Skade przerwała serwitorowi.
— To zbyteczne, mistrzu. Ma prawo do wątpliwości. Proszę nas przepuścić.
— To nie w porządku. Całkowicie niezgodne z zasadami. Ograniczona interwencja chirurgiczna… — Serwitor nadal kierował klastry swych czujników na Clavaina.
— Mistrzu, to wyraźny rozkaz. Przepuść nas.
Serwitor odstąpił.
— Dobrze. Ustępuję pod przymusem. Nalegam, żeby wizyta była krótka.
— Nie będziemy cię zatrzymywać — powiedziała Skade.
— Na pewno. Usuniecie też broń. Nie pozwolę, by na mojej komecie znajdowały się urządzenia wysoko skoncentrowanej energii.
Clavain spojrzał na swój pas i odpiął pistolet bozonowy małej mocy, o którym prawie zapomniał. Pochylił się, by położyć pistolet na lodzie, ale w tej samej chwili mistrz błyskawicznym ruchem wytrącił mu broń z ręki. Clavain widział, jak pistolet koziołkuje w ciemności i odlatuje, osiągając prędkość większą od prędkości ucieczki. Skade i Remontoire też wyjęli swoją broń, a mistrz odrzucił ją równie szybko. Potem obrócił się, jego odnóża śmignęły metaliczną plamą, i wpakował się w otwór.
[Chodźmy. On nie lubi gości i zacznie się irytować, jeśli zbyt długo tu zostaniemy]
Remontoire przekazał myśl do głów towarzyszy.
[A teraz niby nie jest zirytowany?]
Skade, czym on jest?
[Oczywiście serwitorem, tylko nieco inteligentniejszym od przeciętnego… Niepokoi cię to?]
Clavain wsunął się przez kołnierz za Skade i ruszył za nią tunelem. Między ścianami upakowanego lodu bardziej unosił się, niż szedł. Gdy miał pistolet u boku, prawie nie zdawał sobie sprawy, że jest uzbrojony, ale teraz, gdy mu go odebrano, czuł się bezbronny. Pomacał pas sprzętowy, poszukując czegoś, co mogłoby służyć za broń, gdyby serwitor wystąpił przeciw nim, jednak nic stosownego nie znalazł. Miał kilka przyczepionych karabinków i miniaturowych chwytaków, parę sygnalizatorów wielkