Выбрать главу

– Szczęśliwiec… – pozazdrościła Vanessa. – O czym to ja mówiłam? Ach, tak… Może gdzieś się jutro wybierzemy? Na przykład, do restauracji?

Zasadniczo Vanessa wolałaby poczekać, aż zostanie zaproszona, ale w przypadku Kreola nie można było mieć na to nadziei. Prędzej piekło by zamarzło. Zupełnie nie umiał się zalecać, więc dziewczyna musiała wziąć sprawy w swoje ręce.

– Po co? – nie zrozumiał Kreol. – Co, źle cię tu karmią?

– Nie… – Van zmarszczyła się, zdenerwowana jego tępotą. – Tak, po prostu… Jeśli nie chcesz do restauracji, to może gdzie indziej…

– Gdzie?

– A gdzie chodzili w waszym Babilonie? Żeby się rozerwać?

– Do świątyni – zaczął wyliczać na palcach Kreol – do teatru, na hipodrom, na walki gladiatorów…

– Tak… – Vanessa zamyśliła się. – Świątynia odpada, bo u nas nie chodzi się do kościoła dla rozrywki. Gladiatorów nie mamy… co najwyżej wrestling. W teatrach nic ciekawego teraz nie grają… Może do opery?

– Dobrze, uczennico, pójdziemy do restauracji, jeśli masz ochotę! – Kreol podniósł ręce w geście poddania. – Mnie jest wszystko jedno.

– Ja też! Ja też! – wpraszał się Hubaksis.

– Ty zostaniesz w domu – oznajmiła Van nieubłaganym tonem.

– To niesprawiedliwe… – Dżinn natychmiast się nadąsał.

– Milcz, niewolniku – pospieszył z rozkazem Kreol.

Kreol właśnie zamierzał wstać od stołu, gdy z podwórka dał się słyszeć wrzask, a potem dźwięk, jakby coś pacnęło w błoto. Wrzask był niewątpliwie damski.

Margaret Foresmith, lubiąca z rana pospać dłużej, wznowiła obserwację domu Katzenjammera dopiero o pierwszej po południu. Tym razem twardo postanowiła przedostać się do środka i co by się nie działo, odkryć wszystkie tajemnice nowych sąsiadów.

Najostrożniej jak się tylko dało otwarła furtkę i zaczęła skradać się ścieżką wiodącą do drzwi. Miała szczęście, że Kreol nie uznał za stosowne zabezpieczyć podwórka, inaczej taki wyczyn by się jej nie udał.

Drzwi wejściowe nie były zamknięte. Mao rankiem wychodził sprawdzić skrzynkę pocztową, a wracając, zapomniał je zamknąć. Pani Foresmith, uśmiechając się z zadowoleniem, uchyliła je i zamierzała wejść do środka, gdyż w przedpokoju nikogo akurat nie było.

Tego, co się zdarzyło potem, nie mogła pojąć. Gdy tylko przestąpiła próg, poczuła jakby ktoś uderzył ją niewidzialną pięścią. Trzeba przyznać, że uderzenie było łagodne i nie sprawiło jej bólu, ale odrzuciło ją na dobre dziesięć metrów. Zasadniczo, Kreol najpierw chciał urządzić to tak, aby każdy nieproszony gość padał martwy, ale Vanessa natychmiast zaprotestowała, nazwała go sadystą i kryminalistą, użyła też kilku słów niezrozumiałych dla starożytnego maga, ale brzmiących wybitnie niepochlebnie. Musiał więc zadowolić się prostym zaklęciem ostrzegającym. Każdy, kto nie uzyskał pozwolenia na wejście do domu, a jednak próbował to zrobić, odbijał się od drzwi jak piłeczka do tenisa. Pani Foresmith wykręciłaby się tylko lekkim strachem, gdyby nie to, że tam, gdzie upadła, znajdował się basen – a konkretnie dziura, która dopiero miała stać się basenem. Gdy Sługa wykopał dziurę, Vanessa nie mogła się zebrać, by zakończyć cały proces. Biorąc pod uwagę, że od tamtego czasu trzy razy spadł deszcz, nietrudno zgadnąć, że dno „basenu” było, delikatnie mówiąc, dość brudne.

Gdy Kreol i Vanessa podbiegli do nieszczęsnego dołu, ich oczom ukazała się zdziwiona i rozzłoszczona pani Foresmith. Do tego strasznie ubłocona.

– Margaret? – zdziwiła się Van. – Co ty tam robisz?

– Sama chciałabym wiedzieć… Zdaje mi się, że ktoś mnie tu… wepchnął?

– Jak to? – Vanessa zaczęła mieć złe przeczucia.

– Chciała wejść do naszego domu – szepnął jej do ucha Kreol. – Zadziałał system ochronny.

– Aha… – mruknęła ze zrozumieniem. – Ale jak jej to wyjaśnimy?

– A po co wyjaśniać? Za moich czasów szpiegów rozrywało się na kawałki. Chwileczkę… Zastosuję zaklęcie Dwunastu Ostrzy i zmieści się w byle jakiej skrzynce.

