Ludzie ci nie uświadamiają sobie, że Boga należy bronić w sobie, a nie na zewnątrz. Powinni skierować swój gniew na samych siebie. Bo zło zewnętrzne jest uwolnionym złem wewnętrznym. Głównym polem bitwy o Dobro nie jest otwarta, publiczna arena, ale niewielka polanka w każdym ludzkim sercu. A tymczasem wiele wdów i bezdomnych sierot cierpi straszliwie i to im, nie Bogu, powinni pośpieszyć z pomocą owi samozwańczy obrońcy.
Pewnego razu jakiś głupiec przepędził mnie z Wielkiego Meczetu. Kiedy poszedłem do kościoła, ksiądz spojrzał na mnie wzrokiem, w którym nie dostrzegłem łagodności Chrystusa. Czasami jakiś bramin przeganiał mnie ze świątyni podczas darśanu. O moich religijnych praktykach donoszono rodzicom tonem sensacji, jakbym został przyłapany na przestępstwie.
Tak jakby podobna małostkowość służyła Bogu.
W moim rozumieniu religia dotyczy naszej godności, a nie naszego zepsucia.
Przestałem chodzić na msze ku czci Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia i zamiast tego chodziłem na nabożeństwa do Matki Bożej Królowej Anielskiej. Po piątkowych modłach nie pozostawałem ze swymi braćmi muzułmanami. Do świątyni natomiast chodziłem w porze największego tłoku, kiedy bramini byli zbyt rozkojarzeni, żeby wpychać się między mnie a Boga.
ROZDZIAŁ 26
Parę dni po spotkaniu na esplanadzie zebrałem się na odwagę i poszedłem do gabinetu ojca, żeby porozmawiać.
– Tato?
– Tak, Piscine?
– Chcę się ochrzcić. I chciałbym mieć dywanik modlitewny.
Moje słowa docierały do niego powoli. Spojrzał na mnie znad swoich papierów.
– Co takiego? Co powiedziałeś?
– Chciałbym się modlić poza domem i nie ubrudzić sobie spodni. A poza tym chodzę do chrześcijańskiej szkoły, a nie jestem ochrzczony.
– Do kogo będziesz się modlić poza domem? A właściwie dlaczego w ogóle chcesz się modlić?
– Bo kocham Boga.
– Aha. – Wyglądał na zaskoczonego, wręcz zakłopotanego moją odpowiedzią. Nastąpiła pauza. Pomyślałem, że może znów zaproponuje mi lody. – Petit Séminaire jest szkołą chrześcijańską tylko z nazwy. Uczy się tam wielu Indusów, którzy nie są chrześcijanami. Żeby zdobyć odpowiednie wykształcenie, nie trzeba się chrzcić. Zresztą modły do Allaha też nie mają na to wpływu.
– Ale ja chcę się modlić do Allaha. Chcę być chrześcijaninem.
– Nie możesz być i tym, i tym. Możesz być albo jednym, albo drugim.
– Dlaczego?
– Bo to dwie odrębne religie! Nie mają z sobą nic wspólnego.
– A ja słyszałem co innego! I jedna, i druga religia uważa Abrahama za swojego. Muzułmanie mówią, że Bóg Hebrajczyków i chrześcijan jest tym samym Bogiem, co ich Bóg. Uznają Dawida, Mojżesza i Jezusa za proroków.
– Co to ma wspólnego z nami, Piscine? My jesteśmy Indusami.
– Chrześcijanie i muzułmanie są w Indiach od wieków. Niektórzy nawet twierdzą, że Jezus jest pogrzebany w Kaszmirze.
Nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Nagle przypomniał sobie o swoich obowiązkach.
– Porozmawiaj o tym z matką.
Matka pogrążona była w lekturze.
– Mamo?
– Tak, kochanie?
– Chcę się ochrzcić. I chciałbym mieć dywanik modlitewny.
– Porozmawiaj o tym z ojcem.
– Już rozmawiałem. Powiedział, żebym porozmawiał o tym z tobą.
– Naprawdę? – Odłożyła książkę. Spojrzała w stronę ogrodu zoologicznego. Jestem pewien, że w tym momencie ojciec poczuł na karku lodowaty powiew. Matka odwróciła się w stronę półki z książkami. – Mam tu książkę, która na pewno ci się spodoba.
Wyciągnęła rękę, sięgając po jakąś powieść Roberta Louisa Stevensona. Taka była jej zwykła taktyka.
– Już to czytałem, mamo. Trzy razy.
– Ach… – Jej ręka powędrowała w lewo.
