Выбрать главу

Alicji:

- Świetny kawał, co?

- Jaki kawał? - zapytała Alicja.

- No, ona i jej pomysły. Bo musisz wiedzieć, że to wszystko bujda. Nikt nie został tu

jeszcze ścięty. Ale chodź prędzej.

"Każdy tu mówi "chodź tu", "idź tam" - pomyślała Alicja idąc ze Smokiem. - Jeszcze

nigdy w życiu nie nasłuchałam się tylu rozkazów, co tutaj".

Wkrótce ujrzeli Niby Żółwia siedzącego samotnie na małym występie skalnym w pozie

pełnej żałości i bólu. Gdy podzeszli bliżej, do uszu Alicji doszły rozpaczliwe szlochy i

narzekania. Trudno było nie współczuć tak wielkiej niedoli. Alicja zapytała Smoka:

- Co mu się właściwie stało?

Na to Smok odpowiedział w znany już sposób:

- To wszystko bujda, on nie ma najmniejszego powodu do smutku. Chodź prędzej.

Zbliżyli się więc do Niby Żółwia, który podniósł na nich w milczeniu swe wielkie oczy

pełne łez.

- Ta oto panienka - rzekł Smok - chciałaby usłyszeć twoją historię.

- Opowiem jej - rzekł Niby Żółw ponurym, jakby wydobywającym się z beczki głosem. -

Słuchajcie oboje i nie odzywajcie się, dopóki nie skończę.

Zapanowała parominutowa cisza. Alicja pomyślała w duchu: "Nie wiem, jak on może

kiedykolwiek skończyć, skoro wcale nie zaczyna". Czekała jednak cierpliwie.

- Kiedyś - rzekł wreszcie Niby Żółw z głębokim westchnieniem - kiedyś byłem

prawdziwym żółwiem. - Po tych słowach nastąpiła znowu cisza przerywana jedynie

wydawanymi przez Smoka odgłosami: "hrzkrr" i stałym, żałosnym łkaniem Niby Żółwia.

Alicja miała już niemal zamiar podnieść się i powiedzieć: "Dziękuję panu za niezmiernie

interesujące opowiadanie". Czuła jednak, że dalszy ciąg musi nastąpić i siedziała w

milczeniu.

- Kiedy byliśmy mali - odezwał się na koniec Niby Żółw spokojnym już głosem,

przerywanym tylko od czasu do czasu cichym łkaniem - kiedy byliśmy mali, chodziłem do

morskiej szkoły. Nauczycielem naszym był pewien stary, bezzębny Rekin, którego

nazywaliśmy Piłą.

- Dlaczego nazywaliście go Piłą, skoro był Rekinem, a w dodatku nie miał zębów? -

zapytała Alicja.

- Ponieważ piłował nas wciąż w czasie lekcji - odparł ze zniecierpliwieniem Niby Żółw. -

Twoje pytanie nie świadczy doprawdy o zbyt wielkim rozsądku.

- Wstydź się zadawać podobne głupie pytania - dodał Smok, po czym obaj przez dłuższą

chwilę wpatrywali się milcząco w Alicję, która najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

Na koniec Smok zaskrzeczał:

- Jedź dalej, drogi przyjacielu. Dajmy pokój tej sprawie.

Niby Żółw zgodził się podjąć swoje opowiadanie.

- Tak więc chodziliśmy do szkoły morskiej, choć wydaje ci się to

nieprawdopodobieństwem.

- Wcale mi się nie wydaje - przerwała Alicja.

- A właśnie że tak.

- Milcz! - rzekł Smok, zanim jeszcze Alicja zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

- Otrzymaliśmy świetle wykształcenie - ciągnął Niby Żółw. - Chodziliśmy do szkoły

codziennie i...

- Wielka mi rzecz - przerwała znowu Alicja - ja także chodziłam do szkoły codziennie.

Czym tu się chwalić?

- A czy miałaś przedmioty nie obowiązujące? - z pewnym niepokojem zapytał Niby Żółw.

- Oczywiście, że miałam: francuski i muzykę.

- A mycie?

- Rzecz prosta, że nie.

- No to nie chodziłaś do prawdziwie dobrej szkoły - rzekł Niby Żółw z widoczną ulgą. -

Na blankietach naszej szkoły było napisane: przedmioty nie obowiązujące: francuski, muzyka

i mycie.

- Nie widzę potrzeby mycia - stwierdziła Alicja. - Przecież mieszkaliście w morzu.

- O, dla mnie to było i tak zbyt trudne - westchnął Niby Żółw. - Przerabiałem tylko

program obowiązujący.

