— Mojego brata?
Kate była zaskoczona. Spróbowała przypomnieć sobie przebieg rozmowy.
Bobby… Nie wiedziałeś o tym, prawda? Nie tylko o projekcie, ale i o drugiej żonie Hirama, i o dziecku. — Zaszokowana spojrzała na Hirama. — Jak można coś takiego trzymać w tajemnicy?
Hiram ściągnął wargi. Wzrok, skierowany na Kate, był pełen odrazy.
— Przyrodniego brata, Bobby. Tylko przyrodniego.
— Ma na imię David — oświadczyła chłodno Kate. Wymówiła to imię z francuskim akcentem. — Jego matka była Francuzką. Ma trzydzieści dwa lata, jest siedem lat starszy od ciebie, Bobby. I jest fizykiem. Dobrze sobie radzi; mówi się o nim, że jest Hawkingiem swojego pokolenia. Aha, jest też katolikiem. O ile wiem, bardzo pobożnym.
Bobby był chyba nie rozgniewany, ale jeszcze bardziej zdumiony.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — spytał ojca.
— Nie musiałeś o nim wiedzieć — odparł Hiram.
— A ten nowy projekt? O co w nim chodzi? Dlaczego o tym mi nie mówiłeś?
Hiram wstał.
— Pani towarzystwo było czarujące, pani Manzoni. Roboty pokażą pani wyjście.
Wstała.
— Nie powstrzyma mnie pan przed wydrukowaniem tego, co wiem.
— Może pani drukować, co pani chce. Nie ma pani niczego istotnego.
Wiedziała, że ma rację. Idąc do drzwi, czuła, jak opada z niej euforia. Zawaliłam sprawę, powtarzała sobie. Zamierzałam wkraść się w łaski Hirama, a zamiast tego musiałam odnieść swój mały tryumf i stał się moim wrogiem.
Obejrzała się. Bobby wciąż patrzył na nią tymi dziwnymi oczami — jak okna w kościele. Jeszcze się spotkamy, pomyślała. Może jeszcze nie wszystko stracone.
Drzwi zaczęły się zamykać. Ostatnim, co widziała, był Hiram obejmujący czule swego syna.
3. Wormworks
Hiram czekał na Davida Curzona w hali przylotów SeaTac. Był porażająco serdeczny — natychmiast chwycił Davida za ramiona i przyciągnął do siebie. David wyczuł mocny zapach wody kolońskiej, syntetycznego tytoniu, śladowy aromat przypraw. Hiram zbliżał się już do siedemdziesiątki, ale nie było to widoczne; z pewnością stosował kuracje odmładzające i subtelne operacje kosmetyczne. Był wysoki i ciemnowłosy, podczas gdy David, po matce, miał jasne włosy, bardziej krępą budowę i skłonność do tycia.
I jeszcze głos, którego David nie słyszał, odkąd skończył pięć lat, i ta twarz — niebieskie oczy, mocny nos — która unosiła się wtedy nad nim niby wielki księżyc.
— Mój chłopcze… To już tak długo. Chodź. Musimy sobie wiele opowiedzieć.
David przygotowywał się do tego spotkania przez większą część lotu z Anglii. Masz trzydzieści dwa lata, powtarzał sobie. Masz kontrakt profesorski w Oksfordzie. Twoje prace i twoja popularnonaukowa książka o egzotycznej matematyce fizyki kwantowej były znakomicie przyjęte. Ten człowiek jest wprawdzie twoim ojcem, ale porzucił cię i nie ma nad tobą władzy.
Jesteś już dorosły. Masz swoją wiarę. Nie masz się czego obawiać.
Lecz Hiram, jak to z pewnością zaplanował, w ciągu pierwszych pięciu sekund zmiótł obronę Davida. Oszołomiony David pozwolił prowadzić się za rękę.
Hiram zabrał syna prosto do laboratorium badawczego — Wormworks, jak je nazwał — na północ od Seattle. Jazda rolls-royce’em z autoszoferem była szybka i dość przerażająca. Sterowane przez satelity pozycjonujące i inteligentne oprogramowanie pojazdy mknęły po drogach z prędkością powyżej stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, zachowując ledwie centymetrowe odstępy między zderzakami. Wszystko wydawało się o wiele bardziej ryzykowne niż to, do czego David przyzwyczaił się w Europie.
