiło ich jeszcze bardziej.

– Ile, mówiłeś, ta mała ma lat? Siedemnaście? Na Boga, Moss, pchasz się do kołyski czy co? Pewnie czysta jak pierwszy śnieg! – zarechotał Jack.

– Zamknij się, do cholery. Nie masz nic lepszego do roboty niż się mnie czepiać?

– Chyba nie. Hej, chłopaki, co wy na to, może wszyscy odstawimy się na galowo i pójdziemy z nim. Może jakaś dziewuszka zaprosi nas na niedzielny obiad. Czy twoja mała przyjaciółka wie, że przeleciałeś wszystkie kobiety stąd do Nowego Jorku?

– Mówiłem ci, żebyś się zamknął. Ja nie żartują – warknął Moss. Nie bawiły go już docinki kolegów. Nie lubił, gdy ktoś przypominał mu nieprzyjemną prawdą.

– A co nam zrobisz, naślesz admirała? – zakpił Thad. – Chłopaki, chodźmy, należy nam się trochę rozrywki. Coleman nie ma dla nas czasu.

Wychodząc, klepali go po plecach na znak, że to tylko żarty. Thad odwrócił się w drzwiach:

– O wschodzie słońca masz być z powrotem. I nie zabrudź munduru – huknął władczym, w jego mniemaniu, tonem. – Jasne?

Moss pomachał mu na pożegnanie.

Dobrzy z nich kumple. Thad Kingsley mógłby być jego bratem. Nie ma lepszego pilota. Nigdy nie popełniał błędów, w każdej sytuacji zachowywał zdrowy rozsądek.

Drzwi otworzyła mu Agnes. Z jej oczu nie mógł niczego wyczytać.

– Wejdź, Moss. Billie będzie gotowa za moment. – Zachwyciły ją kwiaty, które przyniósł. – Ach, jaki piękny bukiet!

Odnalazł jej spojrzenie.

– Chyba we wrześniu stąd wyjadę – oznajmił, przesadnie przeciągając samogłoski. – Na to wygląda.

Obserwował ją uważnie. Spodziewał się zobaczyć ulgą. W końcu tego chciała, prawda? Żeby zniknął i przestał zagrażać jej ukochanej córeczce? Czy to możliwe, że na jej twarzy malowała się panika?

* * *

Zespół starał się brzmieć jak big band Glenna Millera. Ku zachwycie wszystkich obecnych młoda śpiewaczka stanowiła całkiem niezłą imitacją Helen O’Connell. Billie tańczyła z Mossem, opierając głową na jego piersi. Kiedy weszli na salą, patrzyli na nich wszyscy, nawet nauczyciele zerkali w ich stronę.

Agnes stała za długim stołem i wydawała napój owocowy. Dumnie uniosła głowę, słysząc, jak dyrektor szkoły nazywa Billie najładniejszą dziewczyną na balu.

– A kto jej towarzyszy, pani Ames? Ten młody człowiek sprawia dobre wrażenie.

– To podporucznik Moss Coleman z Austin w Teksasie. Między nami mówiąc, pochodzi z doskonałej rodziny, o ile pan wie, co mam na myśli.

Dyrektor zrozumiał. Ekscytacja w głosie Agnes Ames oznacza, że Moss Coleman jest bardzo bogaty.

– Billie, muzycy robią przerwę – szepnął Moss. – Pójdę zadzwonić do admirała. Nie masz ochoty na szklaneczkę soku? Spotkamy się przy stole.

Agnes, której zadaniem było uważać, żeby co bardziej rozbawieni uczniowie nie stłukli wazy z napojem, śledziła córkę wzrokiem. Jej uwagi nie uszedł ani rumieniec Billie, ani rozchylone wargi, ani błyszczące oczy. Serce każdej matki ścisnęłoby się na ten widok. Billie była dorosła i odnalazła swojego mężczyznę.