Выбрать главу

– Jak się nazywa? – zapytał Kreol, stając obok kręgu.

– Carlo Toscani.

– Dobrze… Patrz i zapamiętuj, uczennico.

Kreol głośno westchnął, rozłożył ręce na boki, potem skrzyżował je na piersi i wyrecytował śpiewnie:

– Wzywam cię i zaklinam, duchu, przyjdź rozmawiać ze mną! Twoim imieniem – Carlo Toscani, twoją krwią – Kreol wylał kilka kropel do środka kręgu – swoją mocą spirytualisty i nekromanty wywołuję cię i zaklinam, duchu!

Nad rysunkiem czaszki powietrze zgęstniało, a potem wewnątrz kręgu zmaterializowała się ludzka postać – przezroczysta, ale całkiem dobrze widoczna.

W rysach twarzy widoczne było niewątpliwe podobieństwo do trupa, którego Vanessa oglądała nie więcej niż pół godziny temu.

– Co się stało? – spytał duch ledwie dosłyszalnym szeptem. – Co się stało?

– Carlo Toscani? – Van podeszła bliżej. – Funkcjonariuszka Lee, policja San Francisco. Mam do pana kilka pytań…

– Nieźle! – zachichotał duch. – Gliniarzom całkiem odbiło, nawet po śmierci wzywają na przesłuchanie!

– To dla twojego dobra. – Vanessa zmarszczyła brwi.

– Dla mojego dobra? – zdziwił się duch. – Jakoś mi wszystko jedno…

– Czyżbyś nie chciał wsadzić swego zabójcy do więzienia?

– Tak, byłoby nieźle… – zgodził się Toscani po krótkim namyśle. – Jak myślicie, ile może dostać?

– Trudno w tej chwili powiedzieć… – wykręciła się od odpowiedzi Vanessa. – Znasz go?

– Oczywiście! To Abe… bydlę, zawsze wiedziałem, że nie można mu ufać! Pani władzo, proszę powiedzieć Dorothy, jaki z niego drań! Po prostu nie mogę… jak tylko pomyślę, że wpadnie teraz w jego łapy, to aż się w grobie przewracam! A propos, kiedy mnie pochowają? Bo nie chcą mnie wpuścić…

– Proszę opowiedzieć szczegółowo o morderstwie. – Vanessa sięgnęła po dyktafon. – Proszę mówić do tego.

– Nie uda się – po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy Kreol. – Z duchami te techniczne sztuczki nie przejdą.

– Szkoda… W takim razie proszę po prostu mówić, a ja będę zapisywać. – Vanessa schowała dyktafon i wyjęła notes. – Bardzo proszę.

– Zacznę od początku…

Znudzony Shep nadal obijał się koło samochodu, gdy nadszedł Mao. Dowiedział się, że niedaleko jest wypożyczalnia wideo i postanowił wybrać się tam, wziąć coś do pooglądania. Teraz wracał z kasetami.

– Dzień dobry, panie władzo – ukłonił się. – Pan do mnie?

– Nie, towarzyszę partnerce… – powiedział Shep.

– A czy ona nie ma przypadkiem na imię Vanessa? – uśmiechnął się Mao.

– Zna ją pan? – zdziwił się policjant.

– Oczywiście, że znam. To moja córka.

– Ach, tak? To tutaj mieszkacie?

– Nie, jestem po prostu gościem. To ona tu mieszka. Van nie mówiła panu o tym?

– W takim razie czegoś nie rozumiem… – skonfundowany Shep podrapał się w głowę. – Powiedziała, że chce naradzić się z jakimś ekspertem… To jest związane ze śledztwem, rozumie pan?

– Ach, więc to tak… – Mao pokiwał głową ze zrozumieniem. – Widzi pan, mieszka tu także niejaki Kreol… Mam wielką nadzieję, że zostanie moim zięciem, ale bardzo proszę nie mówić Vanessie, że o tym wspomniałem. No tak, ma pan rację, to nadzwyczajny ekspert. Potrafi wszystko… – Mao z zachwytem pokiwał głową, ze szczęśliwym wyrazem twarzy dotykając lewego oka.

– Cześć, tato. – Drzwi otwarły się i Vanessa wyszła na zewnątrz. Wyglądała na nadzwyczaj zadowoloną. – Wybacz, muszę uciekać, wpadłam dosłownie na chwilkę. To mój nowy partner… Shep, tata. Tata, Shep. A może już się poznaliście?

– Jeszcze nie zdążyliśmy… – zaśmiał się Mao. – Młody człowiek opowiedział mi co nieco o waszym śledztwie… Kreol był w stanie pomóc?

– I to jak! – uśmiechnęła się Vanessa, wyjmując telefon komórkowy. – Hallo, Lucas? Cześć! Spójrz na zegarek, mam jeszcze czas? Super! Zapisuj… Zabójca nazywa się Abraham Fletcher, pracuje w tej samej firmie co nasz klient. Pokłócili się o kobietę, niejaką Dorothy Clarence, pracującą w tym samym miejscu. Fletcher postanowił zastosować radykalne środki. Szykuj kasę!

