Выбрать главу

– Zupełnie nieszkodliwe… – rozmarzyła się szefowa. – I badanie nic nie wykazało… Tak, widziałam takie rzeczy, ale potem nie trzeba było ich nawet szukać – na kilometr było widać, że gościa czymś nafaszerowano… A gdzie można zdobyć takie cudo?

Vanessa milczała.

– Dobrze, nie chcesz – nie mów, proszę bardzo! – rozzłościła się Florence. – Mogłabyś chociaż dać jakąś wskazówkę. Mnie by się też przydało parę funtów…

– Wystarczy szczypta – nie wytrzymała Van.

– No to parę funtów wystarczyłoby na długo… – uśmiechnęła się rozmarzona Florence. – No cóż… Dobrze, Van, możesz iść, ale gdybyś miała ochotę się podzielić jakimiś informacjami, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

– Zapamiętam. – Van poważnie kiwnęła głową, wstając od stołu. Miała szczerą nadzieję, że szefowa nie słyszała, jak w kieszeni chichocze dżinn. Hubaksis zdecydowanie nie umiał siedzieć cicho.

Wychodząc z gabinetu Van żałowała, że nie odgryzła sobie języka. Przez cały czas krzyczała na przybyszów z przeszłości za to, że nie przestrzegają konspiracji, a teraz masz ci los! Sama wszystko wypaplała! Zachciało jej się pochwalić – wykryć przestępstwo w rekordowym czasie! A teraz na pewno rozejdą się plotki na jej temat, i nie wiadomo, do czego może to w końcu doprowadzić.

– Głupia, głupia, głupia… – mamrotała Vanessa, zła na siebie.

Ku wielkiemu zaskoczeniu Van, w drodze z gabinetu szefowej do wyjścia, aż trzy razy zatrzymywali ją koledzy. Powód za każdym razem był ten sam – wszyscy strasznie chcieli poznać tajemnicę napoju odkrywającego prawdę, i jeśli to możliwe, zdobyć dla siebie chociaż odrobinę. Tak, plotki rozchodzą się po komisariacie bardzo szybko.

– Kreol…? – Vanessa otwarła puderniczkę, sadowiąc się za kierownicą.

– Co znowu, uczennico? – odburknął mag. – Co tym razem? Może jeszcze mam popracować jako kat, czy jednak sami wykonacie wyrok?!

– Na kim? – przestraszyła się Van.

– No, na tym… Dla którego zamawiałaś proszek prawdy. A propos, jak go zabiją? Ogień? Sznur? Topór? Wbiją na pal?

– W ogóle go nie zabiją, panie! – wtrącił się do rozmowy obrażony Hubaksis. – Wyobraź sobie, że po prostu wsadzą go do lochu na kilka lat!

– Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi? – westchnął Kreol. – Szalony świat, szaleni ludzie…

– Dość! – wybuchnęła Vanessa, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Powiedz lepiej, czy możesz przygotować mi jeszcze trochę takiego proszku?

– Jeszcze trochę? – zmrużył oczy Kreol. Vanessie wydawało się, że za chwilę wyskoczy z lusterka. – A ile konkretnie?

– No… kilka funtów. Na zapas.

– Nie mąć mi w głowie, uczennico – zmarszczył się mag. – Ile to jest funta?

– Nie funta, tylko funt. Mniej więcej tyle.

Vanessa na sekundę oderwała ręce od kierownicy i pokazała, jaką objętość miałby worek z dwoma funtami proszku. Kreol aż zakaszlał ze zdumienia.

– Żartujesz? – wychrypiał. – Po co ci tyle? Zamierzasz przesłuchać całą armię imperium?!

– Chce nim handlować, panie! – pisnął dżinn.

– Aaaa… To co innego! – Kreol momentalnie się uspokoił. – Za moich czasów też nim handlowali, to przydatny środek… Tylko nie sprzedawaj za tanio, to droga rzecz!

– Jak droga? – z niewinną miną zapytała Van.

– To zależy, kto go robił! – Z dumną miną uniósł palec Kreol. – Im silniejszy mag, tym lepszy proszek mu wychodzi. Nie jestem Mistrzem Eliksirów, ale wychodzi mi nieźle, myślę, że półtora miarki złota będzie w sam raz…

– Jak to?

– Przypomnij mi, jak się nazywa ta wasza miara?

– Funt, panie! – życzliwie oznajmił Hubaksis.

– Właśnie. Czyli, jeśli będzie go potrzebował – chociaż komu może być potrzebne aż tyle?! – funta proszku prawdy, będzie musiał zapłacić półtora funta złota.

– Ale masz wymagania! – fuknęła Van. – Zamierzasz handlować z arabskimi szejkami?

– Nikt nie będzie potrzebował aż tyle! – Wzruszył ramionami Kreol. – W Sumerze ten proszek zawsze podawano w małych dozach. Woreczek, taki jak ten, który ci posłałem, kosztuje dwie złote monety. Szczyptę można było kupić za srebrnika…

– Słuchaj, a czy nie masz nic przeciwko temu, że stosuję magię na oczach wszystkich? – próbowała uspokoić sama siebie Van. – Rozumiesz, u nas z tym nieco…

– Mam to w nosie! – rozzłościł się Kreol. – Magia to największa ze sztuk, uczennico! Nigdy nie powinnaś wstydzić się swoich umiejętności!

