Amelia płakała z radości, kiedy Billie ją poprosiła, by została matką chrzestną małej.
– Kocham ją jak własne dziecko – szlochała. – Dziękuję, Billie.
Setha nie było na chrzcinach Susan. Twierdził, że ma do załatwienia ważne interesy w Corpus Christi.
Na wieść o narodzinach Susan Moss wydał okrzyk radości i zamknął Thada w niedźwiedzim uścisku.
– Mam drugą córkę, stary! Billie jej dała imię po mojej siostrze! I co ty na to?
– Uważam, że to wspaniale! A ty? – zapytał spokojnie Thad. Moss spoważniał.
– Cóż, byłem pewien, że to będzie chłopak, chyba wszyscy tak myśleli. Ale najważniejsze, żeby Suzy była zdrowa. Cieszy mnie, że moja siostra będzie jej chrzestną matką. Mówiłem ci już, że lekarz kazał Billie leżeć przez ostatnie trzy miesiące? Amelia sama się nią opiekowała, spełniając każdą jej zachciankę. Billie twierdzi, że gdyby nie Amelia, nie dałaby sobie rady. Widzisz, taką mam siostrę! My, Colemanowie, zawsze stawiamy na swoim. Amelia jest wspaniała!
– Nie wspomniałeś, że Billie źle się czuje – przerwał mu Thad oskarży – cielsko. – Trzy miesiące to szmat czasu kiedy się musi leżeć w łóżku, a Billie nie należy do osób mało aktywnych.
– O, na pewno było jej ciężko. Mógłbym przysiąc, że ci mówiłem, ale najwyraźniej miałem inne rzeczy na głowie. Billie jest cała i zdrowa, i to się liczy. Maggie już raczkuje. Boże, nie mogę w to uwierzyć!
– Tym razem Billie wyszła z tego bez szwanku, ale następnym razem może nie mieć tyle szczęścia. Pamiętaj, że jesteś za nią odpowiedzialny. Ty, Coleman, i nikt inny.
Moss śledził wzrokiem za oddalającym się przyjacielem. Jezu, o co mu chodzi? Trudno, skoro Thad jest w złym humorze, nie będzie dzisiaj picia rumu. Przynajmniej będzie miał czas, żeby napisać do Billie.
W swojej kajucie odnalazł papier i pióro. Nie znosił pisania listów. Jedyny wyjątek to korespondencja z ojcem, ale to co innego. Ojciec jest mężczyzną, mają wiele wspólnych tematów.
Kochana Billie!
Właśnie się dowiedziałem o naszej nowej córeczce. Gratulacje, skarbie! Bardzo się cieszę, że Ty i Susan jesteście zdrowe. Zmartwiłem się, kiedy mówiłaś, że musisz leżeć. Dobrze, że Amelia się Tobą zajęła. Podziękuj jej w moim imieniu. Wiedziałem, że polubisz moją siostrę. Można z nią konie kraść. Nie mów jej, że tak uważam – i bez tego jest wystarczająco zarozumiała.
Często myślę o mamie. Lżej mi, kiedy sobie przypomnę, że Amelia codziennie zanosi świeże kwiaty na jej grób. Ja też będę to robił, kiedy wrócę.
Powiedz tacie, że zestrzeliłem kolejne cztery samoloty. Będzie zadowolony. Powiedziałem Thadowi o Susan. Mam Ci przekazać gratulacje. To strasznie fajny facet. Zrobiłaś na nim wielkie wrażenie. Uważa, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Mówił to komu innemu, nie mnie, ale i tak się dowiedziałem.
Brakuje mi Ciebie, Billie. Często wspominam Hawaje. W następnym liście przyślij mi zdjęcia dziewczynek.
Uściski
Moss
Ku swemu niezadowoleniu Billie wracała do zdrowia bardzo powoli. Częste drzemki, obfite posiłki, świeże powietrze i słońce postawiają na nogi, jak mawiała Amelia. Billie była jej posłuszna. Zabijała czas, pisząc długie, szczegółowe listy do Mossa.
Susan miała cztery miesiące, gdy Amelia oznajmiła, że wyjeżdża. Jej prawnik był gotów do rozprawy. Musi wrócić z Randem do Anglii. Tamtego dnia popłakały się obie.
– Rozumiem, Amelio. Do końca życia będę ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłaś.
– Będę za tobą tęskniła, Jankesko. I za tym szkrabem w pokoju dziecinnym. Obiecaj mi, że co miesiąc będziesz przysyłała zdjęcia. Chcę widzieć, jak rośnie. Obiecaj, że nie opuścisz ani jednego miesiąca.