– Conan Doyle’a też – powiedziałem.
Ręka przesunęła się w prawo.
– Może coś Narayana? To chyba niemożliwe, żebyś przeczytał całego Narayana?
– To są dla mnie bardzo ważne sprawy, mamo.
– Albo Robinson Cruzoe!
– Mamo!
– Ależ Piscine… – Matka usiadła z powrotem w swym fotelu, zdecydowana zastosować taktykę najmniejszego oporu, co oznaczało, że muszę atakować precyzyjnie. Poprawiła poduszkę. – Uważamy z ojcem, że twoja pobożność jest trochę tajemnicza.
– Bo to jest Tajemnica.
– Hm. Nie o to mi chodzi. Posłuchaj, kochanie, jeśli zamierzasz stać się człowiekiem religijnym, musisz być albo hindusem, albo chrześcijaninem, albo muzułmaninem. Słyszałeś, co mówili ci duchowni na esplanadzie.
– Nie wiem, czemu nie mogę być wszystkim naraz. Mamaji ma dwa paszporty. Jest Indusem i Francuzem. Dlaczego ja nie mogę być hindusem, chrześcijaninem i muzułmaninem?
– To co innego. Francja i Indie to państwa na ziemi.
– A ile państw jest w niebie?
Zastanawiała się przez sekundę.
– Jedno. W tym rzecz. Jedno państwo z jednym paszportem.
– Tylko jedno państwo?
– Tak. Albo nie ma żadnego. Możliwy jest też taki wariant. Zainteresowałeś się odwiecznymi problemami.
– Jeśli w niebie jest tylko jedno państwo, to czy nie powinny tam być ważne wszystkie paszporty?
Cień niepewności przemknął jej przez twarz.
– Bapu Gandhi powiedział…
– Tak, wiem, co powiedział Bapu Gandhi. – Podniosła rękę do czoła. Wyglądała na strasznie znużoną, ta moja mateczka. – Mój Boże… – westchnęła.
ROZDZIAŁ 27
Nieco później tego samego wieczoru podsłuchałem rozmowę rodziców.
– Zgodziłaś się? – zapytał ojciec.
– Zdaje się, że ciebie też pytał. Odesłałeś go do mnie – odparła matka.
– Naprawdę?
– Owszem.
– Miałem dziś bardzo ciężki dzień…
– W tej chwili nie wyglądasz na zapracowanego. Ale gdybyś teraz chciał pomaszerować do jego pokoju, wyciągnąć mu spod nóg dywanik modlitewny i przedyskutować z nim zagadnienie chrztu, to nie krępuj się, ja nie mam nic przeciwko temu.
– Nie, nie… – Z tonu głosu ojca mogłem wywnioskować, że wbił się głębiej w fotel. Nastąpiła dłuższa pauza.
– Wygląda na to, że on przyciąga te religie jak pies pchły – podjął po chwili ojciec. – Ja tego nie rozumiem. Jesteśmy nowoczesną indyjską rodziną, hołdujemy nowoczesnemu stylowi życia, Indie wkroczyły na drogę postępu, są więc bliskie realizacji modelu naprawdę nowoczesnego państwa – i oto trafił nam się syn, który uważa się za wcielenie Śri Ramakriszny.
– Jeśli to pani Gandhi uosabia to, co nowoczesne i postępowe, wcale nie jestem pewna, czy mi się to podoba – zauważyła matka.
– Pani Gandhi nie będzie trwała wiecznie. Postępu nie da się zahamować. Musimy się dostosować do jego rytmu, równać krok. Pomaga w tym rozwój technologii i upowszechnianie pozytywnych idei – takie są dwa podstawowe prawa. Kto nie pozwala, żeby technologie mu pomagały, kto odrzuca pozytywne idee, skazuje się na los dinozaura! Jestem o tym głęboko przekonany. Pani Gandhi ze swą głupotą przeminie. Nadejdzie czas Nowych Indii.
(I rzeczywiście przeminęła. I Nowe Indie, a przynajmniej jedna rodzina, która je reprezentowała, postanowiły przenieść się do Kanady).
– Słyszałaś, jak powiedział: „Według Bapu Gandhiego, wszystkie religie są prawdziwe”? – ciągnął ojciec.
– Słyszałam.
– Bapu Gandhi? Ten chłopiec mówi o nim bardzo ciepło. Co będzie po Ojczulku Gandhim? Wujaszek Jezus? I co mają znaczyć te wszystkie bzdury – czy on naprawdę stał się muzułmaninem?