Выбрать главу

Kiedy Pocket sprzątnął talerze, siedzieliśmy w ciszy saloniku, sącząc porto i obserwując promienie światła odbitego od Ziemi, tnące skosem cygarowe opary.

— Winszuję tak znakomitego stołu, sir Josiah — powiedział Holden. — Mam na myśli zarówno jakość wiktuałów, jak i pomysłowość w urządzeniu kuchni.

— Cała tajemnica to siłowniki hydrauliczne — oznajmił ze swobodą Traveller, prostując długie nogi. — Jedzenie natomiast przygotowuje porządna londyńska restauracja, z której korzystam od czasu do czasu. Potem suszy się je błyskawiczne w gorących piekarnikach i składa w te paczuszki, które widzieliście. Dzięki temu dysponujemy niewielkimi opakowaniami, których zawartość zachowuje świeżość przez kilka tygodni. Potrzebuje jedynie trochę ciepła i wody, by powrócić do pierwotnego stanu i ucieszyć podniebienia.

— Zadziwiające — powiedziałem. — Zgaduję, że w ścianach statku zmagazynowano wiele takich posiłków.

— O, tak — potwierdził moje przypuszczenie Traveller. — Zapasów mamy na kilka tygodni.

Holden zapalił powtórnie swoje cygaro. (Zauważyłem, że płomień zapałki zachowuje się niezwykle nietypowo w warunkach spadania; rozwijał się kuliście wokół główki i szybko gasł, należało więc machać łagodnie zapałką, szukając nowych skupisk tlenu).

— To prawdziwa ulga dowiedzieć się, że nie grozi nam śmierć z głodu — oznajmił dziennikarz. — Lecz być może nadeszła chwila, w której wypadałoby rozważyć fundamentalne warunki naszego położenia.

Do tej pory myśl o śmierci głodowej nie zagościła w mej ograniczonej wyobraźni, lecz, oczywiście, Holden miał rację. W końcu unosiliśmy się bezwolnie w lodowatym, bezludnym świecie, za jedyne oparcie mając zawartość tego delikatnego latającego stateczku. Na wspomnienie przyjemności, z jaką pałaszowałem kolację, ogarnęło mnie poczucie winy; być może powinniśmy JUz wprowadzić w czyn zasadę racjonowania żywności.

Znakomicie — powiedział Traveller. — Co się tyczy wo-dy to wieziemy jej kilka galonów. — Z tymi słowy tupnął w pod-łogę piszczelowatą nogą. — Jest tu, w kilku małych zbiornikach, Rozumiecie, jeden duży zbiornik byłby niewygodny w użyciu, woda przemieszcza się w lecącym statku…

— Kilka galonów trudno uznać za wystarczającą ilość — zauważyłem z niepokojem. — Zwłaszcza kiedy weźmie się pod uwagę, że chwilę temu wziąłem kąpiel.

Traveller uśmiechnął się.

— Nie ma powodu do obaw, Łikers; woda z kąpieli przechodzi przez szereg filtrów i przewodów, które ją na powrót uzdatniają. Nadaje się do picia, nawet po kilkakrotnej filtracji. — Nasze miny wzbudziły w nim rozbawienie. — Lecz pewnie przyjmiecie z ulgą wiadomość, że woda używana w klozecie… Pocket go wam potem wskaże… jest bezpośrednio pobierana ze zbiornika kadłubowego statku. — Na jego twarzy pojawił się wyraz troski i zastanowienia. — Niemniej jednak woda to nasz główny problem. To nasza substancja napędowa i wielce się lękam, że nasz pruski przyjaciel zużył jej o wiele za dużo, abyśmy mogli czuć się bezpiecznie.

Szykowałem się, by poprosić o wykład na temat tej niepokojącej tajemnicy, „substancji napędowej”, lecz Holden pochylił się i zapytał z naciskiem:

— Sir Josiah, a co z powietrzem? To niewielki statek. Jak czterech ludzi… czy pięciu, licząc Prusaka… może przeżyć tu dłużej niż kilka godzin?

Traveller zbył ten problem pobłażliwym machnięciem długiej dłoni.

— Sir, nie musi się pan przejmować. Tą sprawą zajmuje się inny pomysłowy… że pozwolę sobie go tak nazwać… układ filtrujący. Zdrowy człowiek zużywa w ciągu godziny tlen zawarty w dwudziestu pięciu galonach powietrza, oddając w zamian bezwodnik kwasu węglowego[2], bezużyteczny w procesie oddychania. Pompa nieustannie wysysa powietrze z tego saloniku oraz mostka. Powietrze przechodzi dalej przez chloran potasowy podgrzany o kilkaset stopni ponad temperaturę pokojową; chloran rozkłada się na chlorek potasu i uwalnia tlen, wzbogacający zepsute powietrze. Następnie dodaje się nieco potasu żrącego, który łącząc się z bezwodnikiem kwasu węglowego, usuwa go z powietrza. Mamy zapasy stosownych chemikaliów, zdolnych podtrzymać życie przez kilka tygodni.

