Выбрать главу

Zagaiła rozmowę fałszywie lekkim tonem:

– Pierwsza ciąża jest zawsze najtrudniejsza, zwłaszcza dla młodej dziewczyny. Billie jest zdrowa. W Sunbridge wkrótce odzyska rumieńce. Za miesiąc będzie silna jak koń. Za trzy miesiące będzie mogła spróbować jeszcze raz.

Seth prawie jej nie słuchał. Dziewczynka, do jasnej cholery! Moss będzie zły. Miał być chłopak; był przekonany, że urodzi się chłopak. To część umowy. Zacisnął zęby. Ta dziewczyna, żona Mossa, ma nie więcej ikry niż Jessica. Owszem, trafił w dziesiątkę, kiedy urodziła mu Mossa, ale później bardzo się na Jessice zawiódł: wydała na świat Amelię, a potem wyjałowiła się zupełnie. Agnes wspomniała, zdaje się, że za trzy miesiące mogliby spróbować ponownie. To oznacza początek maja. Ma trzy miesiące, żeby zaaranżować spotkanie Mossa i Billie.

Dowiedziawszy się, że została babcią dziewczynki, Jessica odruchowo spojrzała na różaniec, który ściskała w dłoniach. Dziewczynka, jak jej mała Amelia. Seth zapewne klnie jak szewc, bo nie może tego zmienić. Kamień spadł jej z serca, że Billie nie urodziła chłopca. Zaborczość Setha oznaczałaby nieszczęście malca. Rzuciła różaniec na łóżko. Nader rzadko pozwalała sobie na okazywanie złości. Zdziwiło ją, o ile lepiej się zaraz poczuła. Może gdyby w ciągu ostatnich lat częściej dawała upust emocjom, nie miałaby ciągłej migreny, a serce nie trzepotałoby się w jej piersi jak uwięziony ptak.

* * *

Moss wyskoczył z samolotu i jak zwykle czule pogładził skrzydła. Dotykał go, jak mężczyzna dotyka kobiety. Niecały tydzień wcześniej brał udział w ostatniej bitwie kampanii o Guadalcanal. Zwycięstwo nadal rozgrzewało mu krew.

Zestrzelił dziesięć nieprzyjacielskich samolotów. Niedługo zostanie dowódcą eskadry. Będzie szkolił podwładnych, dodawał im otuchy. Wierzył, że sprosta zadaniu. Sam miał doskonałych instruktorów, znał świetnych pilotów. Zaznał piekła walki i euforii zwycięstwa.

Biegł ku niemu oficer dyżurny.

– Coleman, kapelan chce się z tobą zobaczyć! Natychmiast! – Jego słowa tak nagle wyrwały Mossa z zadumy, że poczuł, jak strach ściska mu żołądek. Stało się coś złego. Przerażenie sprawiało, że biegł najszybciej jak mógł. Seth? Billie? Jessica? Bez względu jednak na to, czego się dowie, nie opuści „Enterprise”. Będzie dowódcą eskadry, spełnią się jego marzenia. Do domu wróci dopiero po wojnie, z tarczą lub na tarczy, w trumnie lub na własnych nogach.

Zameldował się szybko, łapiąc oddech po biegu:

– Porucznik Moss Coleman, sir.

– Spocznij. – Kapelan się uśmiechnął. Pokryta piegami dłoń podała Mos – sowi wąski pasek papieru.

Coleman przebiegł ją wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się radosny grymas. Dziewczynka, Margaret Jessica Coleman. Czwarty lutego. Cztery funty i trzy uncje. Matka i córka mają się dobrze. Jezu Chryste, został ojcem! Dwa miesiące przed terminem! Billie jest zdrowa. Z piersi wyrwało mu się westchnienie ulgi.

Do pokoju wszedł kapitan Hardison. Wyciągnął rękę do Mossa:

– Gratuluję, Coleman. Byłem u radiotelegrafisty, kiedy przyszła wiadomość. – Z kieszeni na piersi wydobył trzy cygara i z pietyzmem podał po jednym Mossowi i kapelanowi:

– Podwędziłem je w Pearl Harbor admirałowi Halseyowi. Jeśli piśniesz komuś choć słówko, urwę ci… skrzydła, a ojca obowiązuje tajemnica spowiedzi, prawda? Kubańskie, trzymałem je na specjalną okazję. Poruczniku, niech pan o mnie pomyśli paląc.

Moss zasalutował:

– Tak jest, sir.

Dopiero w swojej kajucie ponownie spojrzał na telegram. Dziewczynka! Co tam, dziecko to dziecko. Jeszcze zdążą mieć chłopców. Tata pewnie szaleje ze złości. Z rozkoszą się zaciągnął, patrząc, jak błękitny dym spowija pomieszczenie. Nagle zachciało mu się śmiać; Agnes wierzyła święcie, że urodzi się chłopiec.

– Myliłaś się, stara czarownico – stwierdził na głos. Sam był trochę rozczarowany, ale kiedy wyobraził sobie rozpacz teściowej, od razu poprawił mu się humor. – Aggie, zapamiętaj sobie, że Colemanowie to twarde sztuki.

