Выбрать главу

Poniósłszy dotkliwe straty ptaki odleciały krzycząc i pohukując. Perceveral i robot stali na placu boju po kolana w piórach i zwęglonych ciałach, cudem nie doznawszy żadnych obrażeń.

Perceveral spojrzał na cztery strzelby, z których tylko jedna nadawała się do użytku, i wściekły pobiegł do namiotu radiowego.

Nawiązał łączność z Haskellem i powiedział mu o ataku ptaków i o zepsuciu się trzech strzelb. Czerwony ze złości wymyślał ludziom odpowiedzialnym za stan sprzętu. Wciąż jeszcze nie mogąc złapać tchu, czekał na wyjaśnienia i przeprosiny Haskella.

— To miał być jeden z elementów kontroli — powiedział Haskell.

— Co?

— Wspomniałem o tym w czasie naszej pierwszej rozmowy. Sprawdzamy minimalne warunki. Minimalne, proszę pamiętać! Musimy wiedzieć, co oczekuje kolonię złożoną z bardzo różnego elementu ludzkiego. Dlatego szukamy najniższego wyznacznika.

— Wiem o tym. Ale przecież strzelby…

— Drogi Perceveral, założenie nowej kolonii, nawet przy absolutnym minimum zaopatrzenia, jest fantastycznie kosztowną operacją. Wyposażamy naszych osadników we wszystko, co najnowsze i najlepsze w dziedzinie uzbrojenia i narzędzi, ale nie jesteśmy w stanie uzupełniać zapasów sprzętu, który się popsuł, rzeczy, które uległy zużyciu. Jest pewien przydział amunicji, sprzętu i żywności, który będzie ulegał zużyciu, ale osadnicy nie mogą liczyć na dodatkowe dostawy.

— I mnie też tak wyposażyliście? — spytał Perceveral.

— Oczywiście. Dla kontroli daliśmy panu sprzęt o minimalnej wartości. Tylko w ten sposób będziemy się mogli zorientować, jakie szansę mają osadnicy na Thecie.

— Ale to nieuczciwe! Zwiadowcy zawsze dostają najlepszy sprzęt!

— Nie, tak było dawniej, przy zwiadowcach typu optymalnego. Ale teraz szukamy dolnej granicy, możliwości i dotyczy to zarówno zwiadowców, jak i sprzętu. Uprzedzałem pana, że będą niespodzianki.

— Tak, to prawda — westchnął Perceveral. — Ale… Zresztą dobrze. Czy chowa pan w zanadrzu jeszcze jakieś?

— Właściwie nie — powiedział Haskell po chwili namysłu. — Zarówno pan sam, jak i sprzęt przedstawiacie najniższą jakość. Tego wymaga istota eksperymentu.

Perceveral wyczuł coś wymijającego w tej odpowiedzi, ale Haskell nie chciał wdawać się w szczegóły. Rozmowa zastała zakończona i Perceveral wrócił do chaosu swojego obozowiska.

Zaczął od tego, że przy pomocy robota przeniósł obóz do lasu dla ochrony przed powtórnymi atakami ptaków. W czasie tej pracy zauważył, że co najmniej połowa lin jest przetarta, baterie elektryczne słabną, a płótno namiotów nadżarte jest pleśnią. W pocie czoła naprawiał to wszystko, zdzierając sobie skórę z rąk i raniąc palce. Potem nawalił mu generator.

Stracił trzy dni, starając się znaleźć przyczynę awarii za pomocą źle wydrukowanej instrukcji obsługi w niemieckim, która była dołączona do urządzenia. Zdawało mu się, że wszystkie części są poprzestawiane i nic nie działa. Wreszcie odkrył, że instrukcja dotyczy zupełnie innego modelu. Wyszedł z siebie, kopnął generator z całej siły, omal nie łamiąc sobie palca u nogi. Po chwili wziął się jednak w garść i pracował przez następne cztery dni, ustalając drobiazgowo różnice między swoim modelem a opisanym w broszurce, aż wreszcie uruchomił generator.

Ale ptaki i tu go znalazły — pikując pomiędzy drzewami, porywały z obozu jedzenie, zanim zdążył wycelować. Ich ataki kosztowały Perceverala parę okularów i brzydką ranę na szyi. Pracowicie utkał sieci i przy pomocy robota zawiesił je na gałęziach ponad obozem.