— Aha — odetchnął Holden, kiwając głową, wyraźnie pod wrażeniem pomysłowości gospodarza.

— Co się zaś tyczy ciepła i światła — kontynuował Traveller — to za ich obecność odpowiadają acetylenowe palniki pracujące nad naszymi głowami, ogrzewają również powietrze biegnące rurkami w kadłubie statku. Prawdę mówiąc, jako że nieprzerwanie jesteśmy skąpani w promieniach słońca, to nie zimno jest naszym wrogiem, lecz wysokie temperatury grożące usmażeniem żywcem. Stąd też, jak panowie zauważyliście, statek nieprzerwanie i powoli wiruje wokół własnej osi, dzięki czemu ciepło rozkłada się równomiernie na całym kadłubie.

— Wnoszę z tego, iż pańskim zdaniem nic nie może nam zagrozić i prawdopodobnie wyjdziemy obronną ręką z tej opresji, i bezpiecznie powrócimy do znanego nam świata — stwierdziłem.

— Tego nie powiedziałem, Ned. — Cygaro Travellera wygasło i sięgnął po swoje ulubione tureckie cygaretki. — Zaprojektowałem „Faetona” z myślą o obserwacji górnych warstw atmosfery ziemskiej. Miałem nawet nadzieję, że któregoś dnia wzniosę się na orbitę Ziemi. — (To nowe dla mnie pojęcie wyjaśnił mi później Holden. Przedsięwzięcie tego rodzaju polegało na nieustannym swobodnym unoszeniu się wokół planety pod wpływem sił grawitacji, jak działo się to z Małym Księżycem okrążającym Ziemię). — Ale „Faeton” nie miał latać w przestrzeni międzyplanetarnej.

W dalszej części wywodu Traveller opisał zasadę działania układu odrzutowego latającego statku. Piece antylodowe ogrzewały parę do monstrualnych temperatur. Ale zamiast kierować ją do tłoków (jak zaprojektowano w układzie napędowym liniowca lądowego), przewody wiodły parę do dysz dostrzeżonych przeze mnie u podstawy statku, którymi była wyrzucana na zewnątrz. Pozbywając się niebywale rozgrzanej pary, „Faeton” pchał sam siebie. Podobnie dzieje się w wypadku pary łyżwiarzy; gdy jeden odepchnie drugiego, tak że ten sunie po lodzie, sam nadaje sobie ruch wstecz, wyzwoliwszy siły reakcji. Tak oto wyglądała zasada działania naszego latającego statku, rakiety, a „substancją napędzającą”, wspomnianą wcześniej przez Travellera, była para wyrzucana z wielkim impetem z dysz.

Osiągała prędkość wielu tysięcy mil na godzinę!

Lecz żeby nadać statkowi prędkość dwukrotnie większą niż prędkość spadania w warunkach ziemskiej grawitacji, należało spożytkować pełne cztery funty wody na każdą sekundę.

Holden pokiwał z powagą głową.

— W takim razie waga całkowita statku nie przekracza dwóch do trzech ton.

Na obliczu Travellera zagościł na krótko wyraz uznania.

— Ciężar statku jest sprawą ze wszech miar pierwszoplanową. To dlatego jako podstawowy budulec kadłuba wybrałem aluminium. Jest znacznie lżejsze niż stopy żelaza czy stal, chociaż ma absurdalnie wysoką cenę — pełne dziewięć suwerenów za funt. Ta sama ilość żeliwa kosztuje kilka pensów.

— Dobry Boże — szepnął Holden.

— Zdecydowałem się wybrać wodę na substancję napędową przez wzgląd na ogólną dostępność i taniość. Nawet gdyby „Fae-ton” wpadł do morza, wystarczyłoby napełnić zbiorniki słoną wodą, żeby znów wzbić się w powietrze.

Wskazałem na ciemne bulaje.

— Ale tam nie ma oceanu.

— Nie ma. Mamy tyle wody, ile pozostało w naszych zbiornikach. I chociaż pozbawiony dostępu na mostek nie znam dokładnie sytuacji, spodziewam się kłopotów. Obawiam się wielce, że nasz pruski gość wyczerpał gruntownie zapasy statku i nie da się zawrócić i polecieć na Ziemię. A nawet gdyby nam się to udało, zapewne pozostało zbyt mało wody, żeby przeprowadzić kontrolowane lądowanie, i grozi nam, że spadniemy niczym jakiś meteor, roztrzaskując się o ziemię.

вернуться

2

Inaczej: dwutlenek węgla.