Przepraszam Panią za tę wydłużoną dygresję. Miałem przecież pisać o ciszy na opustoszałym piętrze biurowca, a nie o związku Mercedesa z Kopernikiem i Hitlerem. Jest cisza. Można wreszcie zająć się myśleniem i prawdziwą pracą. Większość programu komputerowego, który projektuję i tworzę, powstała w ciszy takich właśnie wieczorów. Zawsze bardzo chciałem to wytłumaczyć mojej żonie. Do dzisiaj wydaje mi się, że nie za bardzo mi się to udało.
O tej porze nie ma także kolejki przy automacie do kawy w naszej firmowej kuchni. Właśnie stamtąd wróciłem i nie mogłem nie przejść obok drzwi prowadzących do biura moje francuskiego kolegi. Wspominałem o nim już swego czasu w naszej korespondencji. Pamięta Pani? Jean-Pierre, genialny matematyk, który oprócz opracowania zabawnej „różniczkowej teorii uczucia skracającego się życia” opanował do perfekcji sztukę flirtu. Żaden znany mi mężczyzna nie uwodzi kobiet tak skutecznie, jak czyni to Jean-Pierre. Przechodząc obok otwartych drzwi jego biura, zatrzymałem wzrok na niewiarygodnie długich nogach siedzącej na biurku Jean-Pierre'a młodej uśmiechniętej brunetki. Zupełnie innej niż ta, którą pamiętam od „ostatniego razu”, przy czym ten „ostatni raz” był nie dalej niż trzy tygodnie temu i wtedy to nie była chyba brunetka tylko blondynka. Ale nie jestem pewny Sam już się gubię w kobietach Jean-Pierre'a Czasami zastanawiam się, jak on to robi, że nie mylą mu się ich imiona. Brunetki, blondynki, szatynki, krótkie włosy, długie włosy studentki, matki studentek, wysokie, niskie, duże piersi, małe piersi… Jedno jest dla tych kobiet wspólne. Wszystkie prędzej czy później odwiedzają biuro Jean-Pierre'a. Mam wrażenie, że należy to do protokołu: najpierw matematyka i chemia na ekranie komputera, a dopiero potem chemia w łóżku. Ale mogę się mylić. Może najpierw jest łóżko, a dopiero potem matematyka. Chociaż ta kolejność nie bardzo pasuje mi do Jean-Pierre'a. Dla niego chemia gra rolę ważną, ale mimo wszystko drugorzędną. Poza tym on doskonale wie, że tym, co w mężczyźnie najbardziej kręci kobiety jest mózg, a nie prostata. A mózg Jean-Pierre'a to matematyka.
Ta ostatnia jest dla Jean-Pierre'a najważniejsza. Kiedyś dyskutowaliśmy o matematyce jak fizyk z matematykiem i dowiedziałem się z tej rozmowy, że fizycy są bardziej uwodzicielscy. W jego ustach to twierdzenie nabiera specjalnego znaczenia i brzmi jak kokieteria. Jean-Pierre twierdzi bowiem, że fizyką można „porwać masy”, a matematyką można je zanudzić na śmierć. Gdy fizyk pisze na przykład o czarnych dziurach, to „masy” wyobrażają sobie, jak taka czarna dziura połyka gwiazdę i są tą fantazją poruszone lub nawet przestraszone. Gdyby matematyk miał opisać fenomen czarnej dziury, to musiałby użyć skomplikowanego równania tensorowego. Przy równaniu tensorowym „masy” zaczynają ziewać. Ta ignorancja „mas” wobec równań tensorowych jest dla mojego francuskiego kolegi dotkliwą niesprawiedliwością, tym bardziej że fizyka nigdy nie rozwinęłaby się bez matematyki. W tym punkcie w zupełności zgadzam się z Francuzem. Gdyby nie (notabene francuski) matematyk Henri Poincaré (1854-1912) Einsteinowi nigdy nie udałoby się sformułować najważniejszego i najbardziej znanego równania w historii ludzkości: E=mc2. Innym przykładem, na który bardzo chętnie powołuje się Jean-Pierre, jest robiąca ostatnio ogromną furorę w fizyce tzw. teoria chaosu. Bez Benoit Mandelbrota, znowu francuskiego, chociaż urodzonego w 1924 roku w Warszawie (wyemigrował z rodzicami do Francji w 1936 roku), matematyka, fizycy nigdy nie wpadliby na pomysł wykorzystania pojęcia chaosu do opisu zachowań obiektów we wszechświecie. Mało kto wie, że wprawdzie wspomniany wyżej Poincare pierwszy odkrył chaos, to właśnie Mandelbrot opracował matematyczne podstawy jego teorii. Większość ludzi zna go jedynie jako odkrywcę tzw. fraktali, będących – bardzo działającym na wyobraźnię – geometrycznym modelem realnego świata. Mandelbrot zauważył to, co niezauważalne w geometrii świata, i potrafił to opisać prostymi algorytmami. Tzw. żuk Mandelbrota, najsłynniejszy z jego fraktali (szkoda, że nie mam go po ręką, aby Pani zademonstrować obraz), wygląda jak prawdziwy żuk. Gdy przyjrzeć mu się przez lupę, dostrzeżemy na jego krawędziach małe żuki. Te z kolei podglądane przez mikroskop porośnięte są jeszcze drobniejszymi żukami. Ale Mandelbrot nie wymyślał swoich algorytmów, aby ludzie mogli przyglądać się pomniejszającym się żukom. Fraktale demonstrują przede wszystkim teorię chaosu opisującą układy fizyczne, których ruch dramatycznie zmienia się pod wpływem najmniejszego zaburzenia I na dodatek ta zmiana jest całkowicie nieprzewidywalna. Chaos we wszechświecie i w życiu jest stanem trwałym, a porządek stanem jedynie tymczasowym. Dlatego można powiedzieć, że Polacy bardziej podporządkowali się prawom fizyki, a Niemcy je swoją regułą „Ordnung muss sein” regularnie łamią. Polacy żyją według drugiego prawa termodynamiki. Prawo to jest w istocie bardzo przygnębiające: entropia, czyli bezład, nieuchronnie wzrasta. Niemcy nie chcą się z tym pogodzić i swoim narzucanym porządkiem (Ordnung) starają się mu przeciwstawić. Lepiej się żyje w kraju tych drugich, ale więcej przeżyć ma się w kraju, w którym prawo wzrastającej entropii jednak obowiązuje.