Выбрать главу

— Moi specjaliści będą na miejscu i wyjaśnią wam wszystko tak dokładnie, jak tylko potraficie zrozumieć.

— Najważniejsze jednak jest, co z tym zrobimy. Najkrócej mówiąc, chcemy sięgnąć w tę kwantową pianę i wybrać taki tunel, który połączy nasze laboratorium tutaj, w Seattle, z identycznym w Brisbane, w Australii. A kiedy go ustabilizujemy, tunel utworzy połączenie, przez które będziemy mogli wysyłać sygnały szybciej niż samo światło. To właśnie, panie i panowie, jest podstawą nowej rewolucji komunikacyjnej. Nie będzie więcej kosztownych satelitów, bombardowanych mikrometeorytami i spadających z nieba, nie będzie irytujących opóźnień, nie będzie gigantycznych opłat. Świat, nasz świat, zostanie wreszcie połączony.

Wirtuale ciągle grali, rozległ się gwar rozmów, a nawet pytania.

„Niemożliwe!”. „Tunele są niestabilne, wszyscy o tym wiedzą”. „Padające promieniowanie powoduje, że tunele natychmiast się zapadają”. „Nie można przecież…”.

Ogromna twarz Hirama unosiła się nad wrzącą pianą kwantową. Pstryknął palcami i piana zniknęła, zastąpiona przez pojedynczy twór zawieszony w ciemności pod stopami.

Rozległo się chóralne westchnienie.

Kate zobaczyła zbiór lśniących punktów światła — atomy. Światełka tworzyły sferę geodezyjną, zamknęły się w sobie i obracały powoli. Wewnątrz zobaczyła kolejną sferę, obracającą się w drugą stronę, a wewnątrz jeszcze jedną i dalej, aż po granice zasięgu wzroku. Przypominało to jakiś mechanizm, atomowy zegar. Jednak cała struktura pulsowała jasnobłękitnym światłem i Kate czuła, że gromadzą się tam wielkie energie.

Obraz, musiała to przyznać, był rzeczywiście piękny.

— Nazywa się to maszyną Casimira — powiedział Hiram. — Jest to, być może, najdoskonalszy mechanizm, skonstruowany przez człowieka. Maszyna, nad którą pracowaliśmy przez lata. A jednak jej rozmiar nie przekracza kilku średnic atomu.

— Widzicie powierzchnie skonstruowane z atomów… atomów węgla. Struktura ma związek ze zwykłymi stabilnymi strukturami, zwanymi fulerenami, MC. Taka powierzchnia powstaje, kiedy w grafit uderzy się promieniem lasera. Zgromadziliśmy w maszynie ładunek elektryczny, używając klatek zwanych pułapkami Penninga: klatek z pól elektromagnetycznych. Całą strukturę utrzymują razem potężne pola magnetyczne. Kolejne powierzchnie utrzymywane są w najbliższym punkcie, o kilka średnic elektronów od siebie. I w tych najwęższych szczelinach zdarza się cud…

Znużona długą przemową Hirama Kate szybko skorzystała z wyszukiwarki. Dowiedziała się, że efekt Casimira związany jest z cząsteczkami wirtualnymi, które widziała rozbłyskujące i znikające w pustce. W wąskiej szczelinie pomiędzy powierzchniami atomów, ze względu na efekt rezonansu, mogły istnieć tylko pewne typy cząstek. Więc te szczeliny były bardziej puste niż pusta przestrzeń, a zatem zawierały mniej energii.

Ten efekt ujemnej energii mógł, obok innych zjawisk, wywołać także antygrawitację.

Tymczasem kolejne poziomy konstrukcji zaczęły szybciej wirować. Wokół obrazu maszyny pojawiły się małe zegary, odliczające cierpliwie od dziesięciu do dziewięciu, ośmiu, siedmiu… Wrażenie narastania energii było niemal dotykalne.

— Koncentracja energii w szczelinach Casimira wzrasta — wyjaśnił Hiram. — Za chwilę wprowadzimy ujemną energię, uzyskaną z efektu Casimira, do tuneli w pianie kwantowej. Efekt antygrawitacyjny ustabilizuje i powiększy tunele. Według naszych obliczeń, prawdopodobieństwo znalezienia tunelu łączącego Seattle i Brisbane z akceptowalną dokładnością jest jak jeden do dziesięciu milionów. Zatem potrzebnych jest około dziesięciu milionów prób, żeby zlokalizować tunel podprzestrzenny, jakiego szukamy. Ale to maszyna atomowa i pracuje piekielnie szybko; nawet sto milionów prób zajmie mniej niż sekundę… Całe piękno polega na tym, że na poziomie kwantowym połączenie z dowolnym miejscem, jakie możemy sobie wymyślić, już istnieje. Musimy tylko je odszukać.

