Выбрать главу

Zastanawiałam się, czy nie powinnam zadzwonić na policję. Nie byłam jednak wcale pewna, czy Pan Nikt dopuścił się przestępstwa, wchodząc do cudzego mieszkania i grzebiąc w szufladzie z bielizną właściciela. Czy zamknęłam za sobą drzwi? Byłam zbyt przejęta sytuacją, by zwrócić na to uwagę. A jeśli nie, to nie mogło być mowy o włamaniu.

Boże, miałam nadzieję, że Richard jest cały i zdrowy. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało. Co z moim… spóźnionym okresem? Poczułam, jak zalewa mnie nowa fala mdłości. Przysięgłam sobie, że jeśli Richard wygrzewa się na Bahamach, to go zabiję.

Wtedy w mojej torebce rozległo się dzwonienie. Aż podskoczyłam, niemal uderzając głową w sufit, cała nabuzowana adrenaliną. Sięgnęłam do torebki i otworzyłam motorolę. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer mojej matki. Gdyby dzwonił ktoś inny, zignorowałabym go. Ale znając mamę, pewnie wysłałaby za mną Gwardię Narodową na poszukiwania, gdybym nie odebrała przed czwartym sygnałem.

– Halo?

– Maddie, nie zapomniałaś, prawda?

– Oczywiście, że nie. – Zaczęłam gorączkowo myśleć. O czym miałam nie zapomnieć?

– To dobrze. Bo mamy rezerwację na piątą, a Ralph odwołał ostatnią klientkę, żeby być z nami.

Racja. Ralph, znany również jako Podrabiany Tatuś, był właścicielem Fernando's, najgorętszego salonu piękności na Rodeo Drive, i miał wkrótce zostać moim ojczymem. Ciągle nie byłam na sto procent pewna, czy Ralph jest hetero, ale bardzo mi odpowiadały zniżki na manikiur.

Mama spiknęła się z Ralphem, kiedy po dwudziestu sześciu latach bycia samotną matką odkryła cudowny świat internetowych randek. Zdecydowana wrócić do obiegu w wielkim stylu, udała się do Fernando's w celu poddania się ekstremalnej metamorfozie. Traf chciał, że to Ralph ciął, farbował i stylizował jej włosy, robiąc z nich małe dzieło sztuki. Po trzech miesiącach flirtowania i zabiegów fryzjerskich mama ze zdumieniem odkryła, że Ralph nie tylko jest hetero (rzekomo), ale że również jest nią zainteresowany nie tylko jako fryzjer, ale i mężczyzna. Pięć miesięcy później planowali piękną ceremonię ślubną nad brzegiem morza w Malibu, która miała się odbyć za tydzień od soboty. Ja byłam pierwszą druhną i dziś mama chciała zapoznać mnie z moim kolejnym oficjalnym obowiązkiem, numer, bodajże, trzy tysiące: miałam zorganizować jej wieczór panieński.

Rozważałam, czy nie wymyślić jakiejś wymówki, by uniknąć wspólnego obiadu. Nadal trzęsły mi się ręce. Serce, co prawda, nie waliło już jak oszalałe, ale nadal ściskało mnie z niepokoju w piersi i byłam cała spięta. Jednak, znając mamę (patrz wzmianka o Gwardii Narodowej), gdybym postanowiła się wykpić od spotkania, musiałabym liczyć się z wieloma pytaniami, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Tak więc dałam sobie spokój.

– Okay. Możesz na mnie liczyć. Piąta trzydzieści, tak?

– Piąta! – wrzasnęła moja matka do telefonu.

– Okay. – Spojrzałam na zegarek. Czwarta czterdzieści siedem. Biorąc pod uwagę natężenie ruchu o tej porze, musiałam się sprężać. – Już jestem w samochodzie, mamo. Zaraz będę.

– Dobrze. Nie chcę, żebyś się spóźniła. Udałam, że nie usłyszałam ostatniego zdania.

– Coś przerywa, mamo. Muszę kończyć. Pa.

Dotarłam do restauracji Garibaldi's w Studio City dokładnie dwadzieścia dziewięć po piątej. Być może byłabym na czas, gdybym przez całą drogę nie zerkała co chwila we wsteczne lusterko, sprawdzając, czy gdzieś za mną nie czai się Pan Nikt. Na szczęście nie zauważyłam nikogo podejrzanego. Chociaż fakt, że go nie widziałam, wcale nie oznaczał, że go tam nie było. Chyba popadłam w paranoję?