– Coś ty, całkiem zgłupiałeś?! – wyszeptała Van. – Ile razy mam ci tłumaczyć, że nie wolno zabijać ludzi?!

– Co tam szepczecie?! – krzyknęła pani Foresmith podejrzliwie. – A może jednak pomożecie mi stąd wyjść? I, jeśli już o tym mowa, wyjaśnicie, skąd się tutaj wzięłam?!

Uprzykrzona paniusia przyszła już do siebie po upadku i zaczęło do niej docierać, że liczba dziwnych wydarzeń wzrosła o jedno. Co więcej, tym razem ucierpiała osobiście. A to znaczy, że można podać sąsiadów do sądu, oficjalnie zażądać wyjaśnień, a także, oczywiście, rekompensaty za straty moralne… Pani Foresmith bardzo lubiła się sądzić.

Podjąwszy taką decyzję, odczuła satysfakcję i już całkiem spokojnie pozwoliła Kreolowi i Vanessie wyciągnąć się z błotnistego dołu. Wyglądała nie najlepiej, ale nie przeszkadzało jej to.

– Oczekujcie mojego adwokata – oznajmiła ze złośliwą satysfakcją w głosie i ruszyła w stronę furtki.

– Minutkę, pani Foresmith! – poprosiła Van słabym głosem.

– Nie, nie, nie! – Wstrętne babsko nawet się nie odwróciło. – Tylko drogą sądową, tylko drogą sądową…

– Zrób coś! – Van natychmiast szturchnęła Kreola.

– Zabić ją? – rezolutnie zaproponował mag.

– Nie! – wyjęczała dziewczyna. – Zaraz, poczekaj… O, właśnie! Uśpij ją!

– Bardzo proszę… – wzruszył ramionami Kreol, rzucając na panią Foresmith zaklęcie Uśpienia. Ze względu na przydatność i niewielki rozmiar zawsze trzymał jedno w gotowości bojowej.

Margaret nie zdążyła dojść do furtki, miękko osunęła się na środku ścieżki. Kreol podszedł bliżej i energicznie trącił ją czubkiem buta.

– Co dalej?

– Niech pomyślę… – Vanessa potarła nos. – Czy potrafisz zrobić tak, żeby wszystko zapomniała?

– Zupełnie wszystko? – upewnił się Kreol. – To proste. Aby pozbawić człowieka pamięci wystarczy stuknąć go mocno w ciemię czymś ciężkim. Myślę, że laska się nada…

– Barbarzyńca! – oburzyła się Van. – Ma zapomnieć nie wszystko, a tylko to, co się wydarzyło przed chwilą.

– Proste – mruknął mag.

– A da się zrobić tak, żeby więcej nas nie niepokoiła?

– Zabić? – zaproponował Kreol z nadzieją.

– Powinieneś się leczyć! – Vanessa z niedowierzaniem przewróciła oczami. – Nie. Powiedzmy… zahipnotyzować! Właśnie! Wmów jej, że jesteśmy całkiem normalnymi ludźmi i nie ma u nas nic niezwykłego. Potrafisz?

– Proste – mruknął Kreol po raz kolejny. – Potrzymaj jej głowę.

Vanessa posłusznie uniosła śpiącą panią Foresmith, a Kreol mamrotał coś pod nosem i wodził jej ręką przed oczami.

– Posłuchaj mnie, kobieto! – warknął na koniec. – W tym domu nie ma nic ciekawego! Wszystko jest tak samo, jak w innych miejscach! Jeśli zobaczysz tu coś niezwykłego, nie zwrócisz na to uwagi! Nie pamiętasz tego, co zdarzyło się rano i nie zamierzasz nam szkodzić! Gdy uderzę cię laską tak się stanie! Raz… Dwa… Trzy!

Wymawiając ostatnie słowo, Kreol z całej siły walnął złotą lagą nieszczęsną kobietę po głowie. Przestraszona, otwarła oczy i rozejrzała się dookoła.

– Co się stało? – wyjęczała.

– Przyszła pani do nas w gości, poślizgnęła się i wpadła do wykopu na basen… – poinformowała ją Vanessa uspokajająco. – Uderzyła się pani w głowę i straciła przytomność, ale teraz wszystko już jest w porządku. Zaprowadzę panią do domu, do męża…

Margaret pokornie kiwnęła głową, zgadzając się na wszystko. Czuła, że coś jest nie tak, ale nie potrafiła tego wyrazić. Do tego, nie wiadomo dlaczego, święcie wierzyła, że Vanessa i jej narzeczony są wspaniałymi ludźmi, których absolutnie nie należy o nic podejrzewać. Było to u niej bardzo nietypowe zachowanie.

Vanessa odprowadziła nieproszonego gościa do sąsiedniego domu, a po powrocie zapytała Kreola:

– Czy można było nie bić jej po głowie, a po prostu pstryknąć palcami?