Выбрать главу

I jeszcze inna sprawa: jej zadanie zostało wypełnione, jeśli więc Jordi chciałby ją ze sobą zabrać do Hiszpanii, jest wolna i może mu towarzyszyć!

– No a gdyby nam się nie udało odnaleźć wszystkich gryfów? – zastanawiał się Morten przebiegle. – To czy w takim razie nie moglibyśmy wykonać kopii brakujących na podstawie tych, które już są?

– Obawiasz się, że nie potrafimy ich odnaleźć? – uśmiechnął się Jordi cierpko. – Nie zapominaj, że Urraca, dobra czarodziejka, macza palce w tej skomplikowanej sprawie! Nasz pierwszy amulet sprawił, że wróciłem do zdrowia. Vesla też czuje się znacznie lepiej i bezpieczniej niż przedtem. Wszystkie gryfy razem mają z pewnością swoją ważną rolę do spełnienia i specjalną siłę. Są więc niezbędne wszystkie. Nie żadne kopie!

Morten skinął głową na znak, że rozumie.

Jordiemu udało się rozłożyć papier. Zebrani bali się, czy składanie nie zamazało ewentualnego tekstu, ale nie, był czytelny. Po hiszpańsku. Jordi przetłumaczył:

„Santiago de Chile, 3 października 1959 roku. Kochana, mała Angelo!”

Dalej Jordi nie zdążył się posunąć, przerwały mu okrzyki i komentarze.

– To ja mam na imię Angela? – dziwiła się Unni.

– Nie, zaczekajcie, dajcie powiedzieć – przekrzykiwali się jedno przez drugie.

– Data się nie zgadza – zauważyła Gudrun.

– Unni, to ty jesteś taka stara? – wołał Morten rozbawiony. – No, chociaż, jakby się przyjrzeć…

Inger Karlsrud wyjaśniła:

– To mama Unni miała na imię Angela.

– No tak, to bardziej prawdopodobne – zgodziła się Vesla.

– Ale w takim razie… Czytaj dalej, Jordi – poprosiła Unni.

– Tak jest. Mamy tu najwyraźniej do czynienia z listem od babki Unni, skierowanym do córki, matki Unni, czy to jasne?

– Oczywiście, czytaj! „Kochana, mała Angelo!

Jesteś już dużą dziewczynką, masz cztery lata. Ja muszę cię teraz opuścić, już o tym rozmawiałyśmy. My, w naszej rodzinie, żyjemy nie dłużej niż dwadzieścia pięć lat, dowiedziałam się o tym jeszcze w domu, w moim starym kraju, ale nie chciałam w to wierzyć. Teraz jednak wiem, że płomień mego życia zgaśnie wkrótce, czuję to.

Pilnuj dobrze tej lalki, o tym też rozmawiałyśmy. Amulet, który jest w niej ukryty, przechodził jako dziedzictwo z pokolenia na pokolenie, i podobno przynosi szczęście. Pamiętaj, że kiedy dorośniesz powinnaś otworzyć lalkę i przeczytać to, co teraz do ciebie piszę. Jest to przeznaczone jedynie dla twoich oczu, dla nikogo więcej. Mój dziadek był młodszym bratem tego, który w jego pokoleniu musiał umrzeć młodo, i opowiedział mi prastarą legendę. O drodze, która wiedzie przez góry na zachód. Wielu z jego przodków próbowało tę drogę odnaleźć, żadnemu jednak się to nie udało, bowiem jedni z nich zostali wyrwani z życia po skończeniu dwudziestu pięciu lat, inni zaś pobłądzili w drodze.

Ta droga nie znajduje się tutaj, w Chile, moja kochana, lecz w naszym starym kraju, w Euskadi…”

– Oto znowu pojawia się nazwa Euskadi! – zawołała Vesla. – Co to znaczy?

– To Kraj Basków w języku baskijskim albo, jak oni to mówią: euskara.

– A więc don Sevastino Krwawy miał w swoim nazwisku Rioja, Nawarrę, jak i Euskadi? Imponujące! Ale chyba nie panował w tym kraju?

– Nie, to tylko taki dziedziczny honor.

– To dobrze. – Vesla była zadowolona. – Co więcej napisała babcia Unni?

– Posłuchajmy: „Chciałabym, abyś zapamiętała i przekazała swojemu najstarszemu dziecku parę luźnych słów, których sensu nikt nie rozumie.»Zostało na nich rzucone przekleństwo i musieli się rozłączyć, przekroczyć granice śmierci, ale że słowa miały ich znowu połączyć. Mogli jedynie lecieć razem jak ptaki, ale bardziej bezpieczni nigdy być nie mogli. Mroczna groza wisiała nad nimi wszędzie«„.

