Выбрать главу

Kreol wszedł do środka z obawą. Na wszelki wypadek wyjął laskę i upewnił się, że jest do pełna załadowana zaklęciami. W danej chwili maga chroniły aż dwa zaklęcia Osobistej Ochrony. Vanessa byłaby niezmiernie zdziwiona, gdyby się dowiedziała, że na nią także nałożył takie zaklęcia, przy czym trzeba nadmienić, że zrobił to w tajemnicy. To nieprawdopodobne, ale było ich aż trzy! Pierwszy raz w życiu czyjeś bezpieczeństwo interesowało Kreola bardziej niż własne. I to było niepokojące…

Pieczara okazała się głębsza, niż mogło się z początku wydawać. Składała się z kilku bardziej lub mniej okrągłych sal usytuowanych jedna za drugą. Kreol bez słowa przeszedł pierwszą, drugą, trzecią… Na progu czwartej znieruchomiał, ramiona mu opadły.

Vanessa podeszła. Na kamiennym spągu leżał szkielet. A dokładnie półleżał, oparty plecami o płaski kamień w zakamarku jaskini. Sądząc po kilku zbutwiałych kawałkach materiału, kiedyś w tym miejscu było legowisko.

– To ona? – zapytała Van cicho i ze smutkiem, patrząc na szkielet. Jako policjantka mogła powiedzieć tylko jedno – śmierć nastąpiła bardzo dawno. Od tamtej chwili minęły dziesiątki, jeśli nie setki lat. A może nawet więcej – ostatni raz Kreol widział swoją przyjaciółkę zanim jeszcze zbudowano egipskiego Sfinksa.

– Kim jesteście? – nieoczekiwanie rozległ się gniewny okrzyk. Kreol odwrócił się szybko jak porażony, patrząc na kogoś, kto zadał pytanie. Hubaksis o mało się nie opluł. Vanessa przestraszyła się, że jego jedyne oko za chwilę pęknie, tak je wybałuszył.

Na progu piątej i zarazem ostatniej groty stała żywa kopia Naomi Campbell. Kobieta była bardzo młoda, miała czekoladową skórę, idealną figurę i czarującą twarz. Chociaż ubrana nie tak atrakcyjnie, jak jej bliźniaczka z Hollywood. Szmatą, w której paradowała ślicznotka, prawdopodobnie wzgardziłby nawet nabuzowany narkoman.

W końcu Kreol oprzytomniał i zdecydował się coś powiedzieć.

– Mey’Knoni…? – zapytał niepewnie.

Vanessa cicho gwizdnęła. A to ci staruszka!

– O, Mey, cześć! – ucieszył się dżinn. – Myśleliśmy, że umarłaś, a ty żyjesz! I to jeszcze jak żyjesz, oho! Kiedyś byłaś zwykłym, starym próchnem… ta-ta-ta… stare próchno, a popatrz no teraz!

Vanessa dopiero teraz zorientowała się, że rozmawiano nie w narzeczu Leng, ale po starosumeryjsku.

– Kreol? – zdumiała się ciemnoskóra piękność. – To naprawdę ty? Jak to możliwe?

– Poznałaś mnie? – ucieszył się mag.

– Za nic na świecie bym się nie domyśliła, gdyby nie twój nieznośny dżinn. – Mey’Knoni uśmiechnęła się słabo. – Nie da się go zapomnieć. Odmłodniałeś…

– Ty też! – z zachwytem przyznał Kreol, robiąc krok do przodu z wyraźnym zamiarem objęcia starej znajomej.

– Stój! – Pustelnica cofnęła się z lękiem. – Nie dotykaj mnie!

Kreol zasępił się, nic nie rozumiejąc. Vanessa, która ze wszystkich sił starała się nie okazać szalejącej zazdrości, też się zdziwiła. Bez względu na to, jakie stosunki łączyły tych dwoje wcześniej, uścisk po pięciu tysiącach lat rozłąki byłby czymś naturalnym.

– Nie rozumiesz… – Mey’Knoni ze smutkiem pokiwała głową. – Kreolu, sądziłeś, że umarłam?

Mag przytaknął w milczeniu.

– Na pewno pomyśleliście, że to mój szkielet?

Jeszcze jedno kiwnięcie.

– Niestety, tak właśnie jest – ledwie dosłyszalnie powiedziała magini.

Van cofnęła się. Kreol, przeciwnie, zrobił krok do przodu, uważnie wpatrując się w Mey’Knoni. Po chwili dosadnie wspomniał o łonie Tiamat i splunął.

– Powinienem się domyślić… – zgrzytnął zębami. – Od jak dawna…?

– Prawie tysiąc lat temu – przyznała się kobieta. – Odmłodniałam dopiero po śmierci… Do tego okazało się, że nie mogę opuścić pieczary nawet w takiej postaci!

Przez kolejnych kilka minut w pieczarze królowało pełne napięcia milczenie. Nikt nie wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji. Potem Kreol podrapał się po głowie i niezdecydowanie powiedział:

– Jeśli chcesz, wygonię cię?

Taka replika zaskoczyła Mey’Knoni. A Vanessa dała magowi sójkę w bok i wyszeptała:

– Dyplomata niedorobiony, nie mogłeś czegoś mądrzejszego powiedzieć?!

– Nie, nie, wszystko w porządku! – szybko uspokoiła ją widmowa kobieta. – Kreolu, ja… będę bardzo wdzięczna, jeśli to zrobisz. Proszę cię…

– Masz ci los, dopiero co się spotkali, i już… – Hubaksis zrobił niezadowoloną minę.

– Niewolniku Kreola, czy wiesz, jak ciężkie jest życie zniewolonego ducha? – zapytała Mey’Knoni chłodno. – Gdy nie możesz wyjść poza granice kilku kamiennych komnat? Gdy musisz ciągle podziwiać własny szkielet, bo nic więcej tu nie zostało? Gdy minęło już tysiąc lat takiego życia?! Kreolu, proszę cię, chcę jak najszybciej z tym skończyć! Ostatnie dziewięć wieków modliłam się tylko o to, by ta egzystencja dobiegła końca! Taka nieśmiertelność nie jest nikomu potrzebna… – ledwie dosłyszalnie wyszeptała martwa magini.

Kreol posępnie kiwnął głową, wyciągając z torby księgę. Zaczął przerzucać stronice, szukając odpowiedniego zaklęcia, a Vanessa patrzyła na ducha, który ze smutkiem oczekiwał swego losu, i z przerażeniem zapytała Kreola:

– Naprawdę zamierzasz ją zabić?

– Nie zabić, a wygnać – z niezadowoleniem poprawił mag. – Nie myl pojęć.

– Kim jesteś, śliczne dziecię? – Mara w końcu zauważyła, że w pieczarze znajduje się jeszcze jedna osoba.

– Moja uczennica – odpowiedział Kreol, nie odrywając wzroku od stronic książki.

– Więc to tak? – Ciemnoskóra ślicznotka znacząco uniosła brwi. – Mnie nie chciałeś uczyć…

– Byłem wtedy niewiele starszy od ciebie – odparował Kreol. Wyglądało na to, że nie był już zadowolony ze spotkania z przyjaciółką. – Sam nie zakończyłem jeszcze nauki.

Znalazłszy odpowiednie zaklęcie, mag wyjął magiczny łańcuch i położył go na ziemi tak, aby ze wszystkich stron otaczał zjawę.

– Nie mogę uwierzyć, że tak z nią postąpisz! – zawołała wstrząśnięta Van.

– Uczennico! – burknął z rozdrażnieniem. – Życie zjawy jest ciężkie i męczące. Nie może przejść w pośmiertny stan, nie może się odrodzić. Nikomu nie życz podobnego losu i nie osądzaj mnie za to, że kogoś uwalniam!

– Sir Georgea jakoś nie próbowałeś wygnać… – wymamrotała Vanessa pod nosem.

– Sir George nie odczuł jeszcze tego w pełni – warknął mag. – Poza tym mieszka w swoim starym domu, ma z kim porozmawiać i czym się zająć. Ale jeśli nalegasz, jego też mogę wygnać!

– Nie, nie, ja tylko tak! – przestraszyła się Vanessa. Bez względu na wyjaśnienia maga, mimo wszystko wydawało jej się, że to wszystko jest jakoś… nie tak. Że musi być inny sposób. Jednak ani Kreol, ani Mey’Knoni najwyraźniej nie widzieli innego wyjścia, a więc nie było o czym rozmawiać.

Kreol podniósł laskę i urywanymi zdaniami zaczął wypowiadać zaklęcie:

Zi Anna Kanpa!Zi Kia Kanpa!Gallu Barra!Namtar Barra!Ashak Barra!Gigim Barra!Alal Barra!Tela Barra!Masqim Barra!Utuq Barra!Idpa Barra!Lalartu Barra!Lallasu Barra!Akhkharu Barra!Urukku Barra!Kielgalal Barra!Lilitu Barra!Utuq Hul Edin Na Zu!Alla Hul Edin Na Zu!Gigim Hul Edin Na Zu!Mulla Hul Edin Na Zu!Dingir Hul Edin Na Zu!Masqim Hul Edin Na Zu!Barra!Edinnazu!Zi Anna Kanpa!Zi Kia Kanpa!