Znalazłam wolne miejsce i zaparkowałam pomiędzy jaguarem a zdezelowanym dodge'em dartem. Na szczęście miałam na nogach wygodne sandały bez pięt Spigi, więc pokonanie sprintem półtorej przecznicy nie odbiło się na moim zdrowiu. Ralph stał na zewnątrz i rozmawiał przez telefon. Na jego opalonej twarzy malowało się pełne skupienie. Opalenizna była oczywiście sztuczna. Kiedy Ralph przyjechał do Beverly Hills, przeistoczył się z farmera ze Środkowego Zachodu w Fernando w europejskiego mistrza nożyczek. Słusznie uznał, że szanse, by elita mieszkająca w obrębie kodu 90210 chciała bywać w salonie o nazwie Ralph's były równe zeru. Na nieszczęście jego rodzina miała szwajcarsko – niemieckie korzenie, więc aby nie wydała się sprawa jego lipnego hiszpańskiego pochodzenia, dwa razy w tygodniu fundował sobie zabieg opalania sprejem.

Kiedy Ralph mnie zobaczył, uśmiechnął się. Pozdrowił mnie uniesieniem ręki i gestem zachęcił, żebym weszła do środka.

Ubrana na czarno hostessa skierowała mnie do stolika pośrodku sali, gdzie siedziała moja matka, zerkając na zegarek i zaciskając wąskie usta.

– Maddie, spóźniłaś się.

Chciałam, żeby ludzie przestali mi to ciągle wypominać. Nachyliłam się i cmoknęłam powietrze przy jej policzku.

– Przepraszam, mamo, był korek.

Przewróciła oczami. Były brązowawo – zielone, jak moje, ale podkreślone jasnoniebieskim cieniem do powiek, którego używała, na długo zanim stał się znowu modny. Ubrana była w czarne legginsy przeniesione rodem z 1986 roku i dzianinowy top z wyszytym na przedzie kotkiem. Podziękowałam w duchu niebiosom, że nie odziedziczyłam po niej gustu.

– Zapomniałaś, prawda? – zapytała.

– Na pewno bym sobie przypomniała.

– Jasne. – Żadna z nas w to nie wierzyła. – W każdym razie – ciągnęła, kiedy usiadłam – zrobiłam wstępny plan rozsadzenia gości i chcę, żebyś rzuciła na niego okiem. Poza tym – dodała z szelmowskim błyskiem w oku – znalazłam idealne miejsce na mój wieczór panieński.

Oho.

– Co to za miejsce? – zapytałam, obawiając się odpowiedzi.

– Beefcakes.

Moje obawy były jak najbardziej uzasadnione.

– Beefcakes?

Mama nachyliła się do mnie i szepnęła.

– To lokal z męskim striptizem. – Poruszyła brwiami w taki sposób, że znowu zrobiło mi się niedobrze.

– Jesteś pewna, że nie wolisz spędzić dnia z przyjaciółkami w spa? – zapytałam błagalnie.

– Daj spokój, Maddie. Wrzuć na luz. Będzie fajnie. Poza tym to, że wychodzę za mąż, nie oznacza, że umarłam. Nadal potrafię docenić męskie ciało w całej jego wspaniałości.

Miałam ochotę puścić pawia.

– Och, i musimy podjąć ostateczne decyzje co do przyjęcia. Zamówiłam tylko jeden namiot, na bufet, więc modlę się, żeby nie padało. – Mama zrobiła mały znak krzyża.

– Jesteśmy w LA, mamo. Tu nigdy nie pada. – Trochę przesadziłam, ale biorąc pod uwagę, że mieszkańcy Los Angeles uważali opady rzędu siedmiu centymetrów za monsun, było prawie pewne, że nic nam nie grozi. Nie wspominając już o tym, że był lipiec. Bogowie pogody nie odważą się zesłać deszczu w środku sezonu turystycznego. Już im Charlton Heston przemówi do rozumu za pomocą swojej dubeltówki.

– No dobrze – powiedziała mama, rozglądając się wśród stałych bywalców Garibaldi's za moimi plecami. – Gdzie jest Richard?

Sama chciałabym to wiedzieć.

– Nie dał dzisiaj rady – odparłam, licząc, że nie będzie drążyć tematu. Nadal nie wiedziałam, co sądzić o Panu Uzbrojonym i Niebezpiecznym w mieszkaniu Richarda, ale wiedziałam na pewno, że nie mam jeszcze opracowanej specjalnie na użytek mamy okrojonej wersji.

– Och, to szkoda – odparła.

Na szczęście pojawił się kelner z jedzeniem, co oszczędziło mi dalszych pytań na temat mojego przebywającego w nieznanym miejscu chłopaka.