– A jeśli rozejdą się plotki? – Vanessa cały czas nie mogła pozbyć się wątpliwości. – FBI, na przykład…

– Jeśli ktoś spróbuje… – twardo przerwał Kreol – chociażby spróbuje zabronić mi praktykowania magii… lub choćby nakaże robić to w tajemnicy! Oooo… Czy macie prawo, które tego zabrania?

– Nie, to nie jest zakazane…

– W takim razie mam to w nosie! Imperator Hettia, rządzący jeszcze przed moim narodzeniem, spróbował kiedyś ograniczyć prawa magów… Wiesz, co z tego wynikło?

– Co?

– Jeden bardzo martwy imperator, ot co! – warknął Kreol. – Jeśli wasz król… jak ty go tam nazywasz? Zydent… prodent…?

– Prezydent.

– Jeśli ten twój prezydent spróbuje wydać takie prawo, waszą stolicę nawiedzi dżuma, szarańcza, huragany i trzęsienia ziemi! – pieklił się mag. – Jestem arcymagiem, nie pozwolę…

– A skąd wziąłeś taki zgrabny plecaczek? – przerwała dziewczyna mocno już znudzona jego groźbami. – Obrabowałeś lalę Barbie?

– Woreczek? Sługa uszył… chwilę… jaki znowu lalos?! – najeżył się Kreol z niewiadomego powodu. – To one jeszcze istnieją?

– Kto? Lalki? A co niby się z nimi mogło stać?

– Skąd tu się wzięły, panie?! – zaniepokoił się Hubaksis. – Wszystkie wytępiono, nieprawdaż?!

– Tak sądziłem… – zazgrzytał zębami mag. – Gdzie mieszkają, uczennico? Szykuj się niewolniku, czeka nas nowa bitwa… O Potężny Toporze, czyżby nie starczyło ci, że zaczynam wojnę z Lengiem?! Nie starczy, że napuściłeś na mnie Troya?! Na łono Tiamat, dlaczego jeszcze i to?!

– O czym wy mówicie? – Vanessa z trudem powstrzymała się od śmiechu. – Co macie przeciwko lalkom?!

Kreol i Hubaksis zaczęli mówić jednocześnie, ze wzburzeniem gapiąc się na Vanessę – jeden z kieszeni, drugi z lusterka. Już po pięciu minutach Van zrozumiała, że zaszło banalne nieporozumienie między przedstawicielami różnych kultur. Po kolejnych pięciu minutach wyjaśniła to Kreolowi i wytłumaczyła, jakie lalki miała na myśli.

Okazało się, że w starożytnym Sumerze, istniały lalki, kukiełki i inne zabawki, ale słowo „lalka” dla przedstawicieli różnych cywilizacji oznaczało coś zupełnie innego: „Lala”, a dokładniej, „lalos” było w starożytnej Grecji i Mezopotamii określeniem przedstawicieli siły nieczystej: pół demonów pół ludzi, którzy w swoim czasie bardzo dali się we znaki sławnemu Babilonowi. Stworzenia te rozpełzły się po całej ówczesnej Mezopotamii, bez ustanku zmieniając ludzi w sobie podobne stwory. Były czymś w rodzaju wampirów, tylko o znacznie bardziej odpychającym wyglądzie i nieco innych obyczajach. Nie piły krwi, wolały wysysać duszę. Jej miejsce zajmował jakiś eteryczny surogat, a człowiek zmieniał się w okropne stworzenie – lalosa. Zewnętrznie lalosy przypominały trędowatych w ostatnim stadium choroby. Skołowanej Vanessie mimowolnie przyszedł do głowy Laos, jako kraj zapełniony po brzegi lalosami.

Kreol był jeszcze całkiem młodym magiem, gdy krucjata przeciwko lalosom zakończyła się całkowitym zwycięstwem ludzi, lecz mimo to wziął udział w tej legendarnej wojnie i wyniósł z niej ogromną nienawiść do lalosów i tych, którzy nimi rządzili – związku potężnych nekromantów oraz Dagona, arcydemona Lengu, stojącego na czele tego stowarzyszenia. Hubaksis też widział kilka lalosów – niewielkiej grupie udało się uniknąć zagłady.

– Nieśli śmierć i zniszczenie – ponuro zakończył opowieść Kreol. – Dwanaście miast zostało doszczętnie zniszczonych, a ich mieszkańcy zamienili się w stwory duszożerców. Wszyscy wojownicy i wszyscy magowie Sumeru walczyli z nimi, i w końcu zwyciężyliśmy, ale jakże drogo zapłaciliśmy za to zwycięstwo! Ostatni z tych stworów ukrywał się w katakumbach Babilonu – wyławialiśmy je po jednej sztuce…