Выбрать главу

Obawiając się najgorszego, podeszłam do stołu kreślarskiego. Zassałam powietrze, walcząc ze łzami. W poprzek projektu buta z kolekcji Strawberry Shortcake ktoś napisał grubym, czarnym markerem: „Odpuść sobie, dziwko”.

Zakręciło mi się w głowie, słowa rozmywały mi się przed oczami. Wpatrywałam się w zniszczony projekt, wiedząc, że będę musiała zacząć wszystko od nowa. Nagle za plecami usłyszałam dźwięk.

Odwróciłam się.

Niestety, nie byłam dość szybka. Nim zdążyłam zobaczyć, co mnie zaalarmowało, poczułam eksplozję za skronią. Potem mój stół kreślarski, zniszczony projekt i wszystko inne zniknęło, zasnuwając się czernią.

Rozdział 19

Powoli, mrugając, otworzyłam jedno oko. Potem drugie. Obraz był zamazany, ale po chwili bolesnego mrugania, wyostrzył się. Szmaragdowy klapek. Fioletowe Paskudztwo po drugiej stronie pokoju. Moje pisaki, szminka, torebka. Powoli zmaterializował się cały pokój. Poruszyłam głową i poczułam pod policzkiem wykładzinę. Co ja robię na podłodze? Usiadłam, przykładając rękę do głowy, w której dudnił młot pneumatyczny.

I nagle sobie przypomniałam. Otwarte drzwi, zniszczony projekt. Cios w głowę. Rozejrzałam się wokół, szukając napastnika. Nikogo nie było.

Złapałam torebkę i szybko zadzwoniłam pod numer alarmowy. Wstałam chwiejnie i w jednym bucie dotarłam do drzwi, a potem do dżipa, gdzie siedziałam zamknięta, dopóki nie usłyszałam wycia policyjnych syren.

Pierwsi zjawili się dwaj umundurowani policjanci. Dotarcie zajęło im zaledwie kilka minut, ale to wystarczyło, bym zdążyła wpaść w histerię. Płakałam i bełkotałam bez składu. Wyglądało na to, że uderzenie w głowę na chwilę pozbawiło mnie resztek rozsądku. Jeden z policjantów zadzwonił po karetkę i wkrótce okolica zaroiła się od błyskających świateł. Byłam pod wrażeniem. Zwykle widywaliśmy tu takie poruszenie tylko przy okazji gangsterskich porachunków.

Policjanci przeszukali moje mieszkanie i – co było do przewidzenia – nikogo nie znaleźli. Sanitariusz dał mi torebkę z lodem i okrył brzydkim zielonym kocem, choć na dworze było ze trzydzieści stopni. Powiedział, że jestem w szoku. Nie spierałam się.

Zanim pojawił się czarny SUV, prawie zdążyłam się pozbierać. Mój oddech się uspokoił, miły policjant przyniósł mi z szafy puchate różowe kapcie i prawie przestało mi ciec z nosa. Prawie.

Wciągnęłam powietrze, kiedy Ramirez wysiadł z samochodu. Znowu miał pokerową minę. Miał na sobie wytarte we właściwych miejscach dżinsy i granatowy T – shirt, który podkreślał jego wyrzeźbioną sylwetkę. Owinęłam się ciaśniej kocem, próbując w ten sposób powstrzymać się przed rzuceniem się w jego ramiona.

Usiadł obok mnie na schodach, ciężko wypuszczając powietrze, jakby był u kresu wytrzymałości.

– Wszystko w porządku?

– Chyba tak.

Dotknął mojej głowy i delikatnie wymacał guza. Jego dłonie były ciepłe, przyjemne i miałam ochotę poddać się im bez reszty.

– Niezły guz.

– Dzięki.

Jego usta zadrżały w kącikach.

– To nie był komplement. Przygryzłam wargę.

– No tak.

Zjechał ręką niżej i pogładził mnie po karku. Zdaje się, że aż westchnęłam z zadowolenia.

– Co się stało? – zapytał.

Zaczerpnęłam tchu i zaczęłam na nowo przeżywać jedne z najstraszniejszych chwil w moim dotychczasowym życiu. Fakt, że zostałam zaatakowana we własnym mieszkaniu, miejscu, które zawsze kojarzyło mi się z bezpieczeństwem i przytulnością, były dla mnie większym wstrząsem niż trzęsienie ziemi o sile siedem stopni w skali Richtera. Kiedy skończyłam, moje oczy znowu wypełniły się łzami i pociągałam nosem jak szalona.

Ramirez przyglądał mi się, nadal delikatnie masując mój kark.

– No powiedz to – rzuciłam. Uniósł brew.

– Co?

