Выбрать главу

Golem czasowy stał i był, ignorował otaczającą go linearność, tylko był. Brutalna ingerencja, gwałt na następstwie chwil, zakrzep w diachronii. Z tępą arogancją swego istnienia golem nie zwracał uwagi na zgorszenie ontologii.

Z twarzą we krwi, trzepocząc jak wyrzucona na brzeg ryba, pełzając po ziemi i brudząc ją krwią, wyczerpany taumaturgicznym wysiłkiem Judasz Low zajrzał do wąwozu i uśmiechnął się. Cutter nie odrywał od niego wzroku.

Nieprzyjemny hałas z dołu. Trzask i huk ciężkiej kolizji. Ann-Hari krzyczała. Zbiegła po piarżysku, ciągnąc za sobą obłok pyłu. Przewróciła się, potoczyła i wstała z podartym ubraniem. Rahul stał sparaliżowany szokiem, patrzył na Żelazną Radę, od której dzieliło go zaledwie parę metrów. Radni i uchodźcy stali i czekali zdezorientowani. Wszystkie spojrzenia były skierowane na pociąg.

Wieczny pociąg. Żelazna Rada. Renegaci, powracający i teraz czekający. Całkowity immobilizm. Absolutny bezruch w ciele golema czasowego. Pociąg uwięziony w zakrzepłej chwili.

Nie zawsze było go wyraźnie widać. Brutalne temporalne rozdarcia, z których zrobiony był golem, okrywały go jakby fasetkami, opalizacją okaleczonego czasu. Pod pewnymi kątami pociąg trudno było zobaczyć albo trudno o nim myśleć, albo trudno o nim pamiętać z chwili na chwilę. Ale nie ruszał się.

W kilkumetrowej strefie nad kominami dym nie poruszał się w żadnym widzialnym wymiarze. Dopiero gdy dotarł do rozdarcia czasu, do ciała golema, ulatywał porywany przez wiatr, ostatnie oddechy pociągu uciekały do historii. Radni na lokomotywie wciąż trzymali broń w gotowości i śmiali się śmierci w twarz, a pociąg pędził przez podmiejską równinę, chociaż ani drgnął.

Na końcu składu znajdowały się dwie lokomotywy, które pchały, a nie ciągnęły. Druga z nich nie załapała się na ten ochronny moment, pozostała w ruchu i wykoleiła się na skutek zderzenia z nagłym kryzysem wyrwanej z czasu materii. Rozpadła się na kawałki, sypiąc rozżarzonym węglem, roztrzaskanym wyposażeniem i konającą załogą. Tylna część drugiej lokomotywy była zwinięta w harmonijkę aż do miejsca, w którym stykała się z golemem czasowym. Tam ślady katastrofy kończyły się jak ucięte nożem.

Ann-Hari krzyczała. Ludzie podążający pieszo w ślad za Żelazną Radą coraz liczniej wychodzili z wąwozu, mówili sobie nawzajem, co widzą i przekazywali wiadomość do tyłu: „Żelazna Rada…”. Ale co właściwie się z nią stało?

Nie dochodził od niej żaden dźwięk. Była wielką ciszą w kształcie pasażerów pociągu. Żelazna Rada była zbudowana z ciszy. Ann-Hari znowu wrzasnęła i próbowała chwycić pociąg, wskoczyć na niego. Czas wyślizgiwał jej się z rąk na obrzeżach golema, odtrącał jej dłoń albo kazał Radzie na moment zniknąć, żeby Ann-Hari nie mogła jej dotknąć. Przebywała w czasie, a pociąg nie, toteż pozostawał poza jej zasięgiem. Inni, którzy zostali wraz z nią w czasie, zebrali się wokół Ann-Hari. Krzyczała.

Na czele pociągu, wygrażając wrogowi potężną kolczastą pięścią, stał Grubogoleń. Spoglądał na gęste szeregi milicji w oddali. Uśmiechał się z otwartymi ustami. Obok niego roześmiany człowiek, któremu zwisała z ust nitka śliny. Zawieszony w powietrzu nieruchomy pył spowijał pociąg. Od reluksyjnych reflektorów bił kamienny snop światła. Ann-Hari miotała się, próbowała dołączyć do Grubogolenia i Żelaznej Rady — ale nie była w stanie.

* * *

Cutter przyglądał się tej niemożliwości. Podskoczył, kiedy Judasz położył mu dłoń na ramieniu.

— Chodźmy — powiedział somaturg nie swoim głosem. Z jego uśmiechniętych ust dobywały się pogruchotane dźwięki zlepione krwią i śliną. — Chodźmy. Uratowałem ich. Chodźmy.

