Zbierając papiery i dokumenty, zebrałem się w sobie i postanowiłem porozmawiać z Rouletem. Spojrzałem na niego. Siedział, czekając na sygnał do wyjścia.
– Co o tym myślisz? – zapytałem.
– Myślę, że dobrze ci poszło. Było parę momentów uzasadnionych wątpliwości.
Zatrzasnąłem zamki aktówki.
– Dzisiaj tylko zasiałem ziarno. Jutro zacznie kiełkować, a w środę zakwitnie. Jeszcze nie widziałeś najlepszego.
Wstałem, zdejmując ze stołu aktówkę. Była ciężka od dokumentów i laptopa.
– Do jutra.
Wyszedłem przez bramkę w barierce. W korytarzu przed drzwiami sali czekali na Rouleta Cecil Dobbs i Mary Windsor. Kiedy wyszedłem, chcieli ze mną porozmawiać, ale minąłem ich.
– Do jutra – powiedziałem.
– Zaraz, zaraz – zawołał za mną Dobbs.
Odwróciłem się.
– Tkwimy na korytarzu i nic nie wiemy – rzekł, podchodząc do mnie z Mary Windsor. – Jak idzie?
Wzruszyłem ramionami.
– Na razie oskarżenie przedstawia materiał – odparłem. – Robię uniki, nie opuszczam gardy i uchylam się od ciosów. Myślę, że jutrzejsza runda będzie nasza. A w środę przyjdzie pora na nokaut.
Muszę się do tego przygotować.
Zmierzając do windy, zobaczyłem grupkę przysięgłych, którzy mnie ubiegli i czekali już w kolejce. Była wśród nich kronikarka.
Skręciłem do toalety obok wind, aby uniknąć wspólnej jazdy z nimi. Postawiłem aktówkę między umywalkami i umyłem twarz i ręce. Patrząc w swoje odbicie w lustrze, szukałem oznak stresu i śladów, jakie mogła pozostawić sprawa. Wyglądałem jednak normalnie i spokojnie jak na adwokata, który równocześnie gra po stronie klienta i oskarżenia.
Zimna woda orzeźwiła mnie i odświeżony wyszedłem z toalety, mając nadzieję, że przysięgli już zjechali na dół.
W korytarzu ich nie było. Ale przy drzwiach windy stali Lankford i Sobel. Lankford trzymał w ręku złożony plik dokumentów.
– A, jest pan – powiedział. – Właśnie pana szukamy.
Rozdział 30
Dokument, jaki wręczył mi Lankford, był nakazem rewizji dającym policji prawo przeszukania mojego domu, biura i samochodu w celu znalezienia pistoletu Colt Woodsman Sport Model kalibru 22 o numerze seryjnym 656300081 – 52. Według upoważnienia wymieniona w nim broń miała rzekomo zostać użyta do dokonania zabójstwa Raula A. Levina dwunastego kwietnia. Lankford z dumą podał mi nakaz, uśmiechając się z wyższością. Czytałem pismo z obojętną miną, jak gdybym załatwiał podobne sprawy co drugi dzień, a w piątki nawet i dwa razy. Ale prawdę mówiąc, nogi się pode mną ugięły.
– Jak to zdobyliście?
Było to niedorzeczne pytanie zadane w niedorzecznym momencie.
– Podpisano, opieczętowano, doręczono – odparł Lankford. – To od czego zaczynamy? Ma pan tutaj samochód, prawda? Tego lincolna, którym się pan wozi jak luksusowa panienka?
Spojrzałem na podpis na ostatniej stronie nakazu. Zgodę na rewizję wydał sędzia sądu miejskiego z Glendale, o którym nigdy nie słyszałem. Detektywi zwrócili się do lokalnego urzędnika, któremu zapewne zależało na poparciu policji w najbliższych wyborach. Powoli otrząsnąłem się z szoku. Może ta cała rewizja to jakiś blef.
– To kompletna bzdura – oświadczyłem. – Nie ma uzasadnionej przyczyny. Mógłbym unieważnić ten świstek w dziesięć minut.
– Sędzia Fullbright nie miała do dokumentu żadnych zastrzeżeń – rzekł Lankford.
– Fullbright? Co ona ma z tym wspólnego?
– Wiedzieliśmy, że uczestniczy pan w procesie, więc pomyśleliśmy sobie, że powinniśmy ją zapytać, czy można doręczyć nakaz. Takiej kobiety lepiej nie drażnić. Powiedziała, że nie ma nic przeciwko temu, pod warunkiem że zrobimy to po rozprawie, i nie czepiała się żadnych uzasadnionych przyczyn.
