Chora. Jego Billie choruje, a on o tym nie wiedział. Wydawało mu się, że samochód jedzie koszmarnie wolno. Musi przekonać się na własne oczy. Od samego początku miał wyrzuty sumienia. Związał się z Billie, młodą, niewinną. Ufną. Tymczasem zdradziły ją dwie osoby, które darzyła największym zaufaniem – on i Agnes. Billie nie dojrzała do małżeństwa, szczególnie z facetem, który woli latać na myśliwcach. Nie wierzył też, że jest gotowa do macierzyństwa. Ciąża może odbić się fatalnie na jej zdrowiu, psychicznym i fizycznym. Zmartwiony i dręczony poczuciem winy, oparł się wygodnie i udawał, że słucha opowieści Setha o nowym dziale elektronicznym. Kogo, do cholery, obchodziłby ewentualny kontrakt na produkcję radarów, kiedy Billie cierpi przez jego egoizm i chciwość Agnes?
Billie stała na schodach werandy i patrzyła, jak długi czarny packard sunie między drzewami. Poprawiła na sobie sweter. Mogłaby przysiąc, że bicie jej serca słychać o mile stąd. Miała zawroty głowy z emocji. Kiedy Moss wyskoczył z jadącego jeszcze samochodu, poczuła łzy w oczach. W tej chwili oddałaby wszystko, byle móc do niego podbiec lekka i dziewczęca, taka jaka była przed jego wyjazdem.
Moss przeżył szok. Na Boga, to nie jest Billie! Co on jej zrobił? Obszerna sukienka niedostatecznie maskowała grubość. Nie ma mowy o porwaniu w ramiona i zaniesieniu na górę. Staruszek nie przesadzał. Wyglądała na chorą.
Billie z uśmiechem wyciągała ramiona. Jessica na pewno miała rację. Moss Podbiegnie do niej i… i…
– Billie! – objął ją, ale nie tak, jak tego pragnęła.
Opuściła ręce. Pocałował ją w usta – był to szybki na pokaz pocałunek. Nadal uśmiechnięta wzięła go za rękę i weszli do domu.
Zbyt wiele oczekiwał. Zbyt wiele pragnął. Czekają go cztery dni w siodle i z powrotem w powietrze. Zrobią mu się odciski na tyłku od tylu godzin w siodle. Opuścił wzrok na dłoń Billie, zaciśniętą na jego ręce. Obrączka wrzynała siew opuchnięty palec. Zgrabne, szczupłe dłonie, które zapamiętał, zmieniły się w tłuste serdelki. I to wszystko jego wina. Billie wygląda tak przez niego. Musi porozmawiać z lekarzem, Seth mówił, że przyjeżdża niemal codziennie. A jeśli coś jest nie tak?
– Jak się czujesz, Billie? – To cholernie głupie pytanie, ale musiał coś powiedzieć.
– Lepiej, lepiej niż na to wyglądam – odparła pogodnie. – Jestem w dobrych rękach.
Brakowało mu słów, więc tylko przyciągnął ją do siebie.
– Billie, przykro mi, że nie ma mnie przy tobie, kiedy przez to przechodzisz. – Poczucie winy przygniatało go nieznośnym ciężarem.
– Nie mówmy o tym. Mamy całe siedem dni dla siebie. Opowiesz mi wszystko. Ja też mam sporo do opowiadania. Najpierw jednak biegnij na górę i przywitaj się z mamą. Nie mogła się ciebie doczekać.
Uśmiechnął się do niej. Był to nic nie znaczący, zdawkowy grymas, ale w jego oczach widniała ulga. Ulga, że może od niej uciec? Kiedy zniknął na schodach, Billie odwróciła się na pięcie. W otwartych drzwiach wejściowych stał Seth. Jego sylwetka rysowała się cieniem na tle zimowego słońca. Billie nie widziała jego oczu, ale czuła ich twarde spojrzenie. Rozczarowała jego i syna. Nie zasługiwała na Mossa, co w pojęciu Setha stanowiło grzech śmiertelny.
Zaledwie dwie godziny po powrocie do Sunbridge Moss miał wrażenie, że nigdy stąd nie wyjeżdżał. Zamienił mundur na kowbojskie buty, flanelową koszulę i stare znoszone spodnie. Jessica obiecała mu, że na kolację zejdzie na dół. Billie czekała w saloniku obok jadalni. Na kominku wesoło trzaskał ogień. Moss pocałował ją przelotnie i oznajmił, że wybiera się na przejażdżkę z ojcem i wróci po obiedzie.
– Poradzisz sobie sama, prawda? – zapytał uprzejmie.
Dlaczego miałaby sobie nie poradzić? Co innego robiła od pierwszego dnia w Sunbridge? Dlaczego nagle coś miałoby się zmienić?
