– Ale ja się spieszę! Mam jeszcze mnóstwo planów, kiedy miałbym cię uczyć?!
– Jakich planów, panie? – wtrącił się dżinn. – Nic mi o tym nie mówiłeś!
– Jeszcze nie ogłupiałem aż tak, żeby ci mówić – fuknął Kreol pogardliwie. – Ciebie to nie dotyczy, niewolniku!
– Hmm! – przypomniała o sobie Vanessa.
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – odmówił mag zdecydowanie.
– A ja powiedziałam: tak! – nie poddawała się Van.
– Panie, najpierw ją sprawdź – poradził Hubaksis. – Jeśli Van nie ma zdolności, problem sam się rozwiąże, prawda?
– Słuszna uwaga, niewolniku. – Kreol nie mógł się nie zgodzić. – Dobrze, kobieto, siadaj tutaj, będziesz zdawać egzamin wstępny.
Jednym machnięciem ręki zgarnął ze stołu resztki jedzenia i naczynia, nie przejmując się zbytnio faktem, że wszystko to znalazło się na podłodze, potem podniósł jedno winogrono (najmniejsze i nadgniłe) i uroczyście ułożył je na samym środku.
– Siedzisz? – upewnił się. – Dobrze… Patrz uważnie na winogrono. Za chwilę przekażę ci tyle magicznej siły, ile tylko będę mógł, a ty spróbujesz podnieść winogrono bez pomocy rąk…
– Jak mam to zrobić? – przerwała mu Vanessa.
– Po prostu ze wszystkich sił staraj się, żeby tak się stało – rzekł Kreol po chwili zastanowienia. Najwyraźniej nie od razu przypomniał sobie, jak właściwie powstaje magia, tak zwykłe i codzienne stały się dla niego te cuda. – Poza tym możesz wyobrazić sobie, jak podnosi się do góry, to też czasem pomaga. Gotowa? Zacznij, kiedy powiem „trzy”.
Mag rozruszał ręce jak chirurg przed operacją, stanął za oparciem fotela i położył dłonie na skroniach dziewczyny. Poczuła, jak z jego rąk dosłownie wylewa się coś w rodzaju płynnego ognia, jednocześnie ciepłego i chłodnego. Napełnił jej ciało nieziemską lekkością, uczuciem ogromnej siły i jeszcze czymś nieznanym. Uczucie było dziwne, ale nie nieprzyjemne.
– Trzy! – wychrypiał Kreol. Sprawdzian wyraźnie nie sprawiał mu przyjemności. Van skoncentrowała się na owocu, z całej siły pragnąc, żeby się uniósł. Chociaż odrobinę! Nakazywała, prosiła, błagała, ale nic się nie działo. Ale tylko na początku. Gdy po raz kolejny krzyknęła w myślach, grożąc, że zastrzeli uparty owoc, jeśli natychmiast się nie podniesie, niechętnie uniósł się nad blatem, jakby od dołu popychał go niewidzialny palec. Tak to zdziwiło Van, że natychmiast przerwała swe wysiłki, a winogrono upadło z powrotem na stół. Zdążyła podnieść je nie więcej niż na centymetr. Kreol zdjął ręce z jej skroni.
– Wspaniale. – Pokiwał głową z zadowoleniem. – O dziwo, bardzo dobry wynik…
– Czyli to znaczy…
– Tak, Van, z pewnością możesz zostać prawdziwą maginią – zawyrokował Hubaksis, który bardzo uważnie obserwował przebieg próby. – Nie arcymaginią, oczywiście, ani nawet nie arcymistrzynią, ale na młodszą mistrzynię w pełni się nadajesz. Oczywiście, jeśli pan zgodzi się ciebie uczyć. Sama rozumiesz, że innego nauczyciela magii w waszym szalonym świecie nie znajdziesz.
– Jeszcze się nie zgodziłem… – burknął Kreol. Ale wszyscy świetnie rozumieli, że nie uda mu się wykręcić.
Rozdział 6
Jeśli jesteś pewna, że chcesz być moją uczennicą… – smętnie zaczął lekcję Kreol, ciągle mając nadzieję, że Vanessa się rozmyśli -…zapamiętaj: uczeń musi we wszystkim słuchać nauczyciela. Jeśli powiem „skacz!” masz najpierw skoczyć, a dopiero potem pytać, po co. Na czas nauki uczeń nie należy do siebie, robi tylko to, co mówi nauczyciel i nic więcej. Nawet, jeśli będziesz potrzebowała udać się w ustronne miejsce, musisz najpierw zapytać nauczyciela o zgodę, a jeśli zabronię – musisz wytrzymać…
– Co?! – oburzyła się Vanessa. – Zgłupiałeś?
– Pan żartuje – zachichotał Hubaksis. – Straszy, żebyś się rozmyśliła.
– Milcz, niewolniku! – warknął Kreol.
– To prawda? – Van podejrzliwie zmrużyła oczy.
