Выбрать главу

Trevize patrzył ponuro na Galaktykę. Jakie cuda wyczyniano z jej mapami w czasie wielkich poszukiwań Drugiej Fundacji za panowania Muła i ile tomów napisano i sfilmowano na ten temat!

A wszystko dlatego, że Hari Seldon powiedział na początku, iż Druga Fundacja zostanie założona „na drugim końcu Galaktyki”, w miejscu, które nazwał Krańcem Gwiazdy.

Na drugim końcu Galaktyki! Zaledwie Trevize pomyślał o tym, na obrazie pojawiła się cienka niebieska linia prowadząca od Terminusa przez czarną dziurę w środku Galaktyki do jej drugiego końca. Trevize aż podskoczył z wrażenia. Nie wydał polecenia komputerowi, aby wprowadził do obrazu tę linię, ale pomyślał o niej dość jasno i to wystarczyło.

Ale, oczywiście, prosta jak strzelił droga na drugą stronę Galaktyki niekoniecznie musiała prowadzić do „drugiego końca”, o którym mówił Seldon. Arkady Darell, jeśli wierzyć jej autobiografii, użyła zwrotu „koło nie ma końca”, aby wskazać na to, co teraz wszyscy zgodnie uważali za prawdę…

Chociaż Trevize starał się zaraz zdusić tę myśl, komputer był szybszy. Niebieska linia znikła, a zamiast niej pojawiło się koło, które opasało Galaktykę, przecinając na niebiesko intensywnie czerwoną kropkę oznaczającą słońce Terminusa.

Koło nie ma końca, więc jeśli zaczynało się na Terminusie, to szukając drugiego końca trzeba było po prostu wrócić na Terminusa. I faktycznie odkryto tam Drugą Fundację. Na tym samym świecie, na którym znajdowała się Pierwsza.

Ale jeśli w rzeczywistości nie odkryto jej, jeśli tak zwane odkrycie Drugiej Fundacji było tylko złudzeniem, to co dalej? Co, oprócz prostej linii i koła miało sens w tym kontekście?

— Tworzysz iluzje? — odezwał się Pelorat. — Co to za niebieskie koło?

— Po prostu wypróbowywałem komputer… Chcesz zlokalizować Ziemię?

Przez minutę czy dwie panowała cisza, aż w końcu Pelorat rzekł:

— Żarty sobie stroisz?

— Nie. Spróbuję. Spróbował. I nic.

— Przykro mi — powiedział Trevize.

— Nie ma jej tam? Nie ma Ziemi?

— Być może źle sformułowałem polecenie, ale to wydaje się mało prawdopodobne. Myślę, że jest bardziej prawdopodobne, że Ziemia nie została wprowadzona do pamięci komputera.

— Może jest pod inną nazwą — powiedział Pelorat.

Trevize natychmiast się tego uczepił.

— Pod jaką inną nazwą, Janov?

Pelorat nic nie odrzekł i Trevize uśmiechnął się w ciemności. Przyszło mu do głowy, że być może wszystko zaczyna się układać. Tylko tak dalej. Nie ma się co spieszyć. Trzeba poczekać, aż się to wyklaruje. Celowo zmienił temat.

— Zastanawiam się, czy możemy pokierować czasem — powiedział.

— Czasem! A jak moglibyśmy to zrobić?

— Galaktyka obraca się. Na jeden pełen obieg po dużym obwodzie Galaktyki Terminus potrzebuje prawie pół miliarda lat. Oczywiście gwiazdy, które znajdują się bliżej środka, kończą obrót znacznie szybciej. Ruch każdej gwiazdy względem zajmującej środek czarnej dziury może być zakodowany w pamięci komputera, a w takim przypadku można wydać mu polecenie, aby przyśpieszył ten ruch parę milionów razy, dzięki czemu można by to zobaczyć. Mogę spróbować, czy to się da zrobić.

Wytężył wolę, napinając mimowiednie mięśnie, jak gdyby własnymi rękami chwytał Galaktykę, skręcał ją i przyspieszał jej bieg, jak gdyby — pokonując ogromny opór — zmuszał ją do wirowania.

Galaktyka poruszała się. Powoli, majestatycznie, kręciła się w kierunku, który musiał ścisnąć jej ramiona.

Gdy tak patrzyli, czas — nierzeczywisty, sztuczny czas — płynął niewiarygodnie szybko, a w miarę jego upływu gwiazdy zmieniały się, stając się efemeryda — mi.

Niektóre z większych gwiazd — w różnych miejscach Galaktyki — poczerwieniały i stały się bardziej jaskrawe, powiększając się i zmieniając w czerwone olbrzymy. Potem jakaś gwiazda ze skupiska znajdującego się blisko środka eksplodowała bezgłośnie z oślepiającym błyskiem, który na ułamek sekundy pogrążył w mroku Galaktykę, i znikła. Potem eksplodowała inna, na jednym ze spiralnych ramion, a potem jeszcze jedna, niedaleko od tamtej.