– Wiem, że nie możesz się doczekać, żeby powiedzieć „a nie mówiłem”. Że powinnam była cię posłuchać i nie zajmować się tą sprawą. Że nie mam pojęcia, co robię i przez to wpakowałam się w kłopoty. Po prostu to powiedz. Wiem, że tego chcesz, więc to powiedz i…

Uciszył mnie, kładąc palec na moich ustach.

Znieruchomiałam. Jego dotyk był taki delikatny. A oczy ciemne. Boże, czy on zamierzał mnie pocałować? Tutaj? Teraz? Nie zrobił tego. Powiedział tylko:

– Po prostu obiecaj mi, że dasz sobie wreszcie spokój z tą sprawą.

Z trudem przełknęłam ślinę, kiedy obrysował palcami moje usta. Potem zabrał ręce i oparł je z powrotem na swoich kolanach. Z całej siły broniłam się przed nieprzyzwoitymi myślami.

– Ale czy to, że ktoś się do mnie włamał, nie jest dowodem niewinności Richarda? – zaprotestowałam. – Że prawdziwy zabójca jest na wolności? – Wiedziałam, że zaczynam niebezpiecznie przypominać O.J. Simpsona.

Ramirez tylko pokręcił głową.

– Nie, Maddie, to tylko dowodzi, że kogoś wkurzyłaś. Co, szczerze mówiąc, wcale mnie nie dziwi. Jeśli ktoś wtyka nos w prywatne sprawy innych ludzi, zawsze istnieje ryzyko, że kogoś tym zdenerwuje.

Z niechęcią musiałam przyznać, że to, co mówi, ma sens. Każda z osób, z którymi zetknęłam się w minionym tygodniu, z łatwością mogła się dowiedzieć, gdzie mieszkam. Nie byłam najlepszą tajną agentką na świecie.

– Nie chcę więcej słyszeć twojego nazwiska przez radio policyjne. Obiecujesz, że przestaniesz zajmować się tą sprawą?

Potulnie skinęłam głową, jednocześnie krzyżując palce pod zielonym kocem.

– Dobrze. – Zamilkł na chwilę. – Sanitariusz mówi, że możesz mieć lekki wstrząs mózgu. Nie powinnaś zostawać sama. – Jego ciemne oczy wpatrywały się w moje. – Masz kogoś, u kogo mogłabyś przenocować?

Przełknęłam ślinę. Ramirez wpatrywał się we mnie. Może to przez szok, jakiego doznałam, ale w myślach zaczęłam go rozbierać, tu, na klatce schodowej.

Jeszcze raz przełknęłam.

– Eee, zadzwonię do Dany.

Wydawało mi się, że dostrzegłam w jego oczach cień zawodu, ale wszystko działo się tak szybko, że nie miałam pewności.

– Dobrze. – Wstał, żeby pomówić z umundurowanym policjantem, który rozmawiał ze mną pierwszy. Funkcjonariusz gwałtownie gestykulował, obrazując histerię i wskazując na mnie. Super. To tylko utwierdzi Ramireza w jego przekonaniach co do mnie. Jedno uderzenie w głowę i zamieniałam się w rozhisteryzowaną panienkę.

Wyjęłam z torebki komórkę i wybrałam numer Dany, modląc się, żeby odebrała. Odebrała i szybko wyjaśniłam jej sytuację. Powiedziała, że zaraz przyjedzie.

Dziesięć minut później jasnobrązowy saturn zatrzymał się z piskiem opon tuż za radiowozem. W moją stronę rzuciła się koleżanka Twiggy. Miała na sobie kozaczki tancerki go – go i różowo – zieloną sukienkę, która ledwo zakrywała jej tyłek – zwłaszcza kiedy biegła do mnie co sił w nogach. Widziałam, jak dwaj policjanci gapią się na nią z wywieszonymi językami.

– O Boże, Boże, nic ci nie jest? – Dana dopadła do mnie i tak mocno ścisnęła w pasie, że oczy prawie wyszły mi na wierzch.

– Nie mogę oddychać.

– Przepraszam. – Odsunęła się. – Co się stało?

– Ktoś się do mnie włamał. Zdemolował mieszkanie, a na koniec walnął mnie w głowę.

– Ooooch, skarbie – jęknęła, znowu mnie ściskając.

– Nic mi nie jest – powiedziałam, uwalniając się z jej żelaznego uścisku. – Tylko potrzebna mi meta na dzisiejszą noc. Mogę pojechać do ciebie?

– Jasne! Rozłożymy sofę. Zrobimy drinki. To będzie prawie jak pidżama party.

– Żadnych drinków. – Ramirez stanął tuż za nami. Trzeba mu przyznać – nawet nie spojrzał w rejony, gdzie kończyła się króciutka sukienka Dany. No, prawie. – Ma podejrzenie wstrząsu mózgu, więc żadnego alkoholu.