Cisza zaległa w wygodnym, komfortowo urządzonym salonie rodziny Karlsrud. Zastanawiano się nad listem, choć przecież większość – wiedziała, co to przesłanie oznacza.

Unni powiedziała po chwili:

– To właśnie pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego ci młodzi nigdy nie stali blisko siebie. Nigdy na siebie nawzajem nie patrzyli.

– Tak – potwierdził Jordi. – Ale znamy ich także jako małe gile, przeganiane przez duże, czarne wrony. Mroczna groza, to oczywiście mnisi.

– Zgadza się. Ale co ze „słowami, które mogą ich znowu połączyć”?

Antonio miał na to odpowiedź:

– Myślę, że to się odnosi do naszego: AMOR ILIMITADO SOLAMENTE.

– Tak uważasz? – spytała Unni zamyślona. – No, może masz rację. Jordi, co to Jorge napisał, że każdy ród miał swój wkład? I każdy gryf swoje zadanie. Jaki wkład miał ród Vasconia? Znalazłeś coś na ten temat?

Jordi myślał przez chwilę. Jego pełne ciepła spojrzenie spoczywało na Unni. Jej zdaniem był taki dojrzały, posiadał taki autorytet, choć należał do tych osób w grupie, które wypowiadają się rzadko. Teraz jednak powiedział:

– Moim zdaniem to jest właśnie to, o dwojgu zamordowanych młodych ludziach. I czy nie zwróciliście uwagi, jak nasze odkrycia krok po kroku odtwarzają historię?

– Nie, mnie się zdaje, że raczej ją burzą – mruknęła Unni. – Im bardziej się do niej zbliżamy, tym bardziej robi się skomplikowana.

– Tak się może wydawać, ale niech no tylko odnajdziemy wszystkie gryfy, to…

– To wyłoni się coś nowego, jeszcze bardziej złożonego. Ta sprawa nigdy nie będzie mieć końca – westchnęła Vesla przygnębiona. – Nigdy się z tym nie uporamy!

Pozostali milczeli, bo w gruncie rzeczy przyznawali jej rację. Rozwiązywali jakieś supły, ale tak naprawdę wciąż dreptali w miejscu.

Z tą deprymującą świadomością wyruszyli z powrotem do swojego domu, czyli do willi.

5

Pedro, który pracował w swoim wspaniałym domu w Madrycie, wpadł na znakomity pomysł.

Był i chciał pozostać ostatnim w swoim dotkniętym nieszczęściem rodzie. Nigdy jednak nie słyszał, żeby ktoś z jego krewnych mówił o jakimś amulecie w formie gryfa.

Wcześnie utracił rodziców, otrzymał jednak wielki spadek, sam też miał lukratywną posadę. Dom pod Madrytem wart był majątek, tylko ten jeden dom, i kiedy się dobrze zastanowił, zdał sobie sprawę, że nigdy właściwie nie obejrzał wszystkiego, co posiada.

Stał w swojej sypialni pogrążony w myślach.

Jakiś gryf? Nie, był właściwie pewien, że amulet musiał zaginąć wiele wieków temu.

Ale Unni odnalazła gryf rodu Vasconia. I to po jego długiej, pełnej niebezpieczeństw wędrówce z Hiszpanii do Chile i stamtąd do Norwegii. W rodzinie z czasem coraz bardziej pospolitej i zbiedniałej, dziewczynkę bowiem znaleziono w slumsach.

Czyżby więc jego znakomity i bogaty ród nie mógł zadbać o swój klejnot?

Pedro czuł się w tej sprawie osamotniony. Inni członkowie grupy pracują razem, a on jest od nich daleko.

Może powinien wezwać Flavię? Przecież zawsze byli znakomitymi współpracownikami.

Ale w gruncie rzeczy nie o Flavii chciał myśleć.

Postanowił, że upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Od dawna już zamierzał obdarować Gudrun czymś wartościowym z bogatej rodowej kolekcji klejnotów. Ponieważ jednak niemal przez całe swoje życie był człowiekiem samotnym, nie bardzo się zajmował tymi skarbami. Słyszał kiedyś, że leżą sobie zamknięte w bankowym skarbcu. Będzie musiał zapytać swego plenipotenta. Najpierw jednak zatelefonował do Gudrun.

– Moja droga, jesteś mi teraz potrzebna. Tęsknię za tobą, bardzo mnie rozpieściłaś swoją bliskością w ostatnich czasach. Czy nie mogłabyś wsiąść do pierwszego samolotu i przylecieć tutaj? Potrzebuję mądrej kobiecej rady, a poza tym strasznie mi ciebie brakuje!