Lecz samo miasto, a raczej tyle, ile z niego zobaczył, wyglądało jednak na całkiem europejskie, pełne dobrze zachowanych kosztownych domków z widokami na wzgórza i morze. Bardziej nowoczesne budynki całkiem rozsądnie dopasowano do stylu tego miejsca. Przedmieścia były zatłoczone — znów zaczynał się okres świątecznych zakupów.
Z okolicy zapamiętał niewiele, zaledwie jakieś dziecięce odpryski wspomnień: mała łódka, którą Hiram wypływał z Sound, zimą podróże powyżej linii wiecznego śniegu. Oczywiście był potem w Ameryce wiele razy — fizyka teoretyczna to dyscyplina międzynarodowa. Ale nigdy nie wrócił do Seattle od tego dnia, który tak dobrze zapamiętał, kiedy jego matka otuliła go i wybiegła z domu Hirama.
Hiram mówił bez przerwy, zasypując syna kanonadą pytań.
— Dobrze się czujesz w Anglii?
— Na pewno słyszałeś o problemach klimatycznych. Ale nawet skuty lodem Oksford to piękne miasto. Zwłaszcza odkąd zakazali prywatnym samochodom wjazdu w obręb obwodnicy…
— A ci nadęci Brytyjczycy nie czepiają się twojego francuskiego akcentu?
— Ojcze, jestem Francuzem. Taka jest moja tożsamość.
— Ale nie obywatelstwo. — Hiram klepnął syna w kolano. — Jesteś Amerykaninem. Nie zapominaj o tym. — Zerknął na niego czujnie. — Wciąż praktykujesz?
David uśmiechnął się.
— Chcesz spytać, czy nadal jestem katolikiem? Tak, ojcze. Hiram prychnął niechętnie.
— Ta twoja piekielna matka. Największy błąd, jaki w życiu popełniłem, to to, że związałem się z nią, nie biorąc pod uwagę jej wyznania. A teraz tobie przekazała wirusa wiary.
David poczuł, że rozdyma nozdrza.
— Wyrażasz się obraźliwie.
— Tak, przepraszam. Więc Anglia to teraz dobre miejsce, żeby być tam katolikiem?
— Odkąd rozwiązali Kościół, w Anglii pojawiła się jedna z najzdrowszych społeczności katolickich na świecie.
Hiram prychnął znowu.
— Nieczęsto słyszy się słowa „zdrowe” i „katolickie” w tym samym zdaniu… Jesteśmy na miejscu.
Dotarli do szerokiego placu parkingowego. Samochód zatrzymał się i David wysiadł za ojcem. Znaleźli się blisko oceanu i natychmiast wyczuł chłodne słone powietrze.
Parking przylegał do dużego otwartego budynku, pospiesznie zbudowanego z betonu i blachy falistej, przypominającego lotniczy hangar. Po jednej stronie była ogromna, częściowo otwarta brama, przez którą automatyczne wózki przewoziły do środka kartonowe pudła.
Hiram poprowadził syna do niedużych drzwi, wyciętych w ścianie; wydawały się maleńkie wobec wielkości konstrukcji.
— Witaj w środku wszechświata. — Nagle wydał się skrępowany. — Słuchaj, ściągnąłem cię tutaj trochę bezmyślnie. Wiem, że dopiero co wysiadłeś z samolotu. Musisz odpocząć, wziąć prysznic…
Hiram wydawał się tak szczerze przejęty jego samopoczuciem, że David nie mógł opanować uśmiechu.
— Może napiję się kawy trochę później. Pokaż mi tę swój ą nową zabawkę.
Wewnątrz czekała ich chłodna, ogromna hala. Kroki odbijały się echem, kiedy szli po zakurzonym betonie. Strop wspierały dźwigary, a wszędzie wisiały jarzeniówki, wypełniające otoczenie zimnym, wszechobecnym blaskiem. Panował swego rodzaju spokój i wyciszenie; wnętrze przypominało Davidowi raczej katedrę niż laboratorium badawcze.
W samym środku hali, ponad garstką pracujących techników, piętrzyły się stosy sprzętu. David był teoretykiem, a nie eksperymentatorem, lecz rozpoznał urządzenia typowe dla badań z fizyki wysokich energii. Były tu czujniki cząstek subatomowych — stos krystalicznych bloków ustawionych jeden na drugim — i skrzynki elektroniki, ułożone jak białe klocki. Choć każda z nich miała rozmiar przyczepy kempingowej, wydawały się małe wobec ogromnej tarczy detektora.