— Supernowe — powiedział Trevize lekko drżącym głosem.

Czy to możliwe, żeby komputer mógł dokładnie przewidzieć, która gwiazda eksploduje i kiedy to się stanie? Czy może raczej był to uproszczony model, który pokazywał przyszłość gwiazd w znaczeniu ogólnym, a nie w odniesieniu do konkretnych ciał?

Pelorat powiedział ochrypłym szeptem:

— Galaktyka wygląda jak żywa istota pełznąca przez przestrzeń.

— Rzeczywiście — przytaknął Trevize — ale jestem zmęczony. Jeśli nie nauczę się robić tego z mniejszym napięciem, to nie będę mógł się długo bawić w tę grę.

Przerwał. Galaktyka zwolniła, potem zatrzymała się, a potem przechyliła się, aż w końcu ukazała się z tej strony, z której widzieli ją na początku.

Trevize zamknął oczy i głęboko odetchnął. — Czuł (czy widział), jak Terminus zostaje coraz bardziej z tyłu i kurczy się, jak ostatnie dostrzegalne strzępki atmosfery znikają z ich otoczenia. Czuł wszystkie przelatujące w ich pobliżu statki.

Nie przyszło mu do głowy, żeby sprawdzić, czy któryś z tych statków nie wyróżnia się czymś szczególnym. Czy nie ma wśród nich takiego, jak jego własny, o napędzie grawitacyjnym, podążającego kursem zbyt zbliżonym do jego, żeby mógł to być przypadek.

Rozdział V

MÓWCA

17.

Trantor.

Przez osiem tysięcy lat Trantor był stolicą jednostki politycznej, która obejmowała swym zasięgiem stale rozszerzający się związek układów planetarnych. Przez następne dwanaście tysięcy lat był stolicą jednostki politycznej, która obejmowała swym zasięgiem całą Galaktykę. Był centrum, sercem, istotą Imperium Galaktycznego. Nie sposób było myśleć o Imperium nie myśląc o Trantorze.

Trantor osiągnął szczyt rozwoju, kiedy rozkład Imperium był już daleko posunięty. Prawdę mówiąc, właśnie dlatego, że Trantor błyszczał polerowanym metalem, nikt nie spostrzegł, że Imperium straciło swój pęd i rozmach i że zamarł wszelki postęp.

Szczyt jego rozwoju przypadł na moment, kiedy był jednym obejmującym całą planetę miastem. Jego ludność utrzymywała się na (regulowanym przez prawo) poziomie czterdziestu pięciu miliardów, a jedynymi pokrytymi zielenią miejscami był teren wokół pałacu imperatora i Zespół Uniwersytecki połączony z biblioteką.

Powierzchnia Trantora pokryta była metalowym płaszczem. I pustynie, i żyzne ziemie zostały wchłonięte przez miasto i zamienione w rojowiska ludzi, dżungle urzędów, skomputeryzowane gigantyczne ośrodki, rozległe magazyny żywności i części zamiennych. Łańcuchy górskie zostały zrównane, a przepaści zasypane. Pod powierzchnią kontynentów wykopano niekończące się korytarze, a oceany zamieniono w rozległe podziemne zbiorniki wodnorolnicze, które stały się jedynym (nie wystarczającym dla zaspokojenia potrzeb) rodzimym źródłem żywności i minerałów.

Połączenia z zewnętrznymi światami, z których Trantor otrzymywał potrzebne produkty i surowce, podtrzymywało tysiąc portów kosmicznych, sto tysięcy statków handlowych i milion frachtowców kosmicznych, a chroniło dziesięć tysięcy statków wojennych.

Żadne inne tak rozległe miasto w dziejach ludzkości nie miało tak rozbudowanego zamkniętego obiegu wody. Żadna inna planeta w Galaktyce nie wykorzystywała tak dużych ilości energii słonecznej ani nie przedsięwzięła tak radykalnych środków, aby pozbywać się zużytego ciepła. Błyszczące radiatory sterczały w niebo, sięgając aż do cienkiej zewnętrznej warstwy atmosfery, na pogrążonej w nocnym mroku półkuli, a po drugiej, skąpanej w blasku dnia, schowane były pod metalową osłoną. W miarę obrotu planety i przechodzenia dnia w noc, wynurzały się stopniowo, podczas gdy te, które znajdowały się po stronie, gdzie zaczynało dnieć, chowały się pod metalową skorupę. W ten sposób Trantor zachowywał zawsze sztuczną symetrię, która stała się niemal jego symbolem.