Выбрать главу

d) co to znaczy wiele?

Jeśli dobrze pamiętam, wybrał Pan literkę „d”, co przy Pana inteligencji nieco mnie zaskoczyło, ale na szczęście dla programu szybko wrócił Pan „na drogę cnoty” i zaczął mówić prawdę. Zwłaszcza że przecież nie o liczby chodziło, ale o tak zwaną znajomość rzeczy. Oczywiście przed ślubem. „Lista z książeczki do niewierności egocentryka, kłamcy i łajdaka, myśli teraz Pani?” – pisze Pan. A skąd Pan wie?

Dlatego że mówi Pan prawdę, statystyczną i męską prawdę, także wtedy, gdy zauważa, że przy kochance nie ma codzienności że skok do cudzego łóżka jest zawsze aktem odwagi, że za zdradą zawsze kryje się deficyt uczucia i żal, że nigdy więcej innej kobiety. Zastanawiam się, skąd bierze się to męskie przekonanie, że kobiety w tych sprawach nie myślą podobnie. Myślą, tylko że mają mniej czasu na skok w bok i z pewnością mniej odwagi na to, żeby rozwalić sobie niewiernością lepiej lub gorzej ułożone życie. Bo niewierność dla kobiety najczęściej oznacza początek innego poważnego związku. Pod warunkiem że On w ostatniej chwili nie ucieknie w domowe pielesze. Do lepszej zupy pomidorowej, wyprasowanych koszul i miejsca, w którym na widok kobiety nie trzeba wciągać brzucha. Logiczne i przemyślane.

A teraz muszę sprostać i odpowiedzieć na Pana pytanie: „Który raz był dla Pani ważniejszy: ten pierwszy czy ten ostatni?” Odpowiadam spontanicznie i bez dłuższych rozmyślań: „Ten, którego jeszcze nie znam”. Wieloznaczne? To także sposób na niewygodne pytania.

Frankfurt nad Menem, sobota nocą

Pani Małgorzato,

nie można chyba uciec od Przeznaczenia…

Pozwolę sobie jeszcze raz wrócić do tego tematu. Mam ku temu ważny powód. Ciągle jeszcze jestem pod wrażeniem poruszającego reportażu, który wyemitowała niemiecka telewizja i który zupełnie przypadkowo udało mi się dzisiejszego wieczoru obejrzeć. Oglądam telewizję bardzo sporadycznie. Prawie wyłącznie, gdy mam stertę wypranych rzeczy do prasowania i nie da się już tego odłożyć na żadne później. Żelazko i telewizor są dla mnie jak syjamscy bracia zrośnięci plastikiem przedłużacza. Ostatnio rzadko „brat telewizor” wydaje mi się bardziej inteligentny niż „brat żelazko”. Na dodatek za żelazko -jak na razie – nie płaci się żadnego abonamentu. Czy Pani także ma czasami takie refleksje na temat polskiej telewizji? Dzisiejszego wieczoru jednak telewizja mnie poruszyła…

W Niemczech jest tylko jedno takie przedszkole. Powstało jako wynik długo przygotowywanego projektu natchnionych, wrażliwych i zdeterminowanych ludzi, którzy postanowili „walczyć do końca”. Wywalczyli. Udało im się powołać do życia pierwsze i jedyne takie (w Niemczech) przedszkole. Każdego dnia nadzieja i łzy mieszają się tam ze sobą. 22 dzieci w wieku pomiędzy dwa i sześć lat bawi się ze sobą. Połowa z nich jest zdrowa, reszta od urodzenia jest zarażona wirusem HIV Przeważająca większość dzieci z tej zdrowej połowy ma rodziców, którzy są nosicielami HIV

Gdzie zaczyna się Przeznaczenie? Oglądając ten reportaż, zdałem sobie nagle sprawę, że wcale nie z naszym urodzeniem. Nawet nie z naszym poczęciem. Zaczyna się o wiele, wiele wcześniej. I co najgorsze, nie mamy na to żadnego wpływu. Zaczyna się już w biografii i w Przeznaczeniu tych, którzy powołali nas, przypadkowo lub celowo, do życia. Bardzo niesprawiedliwe, prawda?

Tim ma pięć lat i nie ma HIV Jego matka ma jeszcze miesiąc, góra sześć tygodni życia. Dyrektorka przedszkola ustaliła z Timem, że gdy matka „odejdzie”, to Tim przeprowadzi się do niej. Swojego ojca Tim nigdy nie widział. Nawet na fotografii. Matka spotkała ojca Tima tylko raz wżyciu. Nawet nie pamięta jego imienia. Była „na ciągu”. Za porcję heroiny zapłaciła tym, czym wtedy mogła zapłacić. Nie miała nic innego. Dziesięć minut brudnej „intymności” w śmierdzącej moczem toalecie dworca. Dziewięć miesięcy później urodził się Tim. Antje ma cztery lata. Jest zarażona. Doskonale wie, że może używać tylko swojej szczoteczki do zębów i tylko swojej łyżeczki do jogurtu. Patrick także jest zarażony. Obchodzi dzisiaj swoje piąte urodziny. Stół przyozdobiony jest kwiatami, inne dzieci przyniosły prezenty, na torcie pali się pięć świeczek. Dzieci klaszczą w dłonie, gdy Patrickowi udaje się zdmuchnąć wszystkie świeczki. Potem podchodzą do niego, obejmują go i składają życzenia. Martin, wychowawca (jeden z „walczących do końca”, zdrowy), na pytanie o lęk przed zarażeniem odpowiada spokojnym głosem: „Zupełnie nieuzasadnione. Nasza córka też chodzi do tego przedszkola. Trzeba tylko zwracać uwagę, gdy dzieci podczas zabawy się zranię”. W tym momencie Patrick podbiega radośnie do wychowawcy, przytula się do niego i siada mu na kolanach. Jest bardzo mało prawdopodobne, że Patrick zdmuchnie swoje świeczki za rok. Ale rok to cała wieczność. Życie tych dzieci to „tu i teraz”. „Tu” istnieje od niedawna. „Teraz” dla większości z nich skończy się, zanim pójdą do szkoły. Gdy umiera któreś z dzieci, wychowawczynie i wychowawcy przedszkolu AIDS” mówię, że wyjechało. Młodsze dzieci w to wierzą. Przedszkole Nadziei. Tej Nadziei przez duże N. Siłującej się każdego dnia z Przeznaczeniem. Przedszkole dla dzieci z „bardzo krótkim czasem połowicznego rozpadu”, jak nazwała je dyrektorka, przedszkolanka, kucharka i sprzątaczka w jednej osobie. – Te dzieci mają bardzo mało czasu… – mówiła do kamery.