Выбрать главу

Niewłaściwy dla Billie, idealny dla Agnes. A dla niego? Nie minęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, a Agnes już załatwiła ciążę. Chyba nikt lepiej niż ona nie rozumiał powiedzenia „skorzystać z okazji”.

– Czego pani ode mnie chce, pani Ames? Tylko proszę mówić wyraźnie, żeby durny kowboj wszystko zrozumiał. – Jej rumieniec sprawił mu radość. Po teksaskim akcencie nie było śladu, po dobrym samopoczuciu również. Teraz rozmawiali o interesach. Billie to towar. Gdyby mógł, znienawidziłby tego sępa; niestety, wtedy musiałby znienawidzić również siebie.

– Nie chodzi o to, czego ja od pana chcę, Moss, lecz czego Billie będzie potrzebowała. Na wypadek gdyby uszło to pańskiej uwagi: Billie pana kocha, jest w panu zakochana po uszy. Jak pan widzi, nie pytam o pańskie uczucia, w tej chwili nie grają one żadnej roli. Chcę, żeby ożenił się pan z moją córką, co ocali zarówno jej, jak i pana reputację.

Ocali jego reputację? O co jej chodzi? To znaczy, oprócz tego, że chce go za zięcia. Był zdziwiony, że otwarcie, bez eufemizmów, mówi o seksie i ciąży. Coś jest nie tak. Agnes miała minę kota, który właśnie połknął kanarka. Mossowi zdawało się, że to jego piórka przyjemnie łaskoczą ją w gardło.

Już-już miał jej odpowiedzieć, kiedy postanowił przez chwilę przetrzymać ją w niepewności. Należało jej się. Moss podjął decyzję już dawno, kiedy reperował kompas admirała. Oczywiście ożeni się z Billie. Pomijając fakt, że naprawdę ładna z niej dziewczyna i doskonała partnerka w łóżku, Billie Ames stanowiła idealne rozwiązanie jego problemów z Sethem. Ojciec koniecznie chciał wnuków. Dając mu Billie i dziecko, będzie mógł z czystym sumieniem poprosić o nowy przydział. Dzięki Billie i dziecku wyjedzie na Pacyfik, zamiast tkwić za biurkiem w Filadelfii.

– Dziś wieczorem poproszę Billie o rękę – oznajmił. Nie ukrywał szerokiego uśmiechu.

Agnes zamurowało. Nie przypuszczała, że pójdzie tak łatwo. Była przygotowana na dłuższą walkę. Coś jej mówiło, że to nie ona Mossa, lecz on ją wykorzystał. Darowanemu koniowi nie zagląda się jednak w zęby. Bez słowa przekręciła kluczyk w stacyjce. Moss włączył radio, nasunął czapkę na oczy i rozsiadł się wygodnie. Nie zwracał na nią uwagi, wsłuchany w rewelacje z procesu Helen Trent. Jego zachowanie drażniło ją, ale pewnie właśnie tacy są ludzie w Teksasie. W Teksasie…

Wysadziła go przy bramie. Niebo zdążyło już zaciągnąć się chmurami. Odjechała nie dalej niż milę, kiedy rozpętała się burza. Agnes zjechała na pobocze. Nie chciała ryzykować, nie teraz, kiedy otwierały się przed nią złote bramy Teksasu. Kobietom takim jak Agnes Ames nieczęsto udaje się pokonać przepaść między biedą i pracą a luksusem. Luksusem Colemanów. Oto wkrótce dostanie wszystko, co jej się należało od dnia, w którym przyszła na świat, płacząc co sił nad jego niesprawiedliwością. Bo, wspominała teraz, jej życie pełne było niesprawiedliwości od samego początku, od urodzenia się jako córka Maude i Matthew Neibauerów, bogobojnych, ubogich rodziców, po żałosne małżeństwo z Thomasem Amesem, zawarte z przekory.

Już jako dziecko Agnes zastanawiała się, czyjej życie nie potoczyłoby się inaczej, gdyby Neibauerowie nie zamieszkali w domku przy Elm Street, które Maude odziedziczyła po matce. Maude wyszła za Matthew, prostego robotnika, wbrew woli rodziców. Wiedziało o tym całe miasto. Wszyscy kręcili nosem, że jedna z nich popełnia taki mezalians.

Maude, nerwowa i drażliwa, we wszystkim doszukiwała się kpin i złośliwości. Zaciskając zęby, wieszała pranie o świcie, żeby nikt nie widział, że robi to sama, bo nie stać jej na pomoc domową. Bielizna wisiała zawsze między pościelą, śnieżnobiałą, bo Maude wlewała wybielacz całymi litrami. Biel była w jej oczach symbolem przyzwoitości. Brudny kombinezon Matthew suszył się w piwnicy. Nie trzeba przypominać sąsiadom, że Matthew, hydraulik, nie nosi jak oni garnituru i krawata. Życie Maude było jednym pasmem przeszkód nie do pokonania.

