Będąc już w P1, koniecznie trzeba się przedostać do „obszaru VIP-ów”. To nie jest wcale takie łatwe. Kręci się tam całe mnóstwo ochroniarzy. Obie z Kathariną się przedostały. Natasha przyznaje, że pomógł im Marks. Rozmowy w „obszarze VIP-ów” są tak naprawdę o niczym. Nie wiadomo, który z tych facetów jest VIP-em podejmującym decyzje. Takie windowe „smali talks”, tyle że kładą oni przy tym dłonie najpierw na kolanach, a potem wysoko na udach. Tak około drugiej nad ranem zaczyna się wszystko powoli klarować. Najczęściej jedzie się do hotelu z ochroniarzem. To bezpieczne dla VIP-a, ponieważ przeważnie jest on już związany z jakąś kobietą i nie chce mieć problemów z mediami. Jego kobieta jest przeważnie starsza. Ma około 30 lat. VIP uważa, że jeśli ma pieniądze, pokazują go w telewizorze i kocha go tabun ludzi, to ma prawo do „szczęśliwego życia seksualnego”. Przy swojej kobiecie nie czuje, że ma to „szczęśliwe życie”. Za długo się znają i wyczuwają – tak to nazywają – za „duży luz”. Natasha nigdy jeszcze nie pytała, gdzie czują ten luz…
Katharina trafiła pechowo. Facet nie był z branży. Zajmował się futbolem, a nie modelingiem. Natasha trafiła właściwie. To czysty przypadek. Pojechała z ochroniarzem do Maritima około trzeciej nad ranem. Po 30 minutach do pokoju wszedł „mister ważny”. Zrobili prawie cały program. Alfabetycznie. Anal, frenching, oral… Niekoniecznie w tej kolejności. Nie zgodziła się jedynie na p jak penetracja. Do tego ma prawo tylko jej „misiaczek Roberto”. Wczoraj rano dowiedziała się, że jedzie do Włoch. Gdy zadzwoniła do Roberto, nie mógł uwierzyć…
Katharina miała takie same szanse jak ona. Po prostu źle trafiła z tym piłkarzem. Teraz mama Kathariny robi z tego wielką sprawę. Niepotrzebnie. Co ona myślała, do cholery?! Że one z Marksem wieczorami grają szachy w tych hotelach? Zupełnie niepotrzebnie. A teraz kręci się wszędzie policja i dziennikarze. Węszą pedofilię, a to dobry temat na newsa. Jaka tam pedofilia?! To był ich własny wybór. Natasha od dawna czuje się dorosła i wie, jak się w to gra. Potrafi robić facetom takie rzeczy, których koleżanki w jej wieku nie potrafią nawet poprawnie wymówić…
A matka Natashy? Co ona na to by powiedziała? Pewnie nic nie wie. Natasha od dawna mieszka tylko z ojcem. Ojciec pracuje od rana do wieczora, aby zapłacić za czynsz i kupić jej parę gadżetów. Mama wyjechała do Zurychu, gdy Natasha miała pięć lat. Też chciała być modelką. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Natasha czasami za nią tęskni. Może kiedyś matka zobaczy ją w jakiejś kolorowej gazecie. I może wreszcie wtedy zacznie odpowiadać na jej listy…
Dzisiaj rano jadąc autem, zatrzymałem się na tym samym skrzyżowaniu. Hinduski sprzedawca zapukał w szybę mojego samochodu. Kupiłem gazetę. Nie było w niej nawet jednego słowa o Magdzie.
Serdecznie,
Janusz L.
