Выбрать главу

– Lekarz chce z panią porozmawiać o pani Nelson. Proszę ze mną…

Idąc, wsłuchiwała się w rytmiczne stukanie obcasów na posadzce z terakoty. Zaprowadzono ją do ciasnego gabinetu. Młody mężczyzna w białym kitlu podniósł się na jej widok:

– Pani Ames? Nazywam się Garvey, jestem lekarzem. Niestety, musieliśmy zoperować pani przyjaciółkę. – Widząc jej przerażenie, dodał szybko: – Teraz wszystko będzie dobrze. Miała poważnie uszkodzoną macicę. Musieliśmy ją usunąć. Aborcji dokonywał rzeźnik, nie lekarz. Przywiozła ją pani w ostatniej chwili. Miała bardzo silny krwotok. Teraz musimy chronić ją przed zakażeniem.

W miarę, jak mówił, Billie bladła coraz bardziej, a jej usta przybierały siny odcień.

– Pani Ames, proszę usiąść. Domyślam się, że jest pani w szoku.

– Wyjdzie z tego? – szepnęła.

– Mamy nadzieję, że tak. Swoją drogą, to smutne. Taka młoda kobieta… To miało być jej pierwsze dziecko, tak?

– Kiedy będę ją mogła zobaczyć?

– Na razie nie obudziła się po operacji. Na szczęście była przytomna i podpisała zgodę na zabieg, w przeciwnym razie stracilibyśmy zbyt dużo czasu na szukanie krewnych.

– Ona i tak nie ma nikogo oprócz mnie. Kiedy będę mogła ją zobaczyć?

Garvey spojrzał na zegarek:

– Za, powiedzmy, czterdzieści pięć minut. Proszę poczekać na trzecim piętrze, przyślę kogoś po panią, gdy tylko pacjentka odzyska przytomność… Pani Ames, czy pani się na pewno dobrze czuje?

Billie uspokoiła go gestem ręki.

– Tak, tak, dziękuję. Na trzecim piętrze?

W końcu pozwolono jej odwiedzić Amelię. Z trudem przełknęła ślinę, coś ściskało ją w gardle. Szwagierka była bielsza niż poduszka, na której leżała, miała popękane, wyschnięte usta i puste, umęczone oczy.

– Billie – usłyszała ochrypły szept. – Wiem, co sobie myślisz. Zasłużyłam na to. Rand… proszę, zaopiekuj się nim. – Miała zimne, blade ręce.

– Boże drogi, co oni ci zrobili! – Po twarzy Billie płynęły łzy współczucia. Amelia odwróciła głowę. Billie musiała uważnie nadstawiać ucha, żeby zrozumieć, co mówi.

– Idź do domu – szepnęła zduszonym szeptem. – Zajmij się Randem. Co się stało, to się nie odstanie. Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Czyż nie mówiłam, że wszystko knocę? Idź do domu.

Billie nic innego nie mogła zrobić ani powiedzieć. Musi wrócić do domu, wytłumaczyć nieobecność Amelii i zająć się dziećmi. Odruchowo zasłoniła brzuch obronnym gestem. Wyobraziła sobie, że czuje bicie malutkiego serduszka. Nienarodzone dziecko jest bezpieczne, i, co ważniejsze, wyczekiwane. Dziecko Amelii byłoby jego rówieśnikiem…

Szybkim krokiem, który niósł się echem po długim korytarzu, podążała do telefonu koło windy. Wyszukała pięciocentówkę i zadzwoniła do doktora Warda, żeby go zawiadomić, iż podjęła ostateczną decyzję.

* * *

Billie wróciła do Sunbridge zobojętniała na wszystko, nawet na wściekłość Setha.

– Co ta dziewczyna sobie wyobraża, Aggie? – ryczał. – Gdzie jest moja córka? I dlaczego tu zostawiła swojego szczeniaka?

Agnes nie była w stanie udzielić mu odpowiedzi.

– Cholerna dziewucha – burczał. – Wiecznie z nią kłopoty. Nigdy jej nie ufałem i nie będę ufał. Wyjeżdża sobie z przyjaciółmi i zostawia nam dzieciaka na głowie! Przyjaciele! Łobuzy to lepsze słowo! – Łypnął na Billie. – Kiedy wróci? Chcę wiedzieć, kiedy mam włożyć podkute buty, żeby ją wykopać z mojego domu, do cholery!

Billie milczała. Agnes posłała jej niespokojne spojrzenie.

– Seth, Amelia potrzebuje trochę czasu dla siebie. Chłopiec nie sprawia żadnych kłopotów, Billie się nim zajmuje. Amelia wróci najpóźniej za tydzień. – Zerknęła na Billie, czekając na potwierdzenie tych słów.