Do obowiązków Agnes, odkąd podrosła, było sprzątanie domu w każdą sobotę przed dziesiątą rano, aby nikt jej nie zobaczył. Szorowała, klęcząc na kolanach, ganek i białe kolumienki, aż wszystko lśniło z daleka.

Pewnego lata ojciec doznał uszkodzenia kręgosłupa i nie pracował przez całe lato. Przez kilka tygodni jedli tylko warzywa z ogródka; nader rzadko pozwalali sobie na plasterek bekonu. Agnes nigdy nie narzekała, nawet jeśli odchodziła głodna od stołu. Do dzisiaj jednak przenikał ją dreszcz na wspomnienie upomnień matki, by nie mówiła przyjaciołom, że nie jadła mięsa.

Przyjaciele – jakże niewielu ich miała podczas dorastania. Wolno jej było przyjmować gości tylko na werandzie. Nigdy nie zapraszała ich do kuchni na ciasteczka. Maude obawiała się, że opowiedzą rodzicom o porysowanej podłodze, niemodnej zastawie i wyszczerbionych szklankach.

Agnes często podejrzewała, że ją adoptowano. Miała nadzieję, że tak właśnie było. Nie chciała mieć nic wspólnego z tymi ponurymi, nijakimi ludźmi. Nie wyobrażała sobie Maude nagiej w objęciach Matthew. Z ich sypialni nigdy nie dobiegał żaden odgłos.

Thomas Ames urzekł ją uśmiechem i błyskiem w ciemnych oczach. Dał jej ciepło i uczucie, których tak potrzebowała. Maude była przerażona. Thomas nie był odpowiedni, i już. To leniwy, uparty grzesznik. Jego domem był ciasny pokoik nad barem przy Dwunastej Ulicy. Nie będzie w stanie zapewnić Agnes Neibauer odpowiedniej przyszłości.

Agnes obchodziła teraźniejszość. Chciała Thomasa, jego uśmiechu i czułości.

Kiedyś podsłuchała kłótnię Maude i Matthew.

– Nie pojmuję, jak mogłam nie słuchać matki – wrzeszczała Maude. – Nie myliła się co do ciebie, tak jak ja mam rację w sprawie Agnes i tego chłopaka Amesów!

Agnes i Thomas Ames pobrali się w Elkton, w stanie Maryland. Był to ślub cywilny. Agnes miała wówczas siedemnaście lat. Jak można się było spodziewać, wkrótce po narodzinach Billie doszła do wniosku, że zamieniła jedno nudne życie na drugie, takie samo. Kiedy wygasła namiętność, z trudem znosiła Thomasa i jego zaloty w piątkowe noce. Po śmierci Maude i Matthew Amesowie spakowali swój skromny dobytek i razem z Billie wprowadzili się do domku przy Elm Street. Nic sienie zmieniło. Agnes robiła to samo co wcześniej Maude i z każdym dniem nienawidziła tego coraz bardziej.

Zawsze pragnęła więcej, jak jednak to osiągnąć? Nie modlitwą, to wie każdy głupiec, ciężka praca też nie czyni cudów. Władza, intelekt i wyobraźnia, oto czego potrzeba!

Thomas Ames, mąż i ojciec, umarł z braku wyobraźni, choć to właśnie fantazja ściągnęła na niego uwagę Agnes. Czas, zmartwienia i rachunki do zapłacenia zostawiły swój ślad. Robił co mógł, Agnes przyznawała to niechętnie, ale najlepiej postąpił tamtego dnia, kiedy wydał ostatnie tchnienie na kuchennej podłodze. Umarł, zanim zdążyła do niego podejść.

Nie oszczędzała na pogrzebie. Sąsiedzi, ba, wszyscy parafianie z podziwem dotykali brązowej trumny. Agnes była zadowolona. Nikt nigdy nie policzył, ile bezmięsnych obiadów zjadły z Billie, zanim zapłaciły za trumnę.

Zaledwie dwie godziny po pogrzebie skromna garderoba Thomasa Amesa znalazła się w kościelnej skrzyni dla ubogich. Agnes odwróciła materac na drugą stronę i zasłała łóżko najlepszą, haftowaną pościelą. Potem osunęła się na kolana i dziękowała Bogu, że zabrał Thomasa tak szybko. Nie zniosłaby konieczności pielęgnowania go. W jej życiu i tak dosyć było niesprawiedliwości.

* * *

Burza minęła. Agnes opuściła okno i wytarła szybę lnianą chusteczką. Cały świat się zielenił. Drzewa, krzaki, nawet ona miała na sobie zieloną sukienkę. Zieleń, kolor pieniędzy.

Co za wspaniały dzień.

Rozdział piąty

Tego wieczora Agnes spotkała się z księdzem Donovanem. Nieco minęła się z prawdą, oznajmiając, że Moss się spodziewa przydziału w każdej chwili. Czy naprawdę konieczne są aż trzy zapowiedzi, w trzy kolejne niedziele?