Warszawa, niedziela wieczorem
Drogi Januszu,
dlaczego swoimi książkami wzbudzasz aż taką agresję wśród feministek? Ty, mężczyzna, pisarz kobietom przyjazny jak żaden inny. I przypomniałam sobie, kto jest bez winy, niech rzuci kamieniem, że i nasza znajomość zaczęła się od emancypacyjnego przytyku w Twoim kierunku z mojej strony – nie podobało mi się, że bohaterka „Samotności w Sieci” w ostatniej chwili rejteruje i wraca w nieszczęśliwe, domowe, pielesze, mimo że jest w ciąży z kimś innym. Z kimś, kogo kocha prawdziwie. Zdenerwowało mnie wówczas to twoje takie charakterystyczne dla mężczyzn podejście. Jeśli ktoś ma zrezygnować z miłości, to oczywiście kobieta. Starałeś się wyjaśnić mi powody takiego zakończenia i chociaż każde z nas pozostało przy swoim, to udało się nam zakumplować. Dlaczego tak łatwo Ci wtedy odpuściłam? Po prostu uwierzyłam w szczerość Twoich intencji i to nie tylko jako mężczyzny, ale jako przyzwoitego człowieka. Co więcej, z czasem wpadłam na to, że przecież Ty jesteś modelowym wręcz feministą. Nie tylko lubisz kobiety, podrywasz je z wrodzonym sobie wdziękiem, ale i najzwyczajniej w świecie szanujesz. Czy do końca nas rozumiesz? Nie wiem, ale przynajmniej próbujesz. Dlatego żenują mnie kierowane pod Twoim adresem zarzuty, że chcesz swoje czytelniczki złapać na fałszywe przynęty. Upraszczając sprawę, bierzesz je na literacką litość. Jak napisała inteligentna przecież, co tym bardziej zaskakuje, pani krytyk: „obsługując w tym celu niezaspokojone tęsknoty niewieście. Ucząc, bawisz i wzruszasz. Koisz jak amator terapeuta kobiecy masochizm”. Najwyraźniej twojej nowej „wielbicielce” nie dajesz spać po nocach. To zaskakujące, zwłaszcza że wspomniana pani zazwyczaj kieruje się ku dziełom niepoślednim. Co więc zainteresowało ją w Wiśniewskim? Dlaczego tak bardzo wkurzyło ją, że inne jej „siostry” z własnej i nieprzymuszonej woli wprowadzają Twoje książki na listy bestsellerów? Gdzie podział się ich literacki gust? I to jest właśnie to, co odrzuca mnie od feminizmu obowiązującego nad Wisłą. To dzielenie kobiet na feministycznie wtajemniczone, które ze względów ideologicznych nie czytają Wiśniewskiego, i te, które to robią. Przecież feminizm i jego siła to wybór każdej z nas, a nie sąd, w którym niesubordynowane dostają wysokie wyroki. Dlatego gdy słyszę tyradę, z której wynika, że czytelniczki Wiśniewskiego to skończone idiotki, które dają sobie wcisnąć kit, to trafia mnie feministyczny szlag. Skąd to poczucie wyższości? Skąd ta wiedza tajemna nie tyle o tym, co dzieje się w duszy każdej z nas, ile o tym, co powinno się w niej dziać? Nauki można rozdawać na prawo i lewo, ale lekcję trzeba odrobić już indywidualnie. Każda kobieta, która już co nieco przeżyła, wie o tym doskonale. Wzory matematyczne w feminizmie nie zawsze się sprawdzają. Przed paroma dniami dostąpiłam zaszczytu (nie kpię) zjedzenia śniadania z Madeleine Albright. Cóż to za kobieta! Imponująca i zachwycająca. Ma odwagę powiedzieć, że nie będzie w wyborach prezydenckich głosowała na kobietę tylko dlatego, że ta jest kobietą. Będzie głosowała na najlepszego. O swojej następczyni, ale i politycznej przeciwniczce, republikance Condoleezzie Rice mówi, że denerwuje ją, gdy media bardziej koncentrują się na tym, jakie ta nosi buty i jak krótkie ma spódnice, a nie na tym, co ma w głowie, Zwłaszcza że to bez wątpienia mądra kobieta. Albright uważa się za feministkę, ale nigdy nie przyszłoby jej do głowy, aby skrytykować inną kobietę za to, że feministką nie jest i zamiast robić karierę, woli siedzieć w domu. „Czy moja kariera zawodowa była przyczyną rozwodu? Zawsze odrzucałam to pytanie. Uważam je za obraźliwe wobec kobiet, które chcą pracować zawodowo, poza tym zawiera w sobie sugestię, że postępowałam egoistycznie. Odrzucam to pytanie również dlatego, że nie znam odpowiedzi”. Czy z tej biografii uczyniłbyś opowieść o wzlotach i upadkach, czy też poprawną feministycznie wersję nadwiślańskiego remake'u „Jak hartowała się stal”? „Przy garach źle i samej niedobrze” – ironizuje Szczuka, komentując Twoje opisywanie kobiecego losu, a w tym momencie aż ciśnie się na usta: być może taki los wydaje się niesprawiedliwy, ale tylko wtedy, gdy jest się Szczuką.