– I jeszcze jedno ci powiem, dziewczyno – Zmierzał ku Billie, cały czas ciężko opierając się na lasce. – Następnym razem, gdy zbliżysz się do mojego samochodu bez pozwolenia, dostaniesz nauczkę. Co cię ugryzło od przyjazdu Amelii? Myślałem, że masz choć odrobinę rozumu!

– Cóż, najwyraźniej ciężarne kobiety tracą resztki rozumu – warknęła, doprowadzona do ostateczności.

– Co? Aggie, co ona opowiada?

– Chyba oznajmia nam, że jest w ciąży – zagruchała Agnes. – Billie, kiedy mamy się spodziewać powiększenia rodziny?

– Maggie dostanie braciszka lub siostrzyczkę w urodzinowym prezencie.

– Chciałaś powiedzieć: braciszka, prawda, dziewczyno? – Seth poprawił ją ostro, jednak nie ukrywał radości. Tym razem będzie z pewnością chłopak!

* * *

Dni przechodziły w tygodnie, tygodnie w miesiące. Przyjaźń Billie i Amelii zacieśniała się z każdym dniem. Amelia wytrwale dziergała sweterki, kaftaniki i kocyki, i niecierpliwie oczekiwała dziecka Billie. Jej głębokie przekonanie, że mimo ostrzeżeń Warda wszystko zakończy się pomyślnie, podtrzymywało Billie na duchu. Amelia troszczyła się o nią jak matka, jak siostra, a pod nieobecność Mossa, nawet jak mąż. Kiedy Billie zaczęła krwawić w szóstym miesiącu, to właśnie Amelia się nią zajęła. Robiła to z takim oddaniem, że wzruszało to Billie do łez. Zajmowała się nianie tylko dla niej samej, lecz także dla Mossa, ukochanego brata. Mały Rand zamieszkał w osobnym pokoju z nianią, która spełniała każde jego życzenie. Maggie kwitła i rosła jak na drożdżach.

Listy od Mossa, krótkie i zwięzłe, przychodziły bardzo rzadko. Billie i Amelia wiedziały tylko, że żyje. Każdego dnia jednak ogarniał je strach, że dostaną telegram ze straszną wiadomością.

Billie leżała w półśnie, myśląc o mężu. Gdzie jest? Co robi? Czy o niej myśli?

– Hej, pobudka! – Amelia wsadziła głowę do pokoju. – Może masz ochotę na herbatkę? Rand i Maggie śpią, więc zostajemy tylko my, mała – dodała niskim głosem Humphreya Bogarta.

Billie roześmiała się wesoło.

– Bardzo chętnie. Drzemałam i myślałam o Mossie. To mi poprawia samopoczucie, a czasami sprawia, że mam cudowne sny. Uważasz, że za dużo śpię?

– Szczerze mówiąc, tak. Pewnie nudzisz się sama w tym wielkim łożu. Trzy miesiące w pościeli doprowadziłoby każdego do szaleństwa. Wpadłam na doskonały pomysł, dzięki któremu będziesz pogodna, zajęta i nie zwariujesz, taką mam przynajmniej nadzieję. Przyniosę herbatę i pogadamy.

Tace, które Amelia przynosiła do jej pokoju, były jedyne w swoim rodzaju. Za każdym razem dekorowała je, puszczając wodze fantazji. Tego dnia wybrała delikatny imbryk z najlepszej angielskiej porcelany Jessiki. Obok niego ustawiła kruche filiżanki i spodeczki, a także talerzyk z miniaturowymi kanapeczkami z topionym serem i jagodowe bułeczki. W wysokim wazonie pyszniły się dwa bladożółte pączki róż, ten sam motyw widniał na białych haftowanych serwetkach.

Kiedy tylko razem zasiadły, Amelia od razu przeszła do sedna sprawy:

– Ostatnio wiele myślałam, Billie. Po powrocie do Anglii czeka mnie wezwanie do sądu. Jak zapewne wiesz, wystąpienia przed sądem to w gruncie rzeczy występy jak na scenie, przed publicznością. Bardzo często osądza się ludzi po ich wyglądzie. Dużo rozmawiałyśmy o twoich studiach, które miałaś rozpocząć i o twoim zainteresowaniu projektowaniem strojów. Widziałam, jak upiększyłaś ciążowe sukienki, i widziałam ubranka, które uszyłaś dla Maggie. Są wspaniałe, Billie. Zastanów się, czy nie zechciałabyś zaprojektować czegoś dla mnie? Wiesz, rzeczy z klasą, modne, ale skromne. Ubrania, które dawałyby do zrozumienia, że jako kobieta rozsądna i odpowiedzialna jestem godna zostać matką Randa. Billie, to dla mnie bardzo ważne.

– Amelio, nie jestem zawodową projektantką. Nie mogę uwierzyć, że prosisz mnie o coś takiego. I nie ukrywam, że odnoszę się do tego z podejrzliwością! Czy ty przypadkiem nie próbujesz po prostu wymyślić mi zajęcie, dzięki któremu nie zwariowałabym z nudów?