– Rzeczywiście, ekspert… – Shep z uznaniem pokiwał głową.

Rozdział 14

Przyznaj się, przyznaj się, bydlaku!

Vanessa i Shep stosowali starą sztuczkę z dobrym i złym policjantem. Van wrzeszczała na podejrzanego, a Shep szeptem namawiał go, aby się przyznał, zanim „ta wariatka całkiem nie oszaleje”. Ale nie dawało to żadnego efektu.

– Słuchajcie, nie wiem, o czym mówicie! – odpowiadał zdenerwowany Fletcher. – Tak, znałem Carla, i bardzo mi żal, że go zabili, ale to nie ja, rozumiecie? I w ogóle będę rozmawiał tylko w obecności adwokata!

Van zostawiła go w pokoju przesłuchań i wyszła za drzwi. Po chwili przyłączył się do niej Shep.

– Nie puszcza farby… – zauważyła, nie patrząc na partnera.

– Właśnie – zgodził się Shep. – Pistoletu nie znaleźliśmy, alibi ma żelazne… Zupełnie nie ma się do czego przyczepić! Ale czuję przez skórę, że to on! Słuchaj, a ten twój ekspert nie może dać nam jakichś dowodów?

– Móc to może, tylko że żaden sąd ich nie uzna – przyznała Van ze smutkiem. – Chociaż nie, poczekaj chwilę… Zaraz wracam.

Vanessa odeszła na kilka kroków, wyjęła puderniczkę i szeptem naświetliła Kreolowi sytuację.

– Nic nie umiesz sama zrobić… – stwierdził Kreol z satysfakcją. Nie wiadomo dlaczego miał na głowie kucharską czapkę. – Za moich czasów zeznania zdobywało się za pomocą dwóch rzeczy: metalu i ognia stosowanych razem lub osobno. Więc tak, słuchaj instrukcji: na początek weź kilka igieł i wbij mu pod paznokcie. Najlepiej zacznij od małego palca, tam boli najbardziej…

– Ostatni raz powtarzam: tortury są u nas zakazane! – wysyczała Vanessa.

– W takim razie nie ma się co dziwić, że nikt się nie przyznaje! Na jego miejscu też bym milczał jak głaz! W takim razie przywieź go do mnie. Potrafię odróżnić prawdę od kłamstwa.

– Tak oczywiście można, ale… – zawahała się Van -…może jeszcze coś wymyślisz?

– Można jeszcze zastosować proszek prawdy. – Kreol nie podjął dyskusji. Wyglądało na to, że nie chciało mu się wysilać. – Nie jest zbyt efektowny, ale też działa. Masz?

– Zasadniczo to też nie jest dozwolone… – męczyła się Vanessa. – Jeśli ekspertyza wykaże, że podejrzanego naszpikowano jakiś świństwem nieźle mi się oberwie… A poza tym nie mam takiego środka…

– Już dobrze, pomogę. – Kreol uśmiechnął się pod nosem. – Mój proszek jest magiczny, nieszkodliwy dla zdrowia, wasi specjaliści za nic na świecie go nie wykryją. Czekaj, przyślę niewolnika z przesyłką.

– Wspaniale!

Vanessa przerwała połączenie i z radosnym wyrazem twarzy wróciła się Shepa. Ten popatrzył na nią uważnie, ale natychmiast odwrócił wzrok. Na pewno coś podejrzewał, lecz jakie mógł snuć teorie?

Vanessa poleciła partnerowi kontynuować próby wydobycia zeznań z podejrzanego, a sama wyszła do sąsiedniego pomieszczenia, usiadła przy biurku i próbowała podnieść zszywacz. Oczywiście, nie rękami, ale siłą woli. Nic z tego nie wyszło. Westchnęła i spróbowała zrobić to samo z długopisem. Rezultat pozostał niezmienny. Nawet spinacz nie zareagował na wysiłki początkującej magini, nawet malutka zszywka ze wspomnianego zszywacza, nawet kawałeczek papieru niewiele większy od płatka stokrotki.

Porzuciwszy bezowocne wysiłki, Vanessa ze smutkiem pomyślała, że z każdą minutą coraz trudniej będzie przetrzymywać tego całego Fletchera – wszystkie dopuszczalne terminy dawno już minęły, należało go wypuścić jak najszybciej, inaczej mógł oskarżyć ich o niezgodne z prawem ograniczenie wolności. Van znała takich typów – stać go na to. Chociaż nie, oczywiście, że nie zaryzykuje – jeśli rzeczywiście jest zabójcą, byłoby to skrajną bezczelnością… A jest zabójcą – duch Toscaniego wyraźnie go wskazał. Niby po co duch miałby kłamać? Zresztą nie mógłby, jeśli wierzyć Kreolowi…