- A jakie mieliście przedmioty? - zapytała Alicja.

- No, oczywiście przede wszystkim: zgrzytanie i zwisanie. ("Czytanie i pisanie" -

pomyślała Alicja). Ponadto cztery działania arytmetyczne: podawanie, obejmowanie,

mrożenie i gdzielenie.

- Nigdy nie słyszałam o gdzieleniu - odezwała się nieśmiało Alicja. - Co to za przedmiot.

Smok podniósł przednie łapy i przybrał pozę wyrażającą bezgraniczne zdumienie.

- Nigdy nie słyszałaś o gdzieleniu? A co mówi nauczyciel, gdy część uczniów nie zdążyła

zrobić na czas klasówki?

- Nie wiem.

- Nauczyciel pyta wówczas: "A gdzie lenie, którzy nie oddali jeszcze zeszytów?" - i to

jest właśnie ten przedmiot. Jeśli tego nie rozumiesz, no to wybacz...

Alicja wolała nie wdawać się w dłuższą rozmowę na ten temat i zwróciła się do Niby

Żółwia:

- A czego jeszcze uczyliście się w szkole?

- No więc była zimnostyka, były chroboty zręczne - rzekł Niby Żółw wyliczając

przedmioty na płetwach - oraz frasunki z uwzględnieniem falowania kolejnego. ("Rysunki z

uwzględnieniem malowania olejnego" - pomyślała Alicja).

- Tak jest, mój druhu - zgodził się Smok, ciężko wzdychając, po czym obaj siedzieli przez

chwilę ze zwieszonymi głowami.

- A czy mieliście często wypracowania? - zapytała Alicja, pragnąc jak najszybciej

zmienić temat rozmowy, nasuwający obu zwierzakom tak bolesne wspomnienia.

- I owszem. Mieliśmy wyprasowania domowe mniej więcej raz na tydzień - odrzekł

Smok.

- A czasem nawet dwa - dodał Niby Żółw.

- A jak było u was z ćwiczeniami?

- O, świetnie, znakomicie. Zapewniam cię, że ćwiczeń nam nie brakło. Byliśmy ćwiczeni

przy każdej okazji - odparł dumnie Niby Żółw.

- I to jeszcze jak często - dodał Smok. - Ale dosyć o tym. Opowiedz jej lepiej o naszych

zabawach.

Rakowy Kadryl

Niby Żółw westchnął głęboko, po czym otarł łzę łapą. Usiłował coś powiedzieć i

popatrzył żałośnie na Alicję, ale nie mógł wydobyć głosu, tak strasznie wstrząsały nim łkania.

- Zupełnie jak gdyby udławił się kością - rzekł Smok potrząsając Niby Żółwiem i waląc

go z całej siły w plecy.

Na koniec Niby Żółw odzyskał głos i ciągnął dalej, zalewając się łzami.

- Prawdopodobnie nie mieszkałaś zbyt długo pod wodą.

- Istotnie, nie mieszkałam - wtrąciła Alicja.

- I nigdy może nie byłaś przedstaniona Rakowi?

Alicja chciała powiedzieć: "Raz go próbowałam...", ale powstrzymała się w samą porę i

rzekła: - Istotnie, nigdy.

- Wobec tego nie możesz mieć wyobrażenia, czym jest Karowy Kadryl.

- Ma pan słuszność - odparła Alicja.

- Pierwszy raz słyszę o tym tańcu.

- Tańczy się go w następujący sposób - rzekł Smok. - Najpierw wszyscy ustawiają się

rzędem wzdłuż brzegu.

- Nie rzędem, lecz dwoma rzędami - rzekł Niby Żółw. - Foki, żółwie, łososie i tak dalej.

Potem, kiedy się tylko usunęło z drogi meduzy. .

- ... co zabiera zwykle sporo czasu - wtrącił Smok.

- ... robi się dwa kroki naprzód! - krzyknął Niby Żółw.

- ... każdy w parze ze swoim rakiem - przerwał Smok.

- Oczywiście - zgodził się Niby Żółw. - Zrobiwszy dwa kroki naprzód, odwracasz się do

swojej pary...

- ... zmieniasz raki i cofasz się w tym samym porządku - ciągnął dalej Smok.

- ... wtedy - wtrącił Niby Żółw - ustawiasz się odpowiednio i odrzucasz...

- ... odrzucasz raka! - zawołał Smok zamachując się i podskakując w zapale.

- ... tak daleko, jak tylko możesz...

- ... płyniesz za nim! - wrzeszczał Smok.

- wywijasz koziołki w wodzie! - wył Niby Żółw kręcąc się w miejscu jak opętany.