* * *

Billie wróciła do Sunbridge dziesięć dni po narodzinach córeczki. Doktor Ward popsuł jej nastrój, ostrzegając przed zbyt szybką kolejną ciążą. Nawet jej do głowy nie przyszło męczyć się przez kolejne dziewięć miesięcy, puchnąć i wymiotować przez następny rok. Seth pragnął wnuka. Ale dla Mossa nie ma znaczenia, chłopiec czy dziewczynka. Maggie jest śliczna, malutka, bo urodziła się za wcześnie, lecz zdrowa i silna, więc wróciła z nią do domu. Jednak Billie wcale nie przypadł do gustu smutny ton lekarza ani wyraz jego twarzy, kiedy wyliczał: anemia, poród pośladkowy, niska waga dziecka. Choć nie wszystko zrozumiała, miała uczucie, że to jej wina. Nadal nie jest prawdziwą kobietą Colemanów, nie rodzi przy drodze i nie wraca do pracy. Kto wie, może nigdy nianie będzie. Z jednej strony słowa doktora Warda ją przeraziły, z drugiej – stanowiły wyzwanie.

Prywatny ambulans przywiózł Billie i Maggie do Sunbridge. Billie podeszła do drzwi o własnych siłach. Wyciągnęła ręce po córkę, ale pielęgniarka, którą zatrudnił Seth, przecząco pokręciła głową i mocniej przycisnęła dziecko do siebie.

– Chcę przedstawić Maggie babce – wyjaśniła Billie. Z jej słów wynikało, że mała ma tylko jedną babcię, bo tak właśnie uważała. Jessica dzwoniła do szpitala dwa razy dziennie i z prawdziwym zainteresowaniem wypytywała o małą. Teraz Billie nie mogła się doczekać, kiedy usłyszy od niej słowa zachwytu.

– Wezmę ją – powtórzyła ostrzej i spojrzała pielęgniarce w oczy. Agnes, którą przywiózł czarny packard, podeszła do nich szybko.

– Nie wygłupiaj się, Billie. Jessica na pewno śpi. Zachowujesz się jak dziecko. Pielęgniarka otrzymała instrukcje, więc się nie wtrącaj.

Przez chwilę wydawało się, że Billie nie ulegnie. W głowie Agnes rozdzwonił się alarm: a jeśli w tej nowej Billie nie pozostał ślad po jej posłusznej, uległej córce? Zanim młoda kobieta otworzyła usta, matka uspokajającym gestem dotknęła jej ramienia.

– Kochanie, ty i dziecko macie przed sobą tyle czasu. Jeszcze nie jesteś zupełnie zdrowa. Zdaj się na nas, dopóki nie odzyskasz pełni sił.

Jej troskliwość stopiła opory. Nagle wszystko było po staremu, znowu słuchała poleceń Agnes. Nadal była zmęczona i łatwo płakała. Zdaniem doktora Warda depresja po porodzie to rzecz normalna. O ile łatwiej będzie zdać się na innych.

W swoim pokoju Billie odpoczywała na łóżku. Napisała do Mossa, opisała czarny kosmyk Maggie i jej błękitne oczy, dziedzictwo po ojcu. Co jeszcze mogłaby mu powiedzieć o dziecku, którego prawie nie widywała? Mała Margaret Jessica Coleman mieszka w przeciwległym końcu domu, w ślicznym pokoiku, z piastunką. Zgodnie z zaleceniem doktora Warda, wydanym prawdopodobnie na prośbę Setha, karmiono ją butelką. Słowa lekarza „jest pani zbyt słaba, pani Coleman” nadal rozbrzmiewały w jej uszach. Oto kolejna rzecz, do której się nie nadaje.

Z nocnego stolika wzięła papeterię, którą Agnes podarowała jej na Gwiazdkę. U góry widniało nazwisko: pani Mossowa Coleman. Poczuła łzy pod powiekami. A gdzie się podziała Billie Ames? Miała wrażenie, że zniknęła w trybach ogromnej machiny.

W otwartych drzwiach stanęła Agnes.

– Kochanie, piszesz do Mossa? To dobrze. Seth i ja martwiliśmy się o ciebie. Teraz wszystko się ułoży. Czy nie cieszysz się, że Maggie ma piastunkę? Czegóż ja bym nie oddała za opiekunkę, kiedy byłaś malutka! Dzieci są takie absorbujące. Uważam także, że doktor Ward postąpił słusznie, zalecając karmienie butelką. Nie wyobrażam sobie obrzydliwszego widoku niż dziecko ssące pierś matki. Seth też jest tego zdania. Masz wielkie szczęście, Billie. Chyba doceniasz, ile Colemanowie dla nas robią. W Filadelfii obie urobiłybyśmy sobie ręce po łokcie. Tu możesz myśleć tylko o sobie i starać się wrócić do zdrowia. Wiesz, Moss może w każdej chwili dostać urlop, o tak – pstryknęła palcami, a potem, w rzadkim u niej przypływie czułości, pocałowała córkę w policzek. – Billie, czekają nas przyjemności. Zaprowadzę cię do wszystkich klubów i towarzystw, do których, zdaniem Setha, powinnaś należeć. Moi przyjaciele bardzo chcą cię poznać. Wiesz, kochanie, tak właśnie postępują kobiety Colemanów. To my prowadzimy życie towarzyskie, a mężczyźni zarabiają pieniądze.