Выбрать главу

Zazdrość zawsze towarzyszy miłości. Jest jak jej bliźniacza siostra, tyle że w odróżnieniu od niej jest destrukcyjna. Patologiczne pragnienie posiadania partnera na własność popycha wielu ludzi do największych i najohydniejszych zbrodni. Bogaty zapis zbrodni „z miłości” w literaturze i poezji z ostatnich 2000 lat to nic innego jak zapis zbrodni „z zazdrości”. Pisząc do Pani. sam wielokrotnie porównywałem miłość do narkotycznego odurzenia opiatami tworzonymi endogennie w mózgach zakochanych ludzi. Przy zazdrości to odurzenie przekracza wszelkie granice i po osiągnięciu pewnej masy krytycznej (używam tutaj terminu „masy”, ponieważ molekuły emocji mają swoją masę atomową) prowadzi do postradania zmysłów. Ostatnio w jednym z interesujących internetowych artykułów amerykańskiego serwisu psychologicznego wyczytałem, że osoba przeżywająca zazdrość rejestruje ponad 85 różnych emocji obejmujących tak skrajnie negatywne, jak upokorzenie, strach, rozpacz czy odrzucenie. Ponadto stężenie kortyzolu, steroidowego hormonu stresu, w ślinie takiej osoby przekracza o ponad 1500% ustaloną normę! Utrzymywanie takiego poziomu kortyzolu przez dłuższy czas może prowadzić do nieodwracalnych procesów obumierania komórek mózgowych, swoistego podziurawienia kory mózgowej. Jak do tego doszło, że niektóre kobiety potrafiły opanować te wszystkie emocje, zapanować nad swoją chemią i wznieść się ponad zazdrość? A może one po prostu nie kochają tych mężczyzn? Jak Pani myśli?

Herbert Grönemeyer! Zdumiony jestem. Zna Pani jego pieśni (bo nie piosenki przecież) na tyle, aby cytować całe zwrotki. Genialne! Czy ludzie w Polsce znają to nazwisko? Zawsze chciałem o to zapytać przyjaciół. Teraz z pewnością to zrobię. Grönemeyer sprzedaje miliony płyt, wypełnia do ostatniego miejsca sale koncertowe i nie przemija od ponad 20 lat. Jest pieśniarzem „liryki poruszenia”, jak nazywają jego muzykę krytycy, a wtórują im media. Autor wspaniałych oryginalnych i poetyckich tekstów, kompozytor muzyki, aktor (grał w siedmiu filmach fabularnych). Jego największy przebój z 1984 roku „Manner” (Mężczyźni) tygodnik „Spiegel” nazwał „sekretnym hymnem narodowym Niemców”. W słowach swoich utworów opowiada o rzeczach najważniejszych, takich jak miłość, godność, duma, zawiść, ból, rozpacz i nadzieja. Prowokuje, niemalże zmusza ludzi do zadumy i refleksji. Daje ludziom nadzieję. Nie tylko swoją muzyką. Nadzieję daje także swoim życiem i trwaniem wbrew wszystkiemu. W 1998 roku w odstępie kilku tygodni zmarli jego brat chory na białaczkę (oddał swój szpik kostny do przeszczepu) oraz jego długoletnia przyjaciółka Ana Henkel (rak piersi), matka dwójki jego dzieci.

W 1987 roku, tuż po moim przyjeździe do Niemiec, bez znajomości języka, gdy czując się samotny w pustym mieszkaniu, włączałem telewizor, wydawało mi się, że w telewizji nieustannie puszczają tylko filmy wojenne. Takie bardzo polskie językowe uprzedzenie pokolenia wychowanego na „Czterech pancernych” i kapitanie Klossie. Jedynie przy występach Grönemeyera, śpiewanych przecież także po niemiecku, nigdy nie miałem takiego uczucia. Wprawdzie nie rozumiałem zbyt wiele z tego, o czym śpiewał, ale jakoś podświadomie czułem, że o czymś ważnym. Jeśli nie z innych powodów, to z pewnością dla Grönemeyera warto nauczyć się niemieckiego…

Do usłyszenia z Frankfurtu…

Serdecznie pozdrawiam,

JLW

Busko, poniedziałek

Panie Januszu,

siedzę na ławce w prawie pustym o tej porze dnia parku, napawam się niebiańską ciszą, ptasim świergotem, a myśli moje stają się zgoła filozoficzne. Gdyby jednak jeszcze parę lat temu ktoś mi powiedział, ze mogę czerpać radość z przebywania w sanatoryjnym anturażu, to… no właśnie. Cisza, niedbale spięte włosy i ulubiony T-shirt, w niektórych miejscach odbarwiony przez siarkę. Wolność Dlatego tych corocznych, dwóch czerwcowych tygodni nie zamieniam na żadne inne i nigdzie, tak jak tu, nie wracam do pogody i spokoju ducha.