— Jak długo to potrwa? — spytał Cutter drżącym głosem.

— Nie wiem. Może do czasu, gdy świat będzie na nich gotowy.

— Tamci nie żyją.

Pokazał na zamykającą skład lokomotywę. Judasz nie spojrzał w tamtą stronę.

— Los tak chciał. Zrobiłem, co mogłem. Bogowie, uratowałem ich. Sam widziałeś.

Wstał i chwycił się za brzuch. Stęknął. Zatoczył się. Na ziemi powstało półkole wycharczanej przez niego żółci. Światło dzienne wyraźnie go wzmacniało. Wyciągnął rękę w stronę Cuttera, a ten ją chwycił i ruszyli na dół, ale nie na tory, tylko w drugą stronę. Judasz wciąż kiwał się jak marionetka. Z oddali nadciągał hałas, który zwiastował zbliżanie się milicji. Zauważyli, że stało się coś nadzwyczajnego i nadchodzili.

Cutter i Judasz szli przed siebie. Oddalali się.

CZĘŚĆ DZIESIĄTA

POMNIK

Rozdział trzydziesty czwarty

Mozolnie idąc zarośniętymi ścieżkami, podtrzymując Judasza, który charczał, i odgarniając włosy z jego starej twarzy — Cutter był szczęśliwy. W płytkim potoku zmył mu krew z twarzy. Judasz Low nie zwracał na niego uwagi, tylko oddychał i rozpościerał palce. Póki to trwało, potrafił żyć w złudzeniu, potrafił sobie wmówić, że wszystko dobrze się skończy.

Ukrytymi drogami bardzo powoli wędrowali w stronę Nowego Crobuzon. Cutter trzymał się jak najdalej od trasy milicji, ale słyszeli i widzieli, jak jej oddziały zbliżają się do zastygłego w czasie pociągu. Cutter pomyślał o setkach Radnych, którzy salwowali się ucieczką, szukali kryjówek między skałami albo zmierzali na mokradła. Byli wśród nich uchodźcy z miasta. W labiryncie skalnych form z pewnością roiło się od struchlałych ludzi.

— Judasz — tchnął bezdźwięcznie. Nie wiedział, z jakimi emocjami wypowiedział to imię. Pomyślał o tych, którzy na skutek akcji Judasza stracili życie. — Judasz.

Nie poruszali się zbyt dyskretnie, zostawiali po sobie wyraźny trop odcisków stóp, krwi i połamanych gałęzi. Cutter opasał sobie barki ramieniem Judasza, wziął na siebie ciężar tego rosłego mężczyzny. Również inni Radni z pewnością opuścili wąwóz i znaleźli się na otwartej przestrzeni po drugiej stronie, ale z racji jakichś geograficznych albo temporalnych osobliwości Cutter i Judasz nigdzie nie widzieli żywej duszy, przeciskali się przez kolcolist i suche zimowe zarośla. Byli sami pośród krajobrazu. Duchy.

Kiedy dotarli na równinę, ujrzeli w oddali kolumnę marszową milicji. Przez moment kąt patrzenia był taki, że Cutter zobaczył wieczny pociąg. Żelazna Rada, trochę poza światem, jakby rzeczywistość ugięła się pod jej ciężarem, jakby pociąg był na dnie rowu. Jadący pod pełną parą, ale całkowicie nieruchomy.

Powolny ruch cieni zdradzał, że zimowy dzień starzeje się. Cutter wiedział, że świat podlega żywiołowi zmiany, że czas opływa tych, którzy uciekli spod jego władzy. „Jestem tutaj, podtrzymuję Judasza. Zabieram go z powrotem do Nowego Crobuzon”. Świadomość, że wkrótce porwie go nurt czasu, była jak cierń w ranie. „Nie będę cię o nic pytał. Nie będę pytał, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Nie mam na to czasu”.

Judasz zaczął jednak mówić niepytany.

— Nie dało się nic zrobić. Nie dało się uniknąć nieszczęścia. Historia poszła dalej. To był nieodpowiedni moment. — Judasz był bardzo spokojny. Mówił nie do Cuttera, lecz do świata. Jak człowiek w malignie. Ledwo trzymał się na nogach, ale mówił mocnym głosem. — Historia ich przegoniła i to było… Nie wiedziałem! Nie miałem pewności, czy potrafię to zrobić. Było ciężko, całe planowanie, próby zrozumienia, badania, to było takie… — Potrząsnął dłońmi koło głowy. — …takie wyczerpujące.