Billie na palcach przemierzała długi korytarz. Niania natychmiast poderwała się z wąskiego łóżka przy ścianie. Na widok Billie westchnęła głośno i przygładziła do tyłu siwe włosy. Twarz młodej kobiety rozjaśnił uśmiech, gdy pochyliła się nad śpiącym dzieckiem. Mała jest podobna do Mossa. Przynajmniej ma jego nos. Brodę odziedziczyła po Billie, ale nos wyraźnie był Mossa.
Długie ramię zagrodziło jej drogę, gdy chciała wziąć dziecko na ręce. Billie popatrzyła niani w oczy:
– Proszę wracać do łóżka. Wezmę córkę na ręce, usiądę w bujanym fotelu i będę ją kołysała. Jeśli ma pani coś przeciwko temu, proszę się spakować i odejść. Szofer jeszcze nie śpi, niedawno przywiózł mnie z lotniska. Ma pani kilka minut do namysłu. Jestem bardzo zmęczona i chcę wziąć córkę na ręce.
– To może zaszkodzić małej. Często ma kolki, powinna dużo spać. Nigdy nie pozwalam, by moich podopiecznych budzono w środku nocy. – Choć mówiła twardym głosem, pierwsza spuściła wzrok. Posłusznie wróciła do łóżka. Nigdy nie wyrzucono jej z posady. Nie chciała, by teraz jato spotkało.
Miękkie włoski przyjemnie łaskotały Billie w policzek. Maggie pachniała słodko i czysto. Tuląc ją, była bliżej Mossa. Dziewczynka poruszyła się i beknęła głośno.
– Wykapany tatuś! – Billie usadowiła się w fotelu.
Kołysała się rytmicznie i szeptem opowiadała śpiącemu dziecku o pobycie na Hawajach. Godzinę później, kiedy jej powieki same się zamykały, wtuliła twarz w pachnące ciałko. Jej ciało i krew, jej i Mossa.
Przez dobre pięć minut przyglądała się śpiącemu maleństwu. Potem podeszła do niani.
– Z Maggie wszystko w porządku. Odbiło się jej raz, bardzo głośno. Nie zgniotłam jej, jak pani widzi, i nie upuściłam, nie zasnęłam. Śpi smacznie i zapewne nie obudzi się do rana. Dobranoc.
– Pani Coleman, moim obowiązkiem jest poinformować o tym zajściu pana Colemana. Powierzył Maggie mojej wyłącznej opiece.
Billie zatrzymała się przy drzwiach:
– Na pani miejscu nie robiłabym tego, panno Jenkins. Chyba że nie chce pani już tu pracować. Wybór należy wyłącznie do pani.
Niańka odprowadziła ją wzrokiem. W gruncie rzeczy zgadzała się z młodą kobietą. Hawaje dobrze jej zrobiły. Może nauczy starego, że pieniądze to nie wszystko.
Billie ostatkiem sił zdjęła z siebie ubranie. Zbyt zmęczona, aby szukać koszuli nocnej, naga wślizgnęła się do łóżka. Z Mossem zawsze tak sypiała. Lubiła dotyk satyny na skórze. Zasnęła, kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki.
Przesłuchanie zaczęło się przy kolacji następnego dnia.
– Jak wygląda? Czy jest zdrowy? Dokąd go teraz wysłano? Dlaczego nie zostałaś dłużej? Nie mów tylko, że wróciłaś z powodu Maggie?
Billie odważnie wytrzymała spojrzenie teścia:
– Tak, Moss jest zdrowy. Wygląda bardzo dobrze. Nie wiem, dokąd go wysłano, dowództwo marynarki wojennej nie raczyło mnie o tym poinformować. Jest z nim Thad i inni przyjaciele.
– Co robiliście, kiedy miał wolne? Dziewczyno, nie rozumiesz, że chcę wiedzieć wszystko o moim synu?
Billie przekroiła pieczonego kartofla na pół, wybrała miąższ łyżeczką i zmieszała z odrobiną kwaśnej śmietany. Nie dlatego, żeby była głodna, po prostu musiała czymś zająć ręce.
– Dużo rozmawialiśmy o Maggie. Spacerowaliśmy po plaży. Kąpaliśmy się wczesnym rankiem i późnym wieczorem. Kiedy Mossa zatrzymano w bazie na dłużej, Thad Kingsley zabrał mnie na wycieczkę po wyspie. Wcale nie spędziłam z Mossem wiele czasu. Właściwie to były raczej godziny niż całe dnie, w sumie pewnie mniej niż tydzień.
Agnes bezwiednie kruszyła kromkę chleba na drobne kawałeczki. Po raz pierwszy słyszała taką zawziętość w głosie córki. Ukradkiem zerknęła na Setha.
Ten mierzył synową piorunującym wzrokiem:
– A dlaczego to Kingsley pokazywał ci wyspę? Czemu nie Moss? Znając go, nie lubi takiego pieprzenia w bambus, ale byłaś tam po raz pierwszy. On i ten Kingsley bardzo się przyjaźnią?