– Obiecuję. Och, Amelio, co ja bez ciebie zrobię? Przywykłam na tobie polegać.
– Najwyższy czas, żebyś wzięła lejce we własne ręce. Zdaniem lekarza wróciłaś całkowicie do zdrowia. Nie wyjeżdżałabym, gdyby tak nie było. Już czas, Billie. Tata odetchnie z ulgą, kiedy mnie tu nie będzie. Chyba nadużyłam jego gościnności, o ile można tak powiedzieć. Napisz do Mossa i przekaż mu, że go kocham i że o nim myślę. Jesteś wartościowym człowiekiem, Billie, i nie pozwól, by ktokolwiek wmówił ci coś innego.
Dwa dni później wyjechała. Billie i Tita żegnały ją na podjeździe. Rand jedną pulchną rączką ściskał Najdroższą Sally, a drugą energicznie machał.
– Nie mam pojęcia, gdzie się podział Seth, Amelio – martwiła się Billie. – Pewnie coś mu wypadło.
W oczach Amelii zalśniły nie wypłakane łzy.
– Kochana Billie, wieczna optymistka. Jeśli kiedykolwiek się dowiesz, co też mu wypadło, daj znać. Uściskaj Susan ode mnie. Jeszcze nie wyjechałam, a już za nią tęsknię.
– Dobrze, Amelio. Uważaj na siebie i pisz. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży z rodziną Geoffa. Głowa do góry! Przecież twój prawnik jest dobrej myśli.
– Tak, wiem. Ale… Boże, gdyby nie to, że Rand odziedziczył tytuł, moglibyśmy tu zostać.
– Szkoda, że nie zgodzili się czekać do końca wojny. Przeraża mnie sama myśl o bombardowaniach. Wszystko przez tych przeklętych Niemców…
– Ciiiii. Nic nam nie będzie, Billie. Przecież tutaj czeka na mnie mała Susan. Wrócę do niej, już moja w tym głowa. Dbaj o nią i o siebie. – Objęła ją ponownie.
– A ty dbaj o Randa. Czeka cię ciężki okres tam, w Anglii. Pisz i dzwoń.
– Nie martw się o nic. Nelsonowie chcą, żeby Rand wrócił. Zrobią wszystko, żeby go ściągnąć do kraju, więc nasza podróż pójdzie jak po maśle, zapewniam cię.
– Do widzenia, Rand. Opiekuj się mamą, dobrze? – poprosiła Billie. – Do widzenia, Najdroższa Sally – poklepała zabawkę po łebku.
Chłopiec uroczyście skinął głową:
– Mam już prawie cztery lata, ciociu Billie. Zaopiekuję się nią. Packard odjechał. Oślepiona łzami, Billie pobiegła do domu. Wyjęła Susan z kołyski i uściskała ją i wycałowała, tak jak obiecała Amelii. Rozpłakała się. Wzięła dziecko w ramiona, ale to nie przyniosło jej pociechy. Od narodzin Susan to Amelia, a nie Billie, była jej matką. Billie przytuliła Susan mocniej i czekała na przypływ uczuć macierzyńskich. Niemowlę zaczęło płakać.
Rozdział siedemnasty
Thad Kingsley zajrzał do izby chorych na „Enterprise”. Moss spał na koi po prawej stronie. Na półce nad jego łóżkiem widniało zdjęcie Billie z Maggie i malutką Susan. Choć widział je już wielokrotnie, świadomość, że Billie jest matką dwojga dzieci, zawsze go szokowała. Przecież tak niedawno sama była małą dziewczynką. Teraz jest listopad; wkrótce Maggie skończy dwa lata, a blondyneczka Susan będzie obchodzić pierwsze urodziny. Nie do wiary, półtora roku minęło, odkąd widział się z Billie na Hawajach. W co jeszcze trudniej uwierzyć, od tego czasu nie przestawał o niej myśleć.
Samoloty z „Enterprise” brały udział w walkach na Filipinach. Właśnie po jednym z nocnych nalotów Moss nie wrócił na okręt razem ze swoim oddziałem. Urwała się łączność radiowa ze „Strażnikiem Teksasu”. Thad i oficer dyżurny stali na pokładzie i przez szkła lornetek przeczesywali wzrokiem pochmurne poranne niebo. Na myśl o liście, który, być może, będzie musiał napisać do Billie, robiło mu się niedobrze.
Patrzyli, szukali, wytężali wzrok, nadsłuchiwali, czy nie wraca jeden z nich. Aż w końcu: