Выбрать главу

Wszyscy wstali i zaczęli się szykować do drogi, na poszukiwanie ekscytującego, choć na szczęście, niegroźnego „skarbu”.

3

W Madrycie Pedro siedział przy swoim biurku i patrzył przed siebie. Właśnie odebrał nieoczekiwany telefon.

Od Flavii.

Poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu, kiedy usłyszał jej ciepły głos. Wspomnienia wielu lat popłynęły strumieniem. Bardzo dobrze wiedział, że Flavia spodziewała się trwałego związku, pragnęła małżeństwa z nim, kiedy tak nagle w cudowny sposób został uleczony ze swoich chorób.

Ale wtedy on spotkał Gudrun.

Rozstanie z Flavią sprawiło mu niewypowiedziany ból. Musiał jej jakoś wytłumaczyć, że wszystko się skończyło. Wciąż miał przed oczyma jej pobladłą twarz i minę, jakby chciała ukryć trudne do zniesienia uczucia.

Teraz jej głos miał jasne, przyjazne brzmienie.

„Pedro, stary przyjacielu, jak się masz? Dużo o was wszystkich myślę, brak mi tamtej wspaniałej współpracy z wami”.

„My też za tobą tęsknimy” – odpowiedział, z ulgą przyjmując jej koleżeński ton i neutralny temat. – „Rozmawiamy o tobie niemal codziennie, o tym, że powinnaś być z nami. W detektywistycznych dociekaniach jesteś nieoceniona”.

„Bardzo bym chciała, Pedro. Przyjechałabym natychmiast, ale nie mogę, niestety. Mama wciąż potrzebuje mojej pomocy, to już jej ostatnie chwile, bardzo cierpi, i to już od dawna”.

„Tak mi przykro. Pozdrów ją ode mnie, spotkaliśmy się przecież kiedyś tutaj, w Madrycie, pamiętasz? Kochana Flavio, skoro już rozmawiamy… Czy wiesz coś na temat miasta Gaeta?”

„Gaeta? – powtórzyła Flavia w zamyśleniu. – To stare miasto, niegdyś należało do królestwa Sycylii, w swoim czasie podporządkowanemu Hiszpanii. Kiedyś przejeżdżałam tamtędy, ale wiem naprawdę niewiele. Dlaczego pytasz?”

„Nazwa miasta pojawiła się w zagadce związanej z rycerzami”.

„Co ty mówisz? To brzmi dosyć dziwnie. A przy okazji, jak wam idzie? Posunęliście się trochę naprzód?”

„Nawet dosyć daleko”.

„Och, to interesujące. Musisz mi opowiedzieć, przecież jestem właściwie członkiem sprzysiężenia!”

„Oczywiście, że jesteś. Teraz muszę lecieć na spotkanie, ale napiszę do ciebie list. Jak powiedziałem, jesteś cennym współpracownikiem”.

W znacznie lepszym nastroju poszedł na swoje spotkanie.

Po powrocie do domu zabrał się do pracy w tym samym miejscu, w którym mu przerwano: do odczytywania dziennika Estelli. Bardzo się nad tym męczył.

Wciąż nie potrafił wyjaśnić dziwnego zdania jednego ze swoich przodków: „Zacznij na równinach Gaeta, by odnaleźć ślad i podążać naprzód”. Las vegasjunto Gaeta.

Gaeta? Włoskie miasto, cóż ono miałoby wspólnego z rycerzami? Należało niegdyś do Hiszpanii?

Nie, to postawione na głowie.

Pedro wstał, by przynieść sobie szkło powiększające.

Akurat nad tą stroną Estella musiała wypłakiwać swoją samotność, strach i rozpacz, bowiem tekst był prawie zupełnie rozmazany.

Zapach starego dziennika też przyjemny nie był, ale do tego Pedro zdążył się już przyzwyczaić.

Las vegas junto Gaeta. Równiny pod miastem Gaeta. Co to, na Boga może mieć wspólnego z pozostałym tekstem?

„Zacznij od…”

Pochylił się nad stołem, duże szkło powiększające trzymał między swoim okiem a kartą książki. Próbował ustawić właściwą odległość.

– Niemożliwe – powiedział sam do siebie. – Niemożliwe. Jak oni to, u licha, odczytali? Przecież to j w junto, nie ma dolnego ogonka. To tylko plama na papierze.

Większość zapisanych na tej stronie słów, zachowała się w postaci luźno z sobą powiązanych kropek, które można było odczytywać niemal, jak kto chce.

– I nie ma też żadnego Gaeta – mówił głośno. – Poczekaj no!

Kto miałby poczekać, pozostawało niewyjaśnione, ponieważ Pedro był w pokoju sam.

Przysunął lampę tak blisko tekstu, że sam musiał mocno wykręcać głowę, by się też do niego zbliżyć.

Z pomocą światła i lupy odczytał nowy tekst, jakby wciśnięty w gruby papier.

Po wielu próbach udało mu się zrozumieć, o co chodzi.

– „… en Veigas canto…” Nie… cantar. Nie, tego po prostu nie widać. Ale następne słowo: gaitas. Tak! Tak właśnie zostało napisane!

Zastanawiał się przez chwilę nad związkiem tych słów z pozostałym tekstem, po czym wybrał numer telefonu Antonia. Podniecony i przejęty.

Jego przyjaciele szli właśnie do samochodu, żeby pojechać do domu rodziców Unni.

– Antonio! – zawołał Pedro, a w jego głosie brzmiał triumf. – Tam nie zostało napisane, że trzeba zaczynać na równinach Gaeta! Tam jest napisane coś całkiem innego.

– Odczytałeś to? Opowiadaj!

Reszta grupy kręgiem otaczała Antonia.

Pedro odczytywał głośno, co sam zapisał na kartce:

– „Zaczynaj koło Veigas, tam, gdzie śpiewa gaitae”.

– Gaitae?

– Tak, galicyjska kobza! Moi przodkowie, Bartolomeo i Federico nazywali się przecież Galicia.

– Oj! – jęknął Antonio. – Ale co to jest Veigas? Gdzie to leży?

– Bardzo mi przykro, ale w Galicji znajduje się mnóstwo miejsc o nazwie Veiga, A Veiga lub Veigas, dokładnie tak samo jak w Hiszpanii jest mnóstwo różnych miejsc o nazwie Vegas, La Vega i Las Vegas. To ostatnie zresztą można znaleźć także w USA. Po galicyjsku jednak to ja nie umiem, więc…

– Nie szkodzi, Pedro, to i tak wielkie osiągnięcie, bo możemy sobie darować Włochy! Znalazłeś może więcej takich niespodzianek, więcej błędnych tłumaczeń?

– Nie, to wszystko było na najbardziej zniszczonej stronicy dziennika. Poza tym Jordi i Unni wykonali świetną robotę. Uff, a ja kazałem Flavii szukać tej Gaety. No nic, napiszę do niej dziś wieczorem. Taki byłem tym przejęty, że nawet nie zapytałem o Elio.

– Flavię? Mówisz o naszej Flavii?

– Tak, dzwoniła do mnie niedawno. Mam was wszystkich serdecznie pozdrowić. Powiedziałem jej, zresztą zgodnie z prawdą, że bardzo nam jej brakuje.

– No pewno, że brakuje – potwierdził Antonio z powagą.

Nie na tyle jednak, bym chciał mieć i ją i Gudrun w jednej grupie, pomyślał Pedro, kiedy już odłożył słuchawkę. Moim zdaniem najlepiej jest tak, jak jest. Niech Flavia pozostanie swojego rodzaju przyczółkiem, osobą, którą w razie potrzeby możemy prosić o radę. Jest autorytetem w wielu dziedzinach, natomiast za nic bym nie chciał balansować między dwiema tak wrażliwymi i silnymi osobowościami jak Flavia i Gudrun.

Wyprostował się. Był wdzięczny losowi, że on i Flavia przeżyli tę miłosną noc w niemieckiej gospodzie. Gdyby nie, to wciąż by się zastanawiał, jakby to było kochać się z nią, z kobietą, w której miał najbliższą przyjaciółkę przez wiele lat, kiedy był taki słaby, że nie mógłby podnieść kartonu mleka. Teraz wiedział jak to było, wiedział również, że jego uczucia do Flavii miały głównie przyjacielski charakter, na nic więcej raczej nie znalazłoby się w nich miejsca. Dla Gudrun natomiast żywił szczerą, prawdziwą miłość.

Po chwili zaczął myśleć o czym innym, o swoim zadaniu wyjaśnienia czego tak naprawdę częścią był gryf, amulet rodu de Galicia.

Beznadziejna sprawa!

4

– Unni, Morten! – wołał Antonio poprzez pełen wszelkiego dobra strych rodziny Karlsrud. – Czy nie macie wrażenia, że już kiedyś wykonywaliśmy tę pracę?

– Owszem – przyznała Unni. – Zdaje się, że przeszukiwanie strychów jest ważną częścią zadania, jakie los nam wyznaczył. Jakby to na strychach kryły się więzi łączące różne generacje.

– O, byliśmy również w magazynie meblowym, by odnaleźć moją mroczną przeszłość – wtrącił się Morten.