Выбрать главу

Ustawiła miskę na stole i zanurzyła starą tiarę w płynie.

– To chyba jednak jest swego rodzaju korona – mamrotała pod nosem. – Podobna do tych, jakie mieli królowie z czasów sag lub w Sparcie. Tylko że tamte chyba rzadko bywały zrobione ze srebra, prawda?

– Tak, częściej z żelaza, brązu albo miedzi. A kiedy miało być naprawdę bogato, koronę robiono ze złota. Domyślam się, że to jest dziedzictwo z bardzo dawnych czasów. Musimy pamiętać, że Galicję podbijały bardzo różne ludy. Rzymianie, Wizygoci, Arabowie, Maurowie, Asturyjczycy, Frankowie, a najpóźniej Habsburgowie… No, ci ostatni nie mieli zbyt wiele do gadania.

– To fantastyczne, że różne narody zdołały zachować swoją odrębność – powiedziała Gudrun, zaczynając polerować wymyty klejnot miękką ściereczką.

– Tu chodzi o terytoria słabo zaludnione – wyjaśnił Pedro. – Galicja była biedną krainą, teraz ma się znacznie lepiej. Pochodzi stamtąd bardzo wielu artystów. Niestety problemem jest emigracja do Ameryki Południowej…

– Pedro! – Gudrun przerwała jego wykład i uniosła tiarę do światła. – Zobacz, co się kryło pod tym całym brudem! Przepraszam, brud to nieodpowiednie słowo. Chciałam powiedzieć: pod patyną!

Pedro również podniósł się z miejsca. Stali teraz tuż obok siebie, on ją przytulił, na co Gudrun odpowiedziała uśmiechem. Powoli obracała koronę w rękach. – Ten cieniutki wężyk na całej długości, pod gryfem i dalej.

– Tak, ja też widzę, wypoleruj to jeszcze trochę, bądź tak dobra! Wszystkie zagłębienia i rowki!

Klejnot był naprawdę bardzo zaśniedziały, ale w miarę jak Gudrun tarła, wyłaniał się tekst.

– Masz może szkło powiększające?

– Oczywiście, leży tam. Dopiero co go używałem przy odczytywaniu dziennika Estelli.

– Pismo jest pewnie czytelne dla lepszych oczu – przekomarzała się z nim Gudrun. – Ale mając lupę nie trzeba się tak wysilać.

Wspólnymi siłami odczytywali hiszpański tekst, który w tłumaczeniu brzmiał mniej więcej tak:

„Rzymianie ochrzcili okolicę, ale nic nie wiedzieli o Veigas. Orły przybędą ostatnie”.

– Oj – odetchnęła Gudrun. – No to mamy przesłanie rodu Galicia!

– Tak – uśmiechnął się Pedro.

– Ale w takim razie ta korona musi mieć więcej niż sześćset lat.

– Oczywiście! Ale jeśli się dobrze przyjrzeć spojeniom wokół gryfa, to widać, że musiały powstać później. Na przykład pod koniec piętnastego wieku, kiedy żyli nasi rycerze. No i nietrudno było równocześnie wygrawerować tekst.

– W porządku, ale jest coś, o czym od początku myślę. Czy mianowicie nasi rycerze nie pojawili się trochę za późno? Czyż epoka rycerska nie skończyła się dużo wcześniej?

– Owszem, ale to się różnie układało. W niektórych okolicach zachowywano nazwę jako honorowy tytuł lub wyróżnik. Wielu książąt chciało mieć na swoich dworach rycerzy. Zdaje mi się, że przede wszystkim w Europie Północnej zaniknęła istota rycerstwa, a w to miejsce pojawili się rozbójnicy. Nie wątpię ani przez chwilę, że nasi rycerze, cała piątka, należeli do szlachetnego rodzaju tego stanu.

– W pełni się z tobą zgadzam. No i teraz przynajmniej orły zostały jakoś bardziej zlokalizowane. Nie musimy szukać ich od początku.

– „Orły trzy wskazują drogę…” Jeśli przybędą na końcu, nie będzie to chyba długa droga, którą pokazują? Nie, Gudrun, wykonaliśmy kawał dobrej roboty!

– No, popatrz, jacy jesteśmy zdolni! – śmiała się podniecona.

Zadzwonili do Norwegii, by przekazać przyjaciołom radosną nowinę na temat gryfa.

– Trzy z pięciu – powiedział Antonio. – To naprawdę niezły początek!

Mieli gryfy rodu Navarra, Vasconia i Galicia, mieli też towarzyszące im teksty.