Muzyka wirtuali narastała aż do finałowego chóru. Kate wpatrywała się we frankensteinowską maszynerię pod stopami, wirującą szaleńczo i lśniącą od nagromadzonej energii.

Zegary zakończyły odliczanie.

Błysnęło oślepiająco. Niektórzy ludzie krzyknęli.

Kiedy Kate odzyskała wzrok, atomowa maszyna, wciąż wirując, nie była już samotna w przestrzeni. Tuż obok zawisł idealnie kulisty srebrzysty koralik — wylot tunelu podprzestrzennego?

Muzyka się zmieniła. V-Fab śpiewali teraz chórem, lecz melodię zniekształcał bardziej szorstki śpiew, o kilka sekund wyprzedzający słyszalny dźwięk wysokiej jakości.

Poza muzyką w sali panowała absolutna cisza.

Hiram odsapnął, jakby do tej pory wstrzymywał oddech.

— Już — powiedział. — Nowy sygnał, który słyszycie, to ten sam występ, ale teraz przesyłany przez tunel podprzestrzenny, bez żadnego opóźnienia. Udało nam się. Dziś wieczorem po raz pierwszy w historii ludzkość przesyła sygnał przez stabilny tunel podprzestrzenny…

Bobby pochylił się do Kate.

— Po raz pierwszy, jeśli nie liczyć próbnych połączeń — rzucił ironicznie.

— Naprawdę?

— Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że chciałby ryzykować? Mój ojciec jest showmanem. Lecz nie można mieć mu za złe tej chwili chwały.

Ogromny ekran pokazywał, że Hiram się uśmiecha.

— Panie i panowie, nie zapomnijcie tego, co dzisiaj zobaczyliście. To początek prawdziwej rewolucji komunikacyjnej.

Oklaski rozległy się tu i tam, z początku ciche, ale szybko przerodziły się w prawdziwą burzę.

Kate odkryła, że nie potrafi zachować spokoju. Ciekawe, do czego to doprowadzi, myślała. Z pewnością możliwości tej nowej techniki, opartej w końcu na manipulacji samym czasem i przestrzenią, nie będą ograniczone do zwykłego przesyłania danych. Wyczuwała, że nic już nie będzie takie samo.

Jej uwagę przyciągnął błysk światła gdzieś wysoko: jeden z robotów przekazywał obraz rakiety, którą oglądała wcześniej. Wznosiła się w absolutnej ciszy w kierunku niebiesko-szarego nieba nad środkową Azją. Wydawała się dziwnie przestarzała, jakby obraz napływał raczej z przeszłości niż z przyszłości.

Nikt inny nie zwrócił na to uwagi. Kate też przestała się tym interesować. Odwróciła wzrok.

Zielono-czerwony płomień przemknął przez zakrzywione tunele ze stali i betonu. Światło pulsowało na stepie i zbliżało się do Witalija. Było jasne, niemal oślepiające; przyćmiło reflektory oświetlające stanowisko startowe, a nawet czyste słońce nad stepem. A zanim jeszcze statek oderwał się od ziemi, do Witalija dotarł huk gromu, który wstrząsnął jego piersią.

Nie zwracając uwagi na ból w ramieniu i piersi, na odrętwienie dłoni i stóp, Witalij rozchylił spękane wargi i dołączył swój głos do tego boskiego gromu. W takich chwilach zawsze zachowywał się jak sentymentalny dureń.

Wokół niego panowało podniecenie. Zebrani ludzie: wygłodniali jak szczury i źle wyszkoleni technicy oraz tłuści, skorumpowani dyrektorzy, odwracali się od rakiety i pochylali nad radioodbiornikami i ręcznymi telewizorami. Lśniące jak klejnoty ekrany ukazywały zadziwiające obrazy z Ameryki. Witalij nie znał szczegółów i nie obchodziły go; jednak jasne było, że Hiram Patterson spełnił swą obietnicę… albo groźbę.

Już odrywając się od Ziemi, jego piękny ptak, ostatnia Mołnia, była przestarzała.

Witalij wyprostował się, postanawiając patrzeć tak długo, jak tylko będzie potrafił, dopóki ten punkt światła na szczycie wielkiego filaru dymu nie rozpłynie się w przestrzeni.