Ptaki były zaskoczone. Perceveral nareszcie miał chwilę czasu, aby skontrolować zapasy żywności. Przy okazji stwierdził, że wiele konserw było podłej jakości, a inne zapasy padły ofiarą jakiejś paskudnej pleśni. I jedne i drugie nadawały się tylko do wyrzucenia. Wiedział, że jeśli natychmiast nie podejmie jakichś kroków, zostanie na zimę bez żywności.

Przeprowadził serię analiz miejscowych owoców, traw, jagód i jarzyn. Okazało się, że są wśród nich pożywne i zdrowe. Włączył je do swego menu, po czym dostał dokuczliwej wysypki alergicznej. Pracując uporczywie i wykorzystując wszystkie możliwości podręcznej apteczki wyleczył się z wysypki i przystąpił do prób, mających na celu znalezienie rośliny wywołującej przykre objawy. Ale właśnie kiedy sprawdzał wyniki, do namiotu wlazł robot i poprzewracał probówki, wylewając bezcenne odczynniki. Dalsze próby Perceveral musiał przeprowadzać na sobie — w rezultacie wykreślił z jadłospisu jeden rodzaj jagód i „dwie jarzyny. Na szczęście inne owoce były znakomite, a z ziarna można było piec doskonały chleb. Perceveral zebrał nasiona i późną wiosną skierował robota do pracy w polu.

Robot od świtu do nocy pracował w polu, a Perceveral w tym czasie zapoznawał się bliżej z okolicą. Znalazł gładkie, płaskie kamienie ze śladami liter czy cyfr i nawet ze schematycznymi rysunkami drzew, gór i obłoków. Doszedł do przekonania, że na planecie żyły lub nawet żyją gdzieś nadal istoty rozumne. Niestety, nie miał czasu na dalsze poszukiwania w tym kierunku, gdyż w czasie obchodu gospodarstwa stwierdził, że robot zasiał zboże o wiele za głęboko. Ziarno zostało zmarnowane i Perceveral obsiał pola jeszcze raz własnoręcznie.

Zbudował również drewniany szałas i magazyny w miejsce zbutwiałych namiotów. Powoli przygotowywał się do przetrwania zimy. I również powoli narastało w nim podejrzenie, że robot zaczyna nawalać.

Wielka, czarna wszechstronna maszyna nadal wykonywała swoje zadania ale jej ruchy stawały się nerwowe i traciła panowanie nad swoją siłą. Masywne naczynia pękały w jej uścisku, a narzędzia rolnicze gięły się i łamały. Perceveral zlecił robotowi oczyszczanie pól z chwastów, ale w czasie gdy rękami wyrywał on zielsko, jego wielkie płaskie stopy tratowały kiełkujące zboże. Próby rąbania drzewa kończyły się zazwyczaj złamaniem siekiery. Chata drżała w posadach, kiedy robot wchodził, a drzwi nieraz wyskakiwały z zawiasów.

Perceveral zastanawiał się, co począć wobec tych oznak sklerozy robota. Nie mógł go zreperować, gdyż machina była tak skonstruowana, że można ją było rozmontować wyłącznie w macierzystej fabryce, przy użyciu specjalnych narzędzi, Pozostawało jedynie w ogóle zrezygnować z usług robota, ale wtedy Perecveral zostałby zupełnie sam.

Na razie wyznaczał mu coraz to prostsze zadania i więcej prac brał na siebie. Mimo to stan robota stale się pogarszał. Pewnego wieczoru, gdy Perceveral jadł kolację, robot zatoczył się na piec strącając garnek gotującego się ryżu.

Na szczęście Perceveral wyrobił sobie już niezły refleks i błyskawicznie uchylił się, tak że wrząca masa trafiła go w ramię, a nie w twarz.

Tego już było za wiele. Obecność robota stawała niebezpieczna. Opatrzywszy sobie oparzenia Perceveral postanowił wyłączyć robota i samotnie kontynuować walkę o życie. Zdecydowanym głosem wydał rozkaz wyłączenia.

Robot spojrzał tylko w jego stronę i jak gdyby nigdy nic dalej kręcił się po chacie, nie reagując na swoją podstawową komendę. Perceveral powtórzył rozkaz, robot pokręcił głową i zaczął układać drzewo przy kuchni. Coś się zacięło. Trzeba będzie wyłączyć robota ręcznie — tylko że na lśniącej powierzchni maszyny nie było ani śladu kontaktu wyłączającego dopływ energii. Mimo to Perceveral wyjął skrzyneczkę z narzędziami i zbliżył się do robota. Ku jego zdumieniu robot cofnął się, unosząc obronnym gestem ramiona…

— Stój! — krzyknął Perceveral.