Musieli złożyć wizytę sędzi w trakcie przerwy na lunch, kiedy zauważyłem ich na sali. Podejrzewałem, że pomysł spytania Fullbright o zgodę wyszedł od Sobel. Taki facet jak Lankford z radością zgarnąłby mnie wprost z sali rozpraw, przerywając proces.
Myślałem gorączkowo. Spojrzałem na Sobel, życzliwszą mi z pary detektywów.
– Jestem w trakcie trzydniowego procesu – powiedziałem. – Nie moglibyśmy odłożyć tego do czwartku?
– Za cholerę nie moglibyśmy – odrzekł Lankford, zanim jego partnerka zdążyła się odezwać. – Nie spuścimy pana z oka, dopóki nie przeprowadzimy rewizji. Nie zamierzamy dawać panu okazji do pozbycia się broni. No, gdzie pański samochód, mecenasie z limuzyną?
Ponownie spojrzałem na nakaz. Dokument musiał precyzyjnie określać podlegające przeszukaniu miejsca i okazało się, że mam szczęście. Wymieniono w nim lincolna z kalifornijskimi tablicami rejestracyjnymi NT GLTY *. Uświadomiłem sobie, że ktoś musiał spisać litery z tablic, kiedy wezwano mnie do domu Raula Levina ze stadionu Dodgersów. Chodziło bowiem o starego lincolna – tego, którym jeździłem tamtego dnia.
– Jest w domu. Cały dzień jestem w sądzie, więc nie korzystam z kierowcy. Dzisiaj rano przyjechałem tu samochodem klienta i teraz też miał mnie odwieźć. Pewnie czeka na mnie na dole.
Kłamałem. Lincoln, którym dziś przyjechałem, stał na podziemnym parkingu pod budynkiem sądu. Nie mogłem jednak pozwolić glinom go przeszukać, ponieważ w schowku oparcia na tylnym siedzeniu była broń. Nie ta, której szukali, ale zupełnie nowa. Kiedy Raul Levin został zamordowany, a mój pistolet zniknął z kasetki, uznałem, że potrzebuję ochrony, poprosiłem więc Earla Briggsa, żeby zdobył dla mnie broń. Earl mógł to załatwić bez obowiązkowych dziesięciu dni oczekiwania. Nie wiedziałem jednak, skąd pochodzi broń ani na kogo jest zarejestrowana, a nie chciałem się tego dowiadywać od ludzi z Departamentu Policji Glendale.
Miałem szczęście, bo lincoln z bronią w schowku nie był wymieniony w nakazie. Dokument dotyczył samochodu, który stał w moim garażu, czekając na kupca z firmy wynajmującej limuzyny. Tego lincolna miała przeszukać policja.
Lankford wyrwał mi z ręki nakaz i wsunął do wewnętrznej kieszeni marynarki.
– Nie musi się pan martwić – oznajmił. – Podwieziemy pana do domu. Chodźmy.
Wychodząc z gmachu sądu, nie natknęliśmy się na Rouleta i jego świtę. Kiedy usiadłem z tyłu grand marquisa, pomyślałem, że słusznie wybrałem lincolna. W moim samochodzie było więcej miejsca i podróżowało się nim bardziej komfortowo.
Lankford zajął miejsce za kierownicą, a ja siedziałem za jego fotelem. Okna w samochodzie były zamknięte i słyszałem, jak detektyw żuje gumę.
– Proszę mi jeszcze raz pokazać nakaz – powiedziałem.
Lankford ani drgnął.
– Nie wpuszczę was do domu, dopóki dokładnie nie zapoznam się z nakazem. Mogę go przeczytać po drodze i oszczędzić wam czasu. Albo…
Lankford sięgnął do kieszeni, wyciągnął dokument i podał mi go przez ramię. Wiedziałem, dlaczego się wahał. We wniosku o wystawienie nakazu gliny zwykle muszą ujawniać szczegóły śledztwa, aby przekonać sędziego o istnieniu uzasadnionej przyczyny przeprowadzenia rewizji. Nie lubią dawać dokumentu do przeczytania zainteresowanej osobie, bo w ten sposób odkrywają karty.
Gdy mijaliśmy salony i komisy samochodowe na Van Nuys Boulevard, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem wystawiony przed salonem Lincolna nowy model Town Car. Potem otworzyłem nakaz i znalazłem streszczenie wniosku.
Musiałem przyznać, że Lankford i Sobel zaczęli świetnie. Jedno z nich – przypuszczałem, że Sobel – postanowiło sprawdzić moje nazwisko w AFS, bazie danych właścicieli broni palnej, i trafiło w dziesiątkę. Komputer AFS potwierdził, że jestem zarejestrowanym posiadaczem broni tej samej marki i modelu co pistolet, z którego zastrzelono Raula.