Выбрать главу

Wysiedli z metra przy Osiemdziesiątej Szóstej i wstąpili do ciepłej niemieckiej kawiarni na gorącą czekoladę mit schlag, czyli z furą słodkiej bitej śmietany. Orkiestra wychodziła ze skóry, grając skoczne „umpapa”, a na ulicy migotały już girlandy świątecznych dekoracji. Przywiodło to jej na myśl dawne święta, jakie spędzała z rodzicami. Dziwne: ostatnio bardzo wiele myślała o ojcu. Nie mówiła o tym Lucasowi, bo w tych dniach w ogóle ciężko się z nim rozmawiało: każdy wątek prowadził ich nieuchronnie do nabrzmiałego emocjami tematu zwolnienia warunkowego.

– Coś mi mówi, że jesteś bardzo podobna do ojca – rzekł, wysłuchawszy jej, Alejandro. – On również nie był aż takim konformistą, jeśli mu się bliżej przyjrzeć.

Keshia uśmiechnęła się, zlizując krem z warg.

– Nie był. Ale sądząc z tego, co o nim słyszałam i co pamiętam, zgrabnie to ukrywał. Chyba rzadko musiał dokonywać wyboru.

– To były inne czasy, inne możliwości. A twój opiekun?

– Edward? Jest cudowny. Prawdziwy solidny dżentelmen, który w niczym nie sprzeniewierzy się swoim zasadom. Przy tym pewnie samotny jak diabli.

– I po uszy w tobie zakochany?

– Prawdę mówiąc, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam, lecz wątpię.

– Założę się, że nie masz racji. – Alejandro uśmiechnął się i pociągnął łyk ciepłego, słodkiego napoju. Na górnej wardze osiadł mu wąs ze śmietany. – Nie dostrzegasz wrażenia, jakie robisz na bliźnich. Pod tym względem jesteś naiwna jak dziecko.

– Doprawdy? – odpowiedziała mu uśmiechem. Kiedyś rozmawiała w ten sposób z Edwardem, teraz jednak było to niemożliwe. W dziwny sposób zastąpił go Alejandro. Teraz on wysłuchiwał jej zwierzeń, pocieszał i dawał ojcowskie rady. Spojrzała na niego i zachichotała: – Na tobie też?

– Kto wie?

– Wariat. – Wiedziała, że nie mówi poważnie.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, przysłuchując się dudniącym dźwiękom staromodnej muzyki. Restauracja była zatłoczona, lecz do nich nie docierał ani ruch, ani hałas; byli oderwani od rzeczywistości tak samo jak emeryci pogrążeni w lekturze niemieckich czasopism.

– Jak spędzacie święta? – odezwał się Alejandro.

– Nie wiem. Znasz Luke’a. Wątpię, czy podjął już jakieś decyzje, a jeśli nawet, i tak mi o nich nie powiedział. Zostajesz w Nowym Jorku?

– Tak. Chciałem jechać do rodziny do Los Angeles, ale jestem zawalony robotą, a podróż to spory wydatek. Zamierzałem przy okazji obejrzeć podobny ośrodek w San Francisco. Może wybiorę się tam na wiosnę.

– Jaki ośrodek? – Keshia zapaliła papierosa i oparła się wygodniej w krześle. To spotkanie, które zaczęło się łzami, sprawiało jej teraz niekłamaną przyjemność.

– Nazywają to wspólnotą terapeutyczną. Zasada działania jest mniej więcej taka sama jak u mnie, z tym że pacjenci mieszkają tam na stałe, co daje większe szanse powodzenia terapii. – Alejandro spojrzał na zegarek i ze zdumieniem stwierdził, że minęła piąta.

– Wpadnij do nas na kolację – zaproponowała Keshia. Meksykanin z żalem potrząsnął głową.

– Na pewno wolicie być sami, gołąbki. Poza tym mam dziś randkę z pewną damą z sąsiedztwa.

– Kto to taki?

– Koleżanka kolegi, nie znam jej. Pracuje w dziennym domu opieki społecznej i założę się, że ma duży biust, trądzik i nieświeży oddech.

– Masz coś przeciwko dużym biustom? – roześmiała się Keshia.

– Nie, natomiast pozostałe dwie cechy mnie rażą. Znam ten typ, sam zatrudniam takie misjonarki. Natomiast w życiu prywatnym staram się być estetą.

– Jak to możliwe, że nie masz dziewczyny? – zaciekawiła się Keshia.

– Może jestem brzydki, a może niesympatyczny? Kto wie?

