Noblista William Shockley to jeden z przykładów tych, którzy przekonani o swojej wyższości, nie chcą mieć żadnej skazy. Dążenie do doskonałości potrafi czasami pokazać, jak bardzo jesteśmy niedoskonali.
Serdecznie,
JLW
Warszawa, czwartek
Panie Januszu,
leżę na kanapie, słucham berlińskiego Radia Jazz i dochodzę do wniosku, że takich żon jak ta profesora Shockleya świat jest pełen. Z tysiąca powodów, z własnej wygody i ze zwyczajnego strachu, nie chcą zobaczyć swoich mężów takimi, jakimi są oni naprawdę. Dlatego w sytuacjach konfliktowych wszystkie ich wady zamieniają w indywidualność, oryginalność charakteru i przyklepują słowami: no cóż, mój mąż jest inny. Bywa, że dodają: wybitny. Znam wokół siebie wiele kobiet, które każdego dnia zadręczają najbliższe otoczenie własną frustracją spowodowaną trwaniem w nieudanych i od dawna już martwych związkach. Zadręczają? Tak, bo w toczących się w nieskończoność rozmowach telefonicznych, w najdrobniejszych detalach, od nowa i od nowa „przerabiają” charaktery mężczyzn, z którymi są.
Mój telefon milczy tylko wówczas, gdy ci mają akurat dobry dzień dla swoich kobiet i wyjątkowo nie obrzucają ich nienawistnymi spojrzeniami, nie wychodzą z domu bez telefonów komórkowych i nie dali przyłapać się na kłamstwie.
To zdumiewające, jak często w tym względzie kobiety okłamują same siebie. Nawet wówczas, gdy ślepiec nie miałby problemów z zobaczeniem, że miłość, do której się tak przyzwyczaiły, dawno już została wyprana ze wszelkich kolorów.
I kiedy w codziennym geście rozpaczy znowu podnoszą słuchawkę, żeby zwierzyć się, a tak naprawdę poskarżyć na niewiernego, nieczułego, niedobrego, to i tak robią to tylko po to, aby z drugiej strony kabla usłyszeć: daj spokój on nie jest wcale taki zły. Nie jest? pytają wtedy z nadzieją w głosie.
W tym momencie chciałoby się zawołać: „Czy ty zwariowałaś, dziewczyno? Pakuj walizki, uciekaj z tego związku, gdzie pieprz rośnie. Nie marnuj życia. Szanuj samą siebie”.
Napisz na kartce, jaką kobietą, jakim człowiekiem byłaś, zanim go poznałaś.
Innym. Co stało się z tymi kobietami, że przestały widzieć, z kim spędzają noce i dni, że ten ktoś ich nie szanuje, nie kocha i traktuje gorzej, niż na to naprawdę zasługują?
Dzwoni telefon, ta sama historia, ten sam scenariusz. Nie dzwoni, właśnie zadzwonił. Wczoraj był cudowny, dziś jest łajdakiem, a jutro… Łatwo się domyślić. Czasami zastanawiam się, czy gdybym była na miejscu takiego faceta ze skazą nie do zniesienia, to czy nie zachowałabym się podobnie jak on? Czy szanowałabym kobietę, która jest tak przewidywalna w swojej emocjonalnej ślepocie? Czy jej bezwolność i uległość nie powodowałaby we mnie agresji, chęci do kolejnych skoków w bok, a przede wszystkim wszechogarniającego znudzenia układem, w którym trwam? Układem ze skazą…
Kupiłam sobie wreszcie telefon, który wyświetla numer tego, kto dzwoni…
Pozdrawiam,
M.
Jebel Ali, Zjednoczone Emiraty Arabskie, piątek wieczorem
Pani Małgorzato,
są kraje, gdzie nie musiałaby Pani kupować takiego telefonu. I nie tylko dlatego, że od dawna telefony niewyświetlające numeru tego, kto dzwoni, są dostępne – dla upartych tradycjonalistów -wyłącznie w sklepach ze starociami. W tych krajach kobiety nie opowiadają „tych samych historii, z tym samym scenariuszem”. Nie oznacza to wcale, że mężczyźni w tych krajach nie mają „skazy nie do zniesienia”. Niepogodzenie się na trwanie w układzie ze skazą, bo przecież tak naprawdę z tego niepogodzenia się wynika frustracja Pani koleżanek, jest dla kobiet w kraju, w którym teraz jestem, czymś tak abstrakcyjnym jak ośmiowymiarowa zakrzywiona czasoprzestrzeń. Przy tym mężczyźni tutaj mają z pewnością – ale patrząc tylko z perspektywy naszej zachodniej kultury i tradycji oczywiście – o wiele więcej skaz niż partnerzy Pani koleżanek dzwoniących wieczorami.
Uczucie niepogodzenia pojawia się w nas wtedy, gdy istnieje przynajmniej wyobrażenie jakiegoś alternatywnego lepszego układu, do którego zaczynamy dążyć. Tak między innymi zrodził się feminizm i genderyzm, które to nurty, dla większości kobiet w Polsce, kojarzone są między innymi z Pani nazwiskiem i z tym, co Pani pisze w swoich książkach i felietonach i o czym opowiada Pani w radiu lub telewizji. W Emiratach feminizm jest nieobecny. To jest faktem. Natomiast nie mogę sobie wyobrazić, że oznacza to, iż nieobecne jest także „niepogodzenie”…
Siedząc dzisiaj w kawiarni w dwa razy większym niż warszawska Galeria Mokotów centrum handlowym w Dubaju i przyglądając się idącym pół metra za swoimi mężczyznami arabskim muzułmankom, zastanawiałem się, czy chciałyby one mieć tutaj swoją Domagalik.