Nikt nie powiedział głośno tego, o czym wszyscy myśleli, że najtrudniej będzie odnaleźć dwa pozostałe: gryfy dwóch wymarłych rodów.

7

Jak wielu Norwegów przed nim, Morten był oszołomiony szybkością na szwedzkim odcinku E6, między północnym Bohuslan a Skanią. Gnał przed siebie w nastroju euforycznym, zostawiał za sobą jednego po drugim powolnych niedzielnych kierowców i wyciskał z samochodu Gudrun wszystkie możliwości.

Ech, żeby tak mieć tutaj samochód Antonia, myślał. Wtedy pokazałbym im, co to znaczy szybkość!

W pobliżu Varberg został zatrzymany do policyjnej kontroli.

Bardzo zawstydzony Morten musiał przyznać, że być może jechał cokolwiek za prędko, owszem.

– Norweg! – prychnął tylko policjant.

Morten musiał wykonać upokarzający telefon do willi, gdzie akurat znajdował się Atle Karlsrud, i poprosić go, by porozmawiał z policjantem.

Co powiedział adopcyjny ojciec Unni, Morten nigdy się nie dowiedział, ale nie musiał oddawać prawa jazdy ani samochodu i mógł jechać dalej. Dostał tylko ostrzeżenie i mandat, który trzeba było zapłacić w przerażająco krótkim czasie.

– Kto powinien zapłacić? – zastanawiał się Morten i przełykał ślinę na myśl o tym, że będzie musiał wszystkim wyjaśniać, co się stało.

Znacznie już utemperowany jako kierowca jechał dalej na południe z niewartą wzmianki prędkością stu dziesięciu kilometrów na godzinę.

Kiedy dotarł do wąskich dróg, przecinających Skanię w poprzek, odzyskał zaufanie do siebie. Tutaj nikt nie mógł rozwijać wielkich prędkości, przestał więc o tym myśleć, a powrócił do swojego zadania.

Po co mi jakiś asystent, zastanawiał się wzburzony. Sam dam sobie radę jak nic. Jeszcze zobaczą, ci wszyscy, którzy we mnie wątpią, na co mnie stać. Czyż może nie poradziłem sobie z Emmą? A czy może być coś trudniejszego? Skański dialekt? Phi!

Wszędzie tutaj było nieprawdopodobnie pięknie. Kępy drzew tak bujnych, że wyglądały niczym ogromne, zielone owce. Ogrody dosłownie kipiące kolorami.

Pomyślał o Monice. Zaimponowałoby jej, gdyby wiedziała, jakie to zaszczytne zadanie dano mu do wypełnienia. Tego jednak ona wiedzieć nie może. Szkoda!

Pierwsze oszałamiające uczucie ekstazy w stosunku do Moniki nieco przygasło. Uważał jednak, że to naturalne. We wszystkich małżeństwach tak jest, zakochanie przechodzi w miłość, a ta z kolei w szczere oddanie i ciepłą przyjaźń. Tak samo chyba jest w związku nieformalnym?

Jak to dobrze, że spotkał Monikę. Uratowała go od tamtego zmysłowego zauroczenia Emmą.

Morten zmarszczył czoło i zmniejszył prędkość. Czyż nie miał jechać drogą państwową numer 13? To dlaczego tu jest 108? W którym miejscu pojechał źle?

Wszedł do lokalnego sklepu i zapytał.

Kasjerka była osobą życzliwą i objaśniała szeroko, co powinien zrobić.

Morten nie zrozumiał ani słowa.

Musiała powtórzyć wszystko jeszcze raz. Potem jeszcze po angielsku. Czerwony po korzonki włosów podziękował i wymknął się ze sklepu.

Ten szary samochód parkujący kawałek dalej. Już go przedtem widział, czy mu się wydaje?

Tak, kiedy brał benzynę koło Sandsjobacka, stał jakiś szwedzki samochód z literami CGM na tablicy rejestracyjnej.

Niezwykłe!

W końcu znalazł się na drodze numer 13.

Uczucie zarozumialstwa nie zostawało w nim nigdy na zbyt długo. Morten niezwyciężony! Który bez zastanowienia rzuca się w kolejną życiową przygodę. Hm.

Jechał teraz do Simrishamn przez niezwykle piękne w czerwcowej bujnej przyrodzie Osterlen, pełne zielonych krzewów, krwiście czerwonych maków na polach, łąkach i w parowach, gdzie myszołowy krążyły groźnie, wypatrując małych ptaszków i królików, a w ogródkach wokół niskich domów pyszniły się bzy i piwonie, dopiero co rozkwitłe pnące róże oraz kaprifolium.