– Bzdury. Mów mi tu zaraz prawdę.

– Naprawdę nie wiem, hija. Może to przez pracę? Miałaś rację, mówiąc, że mamy z Lucasem parę wspólnych cech. Obaj dążymy do wytkniętego celu. To coś, z czym niewiele kobiet jest w stanie się pogodzić, chyba że mają własny cel. Poza tym jestem wybredny.

Przypuszczalnie w tym był cały szkopuł, ponieważ Alejandro nie był ani brzydki, ani niesympatyczny. Miał wiele uroku i Keshia bardzo się cieszyła, że ich znajomość przybrała tak zażyłą formę.

– Ciekawe, czy spodoba ci się ta dziewczyna – rzuciła.

– Zobaczymy.

– Ile ma lat?

– Dwadzieścia jeden czy dwadzieścia dwa, nie pamiętam dokładnie.

– Już jej zazdroszczę.

– Nie masz czego – spojrzał na jej porcelanową cerę okoloną białym puszystym futerkiem. Oczy Keshii lśniły jak bezcenne szafiry.

– Może i nie, ale ja mam na karku trzydziestkę, a to wielka różnica.

– Na korzyść trzydziestki.

Zamyśliła się na moment i przyznała mu rację. Wiek dwudziestu dwóch lat nie zapisał się w jej pamięci zbyt radośnie. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy Keshia zaczęła pisać. Przedtem nie wiedziała, kim chce zostać ani co osiągnąć, na zewnątrz zaś musiała prezentować niewzruszoną pewność siebie.

– Szkoda, że nie znałeś mnie dziesięć lat temu. Boki zrywać!

– Sądzisz, że ja w tym wieku byłem mniej śmieszny?

– Prawdopodobnie tak. Byłeś mniej skrępowany.

– Możliwe, lecz w gruncie rzeczy różnica jest niewielka. Strzygłem wtedy włosy na palec i zlewałem pomadą. A ty twierdzisz, że nie byłem śmieszny! Jestem pewien, że ty przynajmniej nie czesałaś się na jeża.

– Nie, na pazia. Nosiłam naszyjniki z pereł i byłam śliczna. Najlepsza partia na matrymonialnym rynku. Panie i panowie, zapraszamy na pokaz. Oto nowiutka, nietknięta, bliska ideału jedyna spadkobierczyni wielomilionowej fortuny. Potrafi chodzić, mówić, śpiewać i tańczyć. Wystarczy nakręcić, a zagra na harfie hymn państwowy.

– Umiesz grać na harfie?

– Nie, głuptasie, ale poza tym umiem prawie wszystko. Byłam absolutnie „czarująca”, choć niezbyt szczęśliwa.

– Jeśli więc teraz jesteś szczęśliwa, masz za co być wdzięczna Bogu.

– To prawda – myśli Keshii powędrowały z powrotem do Luke’a… i rozprawy. Alejandro dostrzegł, że spochmurniała, i prędko zmienił temat, aby przywrócić beztroski nastrój, jaki towarzyszył im w ciągu ubiegłej godziny.

– Jak to możliwe, że nie grasz na harfie? Myślałem, że wszystkie milionerki to potrafią – rzucił niewinnie.

– Pomyliły ci się z aniołami, skarbie.

– Powiadasz, że to nie to samo?

Keshia odrzuciła głowę w tył i zaśmiała się serdecznie.

– Nie, słonko. Milionerki na ogół mają bardzo niewiele wspólnego z aniołami. Z wyjątkiem paru nieszczęsnych skrzypaczek, większość z nas gra na pianinie, a przynajmniej stara się opanować tę sztukę pomiędzy piątym a dwunastym rokiem życia. Chopin pewnie przewraca się w grobie.

– Powinnyście się wstydzić.

– Mam to w dupie – prychnęła, Alejandro zaś wytrzeszczył oczy.

– Masz… gdzie? Keshia, i ty chcesz uchodzić za dobrze wychowaną pannę?

– Przestań, bo powtórzę to, co już raz słyszałeś. Chodźmy. Lucas będzie się niepokoić.

Alejandro podał jej płaszcz, zostawił napiwek na stoliku i wyszli na mróz, trzymając się pod ręce. Keshia czuła się jak nowo narodzona.

Luke siedział w salonie ze szklanką bourbona i przyklejonym do twarzy uśmiechem.

– Gdzieście się podziewali? – powitał ich jowialnie.

– Poszliśmy się napić gorącej czekolady.

– Bardzo ładna bajeczka, tyle że mało przekonywająca. Tym razem wam wybaczę, ale…