Carlos przytrzymał drzwiczki. Jessica poleciła mu zająć się bagażem. Po widoku różanego ogrodu i winorośli oplatającej werandę Billie przeżyła następny szok, kiedy weszła do budynku: dębowy parkiet, belki pod sufitem, meble obite skórą. Brakowało tu tylko kłębów papierosowego dymu i stukotu kowbojskich butów. Olbrzymie obrazy przedstawiały silnych ogorzałych mężczyzn przy pracy: ujeżdżali konie, znakowali bydło. Kobieca ręka Jessiki nie sięgała poza ogród. Dom to świat Setha. Świadczył o tym każdy drobiazg.
– Chodźmy na górę, Billie – zaproponowała teściowa. – Ty i Agnes, i oczywiście Moss, zamieszkacie we wschodnim skrzydle. Mam nadzieję, że spodoba ci się twój pokój.
Tutaj widoczny był wpływ Jessiki – pastelowe ściany, wazony pełne kwiatów, lekkie, zgrabne mebelki. W sypialni Billie zmieściłby się parter ich domku przy Elm Street. Ściany obito seledynowym jedwabiem, zasłony i narzuta były utrzymane w złoto-różowej tonacji. Dywan w zielono-beżowy wzór tłumił kroki.
– Jaki to wielki dom – stwierdziła Billie ze zdumieniem. – Chyba nie sprzątasz go sama, prawda?
– Nie, skądże! Nie dałabym sobie rady nawet z ogrodem! – Uśmiechnęła się. – Mamy tu Carlosa, ale jego już poznałaś. To nasz szofer i „złota rączka”, zajmuje się wszystkimi drobnymi naprawami. Jego żona, Tita, gotuje. Oprócz Tity, dwie czy trzy inne młode Meksykanki sprzątają i piorą. Poza tym są stajenni i oczywiście ogrodnik, Julio. W Sunbridge, jak widzisz, pracuje wiele osób. Odkąd Amelia, siostra Mossa, wyjechała do Anglii, brakuje mi kobiecego towarzystwa. Dlatego też bardzo mnie ucieszył przyjazd twój i twojej mamy. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy, Billie. Może nawet nauczysz się traktować mnie jak drugą matkę.
Billie ogarnęło wzruszenie. Przemogła nieśmiałość i mocno objęła teściową.
– Moss cię bardzo kocha – szepnęła. – I ja także cię pokocham. Jessica miała łzy w oczach.
– Cieszę się, że tu zamieszkasz. I dziecko! Sunbridge było puste bez dzieci i młodych ludzi. No, a teraz do łóżka. Wyobrażam sobie, jak cieszy cię myśl o posłaniu, które nie kiwa się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę.
Pierwsze dni w Sunbridge Billie spędziła w pokoju. Niestety, stabilne łóżko niewiele pomogło. Cały czas męczyły ją nudności. Po atakach mdłości była tak wyczerpana, że wolała nie schodzić na dół. Jessica otoczyła ją staranną opieką. Billie nigdy nie doświadczyła tyle troskliwości. Teściowa przesiadywała u niej godzinami. Dzięki niej nie czuła się samotna. Matka Mossa była uosobieniem delikatności. Agnes zaglądała do córki tylko rano i wieczorem, i dzieliła się z nią obserwacjami na temat Sunbridge. Z lubością poznawała wszystkie szczegóły historii Colemanów.
Pewnego ranka Billie napomknęła, jak troskliwie zajmuje się nią Jessica.
– Cóż, nic w tym dziwnego – stwierdziła oschle Agnes, machinalnie bawiąc się sznurkiem pereł. – Urodzisz przecież jej pierwszego wnuka.
Billie wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Przecież jej dziecko będzie także pierwszym wnukiem Agnes.
– Och, wiem, co sobie myślisz, Billie, ale nie masz racji. Cieszę się, że będziesz miała dziecko, a jednocześnie martwię się o ciebie. Widzisz, ja po prostu… Jestem dużo młodsza od Jessiki, zrozum. Jeszcze nie przywykłam do myśli, że będę babcią. Wydaje mi się, że cały świat stanął przed nami otworem. Rozumiesz, kochanie. – To było stwierdzenie, nie pytanie. – Poza tym nie jestem samolubna. Mam wspaniałą córkę. Jessica nie miała tyle szczęścia co ja. Ty nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów, a z Amelii, siostry Mossa, niezłe ziółko, jak słyszałam. Z całą pewnością nie jest to córka, jaką matka mogłaby się szczycić.
– Ależ Jessika bardzo kocha Amelię! – uniosła się Billie.