– Jedźcie. Zagarnę cię dla siebie, kiedy wrócicie. – Posłała mu uśmiech, który jak sądziła, wyrażał wyrozumiałość i dzielność. Moss spojrzał jej głęboko w oczy. Zaraz powie, że przejażdżka z Sethem może poczekać. W tej właśnie chwili teść stanął w drzwiach:
– Tu jesteś, synu. Zbieraj się, jeśli mamy wrócić przed zachodem słońca. Moje stare kości nie lubią wieczornego chłodu.
– No, idź. Będę tu na ciebie czekała – namawiała Billie z fałszywym entuzjazmem. Chciała, żeby Moss z nią został, siedział obok, dotykał jej. Jego przyjazd był jak spełniony sen. Nadal nie wierzyła, że widzi go na jawie.
Pocałował ją, tym razem długo i mocno:
– Wkrótce wrócę, Billie. W tym czasie zrób się dla mnie na bóstwo. – I już go nie było.
Zrobić się na bóstwo! Co on sobie myśli? Że wstała z łóżka i wytoczyła się na werandę? Zrobiła się na bóstwo, jeśli w jej stanie o czymś takim w ogóle może być mowa! Nowa fryzura, makijaż, nowa sukienka… Rozpłakała się. Moss nie zdawał sobie sprawy, ile wysiłku włożyła w przygotowania do jego przyjazdu. Niestety, wygląda jak wieloryb. Ma za krótkie włosy! Gdyby spodobała mu się jej fryzura, powiedziałby coś. Nagle dziecko się poruszyło, jak sądziła, kopnęła ją mała stopka.
– I ty też przeciwko mnie? – jęknęła zrozpaczona.
Zgodnie z obietnicą Jessica zeszła na kolację. Radość z przyjazdu syna zabarwiła jej policzki rumieńcem. Wyglądała pogodnie, mimo że poruszała się powoli i z wysiłkiem. Na cześć Mossa (tak przynajmniej mówiła, ale według Billie chodziło raczej o to, by jej sukienka nie wydawała się nieodpowiednia na tę okazję), Jessica włożyła długą, prostą suknię ze wstawkami ze starych koronek. Choć fason był trochę niemodny, fioletowy aksamit nie stracił połysku ani miękkości.
Moss nadskakiwał matce, zaproponował jej szklaneczkę sherry.
– Nie, ja dziękuję, ale może Billie ma ochotę? Zanim Moss ją zapytał, wtrącił się Seth:
– Może to poprawi jej apetyt! Mała je jak ptaszek, na pewno nie przez łakomstwo ciągle… – urwał, zażenowany, i łypnął na synową spode łba.
Billie poruszyła się niespokojnie. Zaczerwieniła się po uszy.
– Kochanie, co też słyszę? Nie masz apetytu? Przecież powinnaś jeść za dwoje.
W tej chwili w drzwiach pojawiła się Agnes.
– Jest tak, jak mówi Seth, Billie ledwie coś skubie. Może ma magazyn słodyczy pod łóżkiem. – Z tymi słowami podsunęła Mossowi policzek do pocałowania. – Nie było mnie w domu, kiedy wróciłeś. Załatwiałam ostatnie przedświąteczne sprawunki. Moss, wyglądasz doskonale, jak zawsze zresztą.
O ile widok Billie go zdziwił, o tyle pojawienie się Agnes przyprawiło go o potężny szok. Jedno słowo przychodziło mu na myśclass="underline" szykowna. Bardzo, bardzo szykowna. Sunbridge najwyraźniej służy staruszce. Chociaż do nowej Agnes Ames nie pasowało określenie „staruszka”. Zrobiła coś z włosami – teraz odsłaniały długą, kształtną szyję, a nad czołem pieniły się kaskadą drobnych loczków. I ciekawe, zrzuciła kilka funtów, albo może wyszczupla ją piękna jedwabna sukienka, na tyle długa, by świadczyć o dobrym smaku, jednocześnie jednak na tyle krótka, by odsłonić zgrabną łydką? A gdzie się podziały jej buty? Agnes, którą poznał w Filadelfii, nie nosiła takich eleganckich ażurowych pantofelków na wysokich obcasach.
– To ty wyglądasz wyśmienicie, Agnes, nie ja!
Billie spuściła głowę, ale Jessica i tak zobaczyła ból w jej oczach. Moss powinien obsypywać komplementami żonę, mówić jej, że dla niego jest piękna, bo oczekuje jego dziecka.
– Usiądźmy do stołu, kochany – zwróciła się do Setha. – Tita wszystko przygotowała.
– Billie nie skończyła drinka – sprzeciwił się. Wolałby zostać tutaj i dalej śledzić rozwój dramatu. Unikał wzroku żony. Aggie należy się chwila tryumfu, pomyślał. Moss ma rację: wygląda fantastycznie. Nie mógł się doczekać, kiedy rozpakuje jego prezent gwiazdkowy.