– Dobrze, starczy! W ogóle, dla ucznia maga najważniejsze jest słuchać i zapamiętywać wszystko, co mówi nauczyciel. No i wypełniać polecenia, inaczej nic z tego nie będzie… Poza tym, uczeń musi zadbać o własny zestaw narzędzi i magiczną księgę, ale to zazwyczaj robi się półtora roku po rozpoczęciu nauki, nie wcześniej.
– Więc od czego zaczniemy? – Dziewczyna niecierpliwie zamachała rękami.
– Ty zaczniesz od tego, że uważnie przeczytasz moją księgę – oznajmił mag złośliwie. – Całą, od deski do deski. Ale po cichu – głośno nie wymawiaj ani jednego słowa, jasne? Zaklęć nie wolno czytać na głos, nawet jeśli ktoś opanował magię. Szczególnie, jeśli opanował…
– A co się stanie? – przerwała mu Van.
– Prawdopodobnie nic – odpowiedział Kreol po chwili namysłu. – Oczywiście czasem coś się może zdarzyć, ale co konkretnie, tego nawet Czarny Ślepiec nie przepowie. Jeśli coś będzie niezrozumiałe, to pytaj, ale nie przesadzaj – potem opowiem wszystko szczegółowo. Możesz zacząć od razu.
Van obraziła się. Próbowała już czytać magiczną księgę Kreola i nie sprawiło jej to wielkiej przyjemności. Półtora tysiąca stron, zapisanych drobnymi literkami, zawierało niezbyt wiele ciekawych informacji – głównie były tam same nudziarstwa. Ale, jak to mówią: cierp ciało, jak ci się chciało – trzeba było wziąć się za ten gruby foliał.
Na pierwszych stronach szczegółowo wyjaśniono podstawy magii. Jak uczyć się na pamięć zaklęć, jak wchłonąć magiczną energię albo manę, jak wpływać na otaczające przedmioty i stworzenia, aby zmieniały się tak, jak tego chce mag, w jaki sposób zamieniać materię w energię i odwrotnie. Być może, zrozumiawszy to, można było samodzielnie zostać magiem, gdyby nie jedno „ale” – instrukcje te przypominały objaśnienia w podręcznikach karate. Jak wiadomo, nikt nie nauczył się walczyć, czytając książkę. Niezbędny jest trener i ćwiczenia.
Do tego znajdowały się tu tylko same podstawowe instrukcje – szczegółowo omawiano je dalej. Niestety, znaleźć konkretne informacje w magicznej księdze Kreola potrafił tylko on sam – nie było ani spisu treści, ani porządku alfabetycznego, ani nawet banalnej numeracji stron. Po prostu w starożytnym Babilonie takich rzeczy nie wymyślono.
Van czytała i czytała. Zaklęcia, rytuały, wróżby, przepisy na czarodziejskie mieszanki i eliksiry, opisy magicznych zwierząt i roślin, nazwy oraz cechy różnych duchów i demonów, instrukcje przygotowania artefaktów, po prostu różne przydatne informacje… Nieszczęsną dziewczynę po półgodzinie zaczęła boleć głowa. Oczy – jeszcze wcześniej, tak drobnymi literami pisał Kreol. Oczywiście, dzięki temu mógł zmieścić bardzo dużo informacji na stosunkowo niewielkiej powierzchni, ale czytać to było piekielnie trudno.
Weź odcięty język węża dusiciela, umieść go w pucharze napełnionym własną krwią i trzymaj tak przez dwie godziny, przez cały czas śpiewając modlitwy do Mrocznego Damballaha. Paznokciami zrób na języku symbol Damballaha, a potem umieść go na własnym języku. Dopóki będzie się znajdował w twoich ustach, możeszrozmawiać ze wszystkimi wężami i rozumieć ich język, ale w tym czasie nie będziesz mógł rozmawiać z ludźmi – aby rozmawiać z kimś tobie podobnym, musisz wyjąć język. Wszystkie węże będą cię traktować przyjaźnie, dopóki język Damballaha pozostanie w twoich ustach, mogą nawet spełniać twoje prośby, jeśli poprosisz wystarczająco uprzejmie.
Vanessa zamyśliła się. Owszem, umiejętność mówienia językiem węży i rozkazywania im, może być bardzo przydatna. Szkoda tylko, że w tym celu trzeba poświęcić cały puchar własnej krwi. Pewnego razu Van oddawała krew i potem przez trzy dni czuła się okropnie. Od tej pory punkty krwiodawstwa obchodziła z daleka.
W jedną rękę weź garść krzemowego pyłu, a w drugą – garść pyłu z magnetycznego kamienia. Wypowiedz śpiewnie zaklęcie zapisane poniżej, po czym złóż ręce razem i krzyknij imię Sogbo. Gdy to zrobisz, z twoich ust wydostanie się ogłuszający grom, który ogłuszy na wieki wszystkich stojących bliżej niż trzy metry od ciebie, a na jakiś czas – stojących bliżej niż piętnaście metrów od ciebie. Oprócz tego, każdy szklany przedmiot stojący w pobliżu, rozsypie się na kawałki.