– Mówiłam już, Mossa zatrzymano w bazie. Thad okazał się tak uprzejmy, że zaproponował mi wspólną przejażdżkę. Jest bardzo miły. To najlepszy przyjaciel Mossa.
– Jak się udało barbecue?
– Wspaniale. Przyszli wszyscy zaproszeni; oficerowie z żonami i cywile, którzy pracują w bazie. Moss obiecał wysłać ci film, żebyś go tutaj wywołał. Jego kolega robił zdjęcia. Przyjęcie trwało do trzeciej nad ranem. Resztki zabrano do kantyny. Jak twierdził Thad, zapewne zrobią z nich potrawkę.
– Wysłał list? Prosił, żebyś mi coś przekazała? – dopytywał się Seth. Billie patrzyła mu prosto w oczy. Widziała w nich niecierpliwość i nadzieję.
– Miałam przekazać, że bardzo was kocha, i że tobie dedykuje następny japoński samolot, który zestrzeli.
Agnes odłożyła widelec, uniosła szklankę z wodą. Odnalazła wzrok Billie. Z aprobatą skinęła głową, słysząc ostatnie kłamstwo. Kiedy Seth uśmiechnął się zadowolony, Billie niemal niezauważalnie podniosła głowę.
Zaraz potem przeprosiła teścia i matkę i odeszła od stołu. Postanowiła zajrzeć do Jessiki. Krótka wizyta po lunchu właściwie się nie liczyła. Billie była przerażona zmianami, jakie zaszły w teściowej w czasie jej nieobecności. Kiepsko było z nią. To określenie najlepiej pasowało do jej stanu. Mimo braku doświadczenia, Billie wiedziała, że Jessica umiera. W zapadłych, smutnych oczach malowała się pustka, niewyraźne słowa nie zawsze miały sens. Billie bolało serce, kiedy na to patrzyła.
Jessica drzemała. W dłoni ściskała różaniec. Modlitwa dawała jej ukojenie, choć czasami zapominała słów. On wie, co chce powiedzieć, o czym myśli. On zrozumie.
Billie stanęła przy oknie. Stary dąb o konarach wykręconych artretyzmem wyciągał ku nim ramiona. Jest starszy niż Jessica i przeżyje ją o wiele lat. Jeszcze długo będzie dawał cień w lecie i drewno w zimie. Czegóż więcej można wymagać od drzewa? A czego oczekiwano od drobnej istoty w bawełnianej koszuli nocnej? Niczego. Jej życie dobiegało końca. Agnes i Seth zaglądali do niej z poczucia obowiązku. Na wyraźną prośbę Billie niania codziennie przynosiła jej wnuczkę.
Jessica się obudziła. Powitała synową uśmiechem:
– Jak się masz, Billie? Czyżbym znowu zasnęła? Ostatnio ciągle drzemię. Wybacz, kochanie. Proszę, usiądź i opowiedz mi o podróży. Czy mogłabyś zacząć od samego początku? Obawiam się, że zapomniałam wszystkiego, co mi opowiadałaś wcześniej. Aha, Billie, czy wysłałaś mój list do Amelii?
– Tak, zaraz po lunchu. Ułóż się wygodnie, a ja opowiem ci o wszystkim ze szczegółami, nawet o kwiatach plumerii. – Przysunęła sobie wysokie krzesło. Mówiła i mówiła. Po godzinie Jessica zamknęła oczy. Billie opowiadała jeszcze przez chwilę, później zaś, zadowolona, że babcia Maggie smacznie śpi, na palcach obeszła pokój i zgasiła wszystkie lampy, z wyjątkiem malutkiej na nocnym stoliku. Pochyliła się nad teściową i pocałowała ją w pomarszczony, suchy policzek.
Idąc do swego pokoju, myślała o liście do Amelii, który dołączyła do listu Jessiki. Na pierwszych trzech stronach opisywała nowinki z Sunbridge i wieści o Mossie, zanim zebrała się na odwagę i bez owijania w bawełnę stwierdziła, że jej zdaniem Jessica umiera. „Jeśli to tylko możliwe”, napisała „postaraj się wrócić do domu. Rozumiem, że wojna bardzo komplikuje sytuację, ale gdyby zaszła taka potrzeba, twój ojciec na pewno ci pomoże”. Podpisała po prostu „Billie”.
Jeszcze nie obudziła się do końca, a już wiedziała, że coś jest z nią nie w porządku. Był wczesny ranek. Równo miesiąc temu wróciła z Hawajów. Dopiero po dwóch minutach dotarło do niej, co się dzieje: będzie wymiotować. Wyskoczyła z łóżka i w rekordowym czasie dopadła łazienki. Zaciskała na muszli klozetowej palce białe jak porcelana, której dotykały.