– Pewnie, że ją kocha – przecież to jej córka. Jeśli dobrze wiem, Amelia uciekła do Anglii nie tyle z pobudek patriotycznych, lecz dlatego, że tutaj palił się jej grunt pod nogami. Poza tym – Agnes znacząco ściszyła głos – obie wiemy, co za dziewczyny wstępują do oddziałów pomocniczych.
– Amelia nie „uciekła” do Anglii, mamo; została tam wysłana – poprawiła Billie. – Przecież wstąpiła do oddziałów kobiecych tu, w Teksasie. Mam nadzieję, że w obecności Jessiki nie snujesz takich rozważań.
Agnes szybko zmieniła temat.
– Czy Seth odwiedził cię dzisiaj?
– Tak. On chyba mnie nie lubi, mamo.
– Nie pleć bzdur, Billie. Seth jest człowiekiem żądnym władzy, a tacy nie potrafią okazywać uczuć.
Billie uniosła brwi ze zdumieniem:
– Czyżbyś dowiedziała się tego wszystkiego od osoby, która naopowiadała ci o Amelii? Dziwne, że niemal jednym tchem bronisz Setha i krytykujesz Jessicę.
– Nie krytykuję, tylko mówię, co zauważyłam. – Agnes z godnością odstawiła filiżankę na tacę. Wstała i wygładziła na sobie sukienkę.
– Czy to nowa kreacja, mamo?
– Tak. Nie sądzisz, że świetnie mi w tym kolorze? Od dawna nie miałam czegoś równie ładnego. Zamówiłam jeszcze dużo innych. Dom już właściwie sprzedany, więc bez obawy uszczknęłam oszczędności.
Billie znała się na modzie i wiedziała, że zakup tej sukienki wymagał dużo więcej niż tylko uszczknięcia oszczędności. Ponownie spojrzała na Agnes. Ostatnimi czasy matka się zmieniła… Wyglądała bardziej elegancko. Czy dlatego, że robiła sobie wyraźniejszy makijaż? A może po prostu służył jej pobyt w Sunbridge? Billie westchnęła. Dopiero teraz zaczęła sobie zdawać sobie sprawę z tego, jak matka była samotna. Nigdy nie pomyślała, jak było jej ciężko w Filadelfii. Teraz przynajmniej nie zawracała sobie głowy podatkami i rachunkami od rzeźnika.
– Bardzo ładnie wyglądasz, mamo – stwierdziła głośno.
– Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego o tobie. Na Boga, jesteś chuda jak szkielet! Nic dziwnego, że Seth nie chce cię odwiedzać! Kiedy w końcu zejdziesz na dół? Na słońcu szybko pozbyłabyś się tej okropnej bladości. Wiesz, ciąża to nie choroba!
– Przecież czasami wstaję z łóżka – wyszeptała Billie przez łzy. Ostatnio płakała często i bez powodu. A kiedy nie wymiotowała, chciało jej się spać.
– Na rany boskie, nie płacz. Nie chciałam cię zdenerwować. – Agnes była w połowie drogi do łóżka, by ją przytulić i pocieszyć, kiedy przypomniała sobie o sukience. Nawet jedna łza może zniszczyć ją całkowicie. – Po prostu martwię się o ciebie. Mogłabyś przecież posiedzieć na werandzie, prawda?
– Tak, chyba tak. – Billie opadła na poduszki. Herbata, którą niedawno wypiła, bulgotała jej w żołądku. Znała te objawy. Agnes także wiedziała, co oznacza zielony odcień twarzy.
– Będę na dole, Billie. Zawołaj, gdybyś czego potrzebowała – rzuciła przez ramię i z pośpiechem opuściła pokój.
Mijał drugi tydzień w Sunbridge, a stan Billie się nie poprawiał. Niechętnie uległa Sethowi i poddała się badaniom w Austin. Doktor Adam Ward stał się od tej pory jej lekarzem domowym. Jak wyjaśnił Seth, oznacza to, że Adam przyjedzie o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko zostanie wezwany. To rozkaz. Billie skinęła głową. Później Agnes powiedziała jej, że Colemanowie ufundowali dodatkowe skrzydło szpitala i tam właśnie przyjdzie na świat dziecko, dziedzic Colemanów.
Doktor Ward zalecił specjalne ćwiczenia, dietę i przepisał witaminy. Dwa razy w tygodniu osobiście przyjeżdżał do Sunbridge, żeby zrobić jej zastrzyki z witaminy B. Dopiero fakt, że znany lekarz fatyguje się czterdzieści mil za miasto, uświadomił jej, jak wielką władzę posiada Seth. W Filadelfii lekarz odwiedzał pacjentów w domu tylko wtedy, gdy nie byli w stanie dotrzeć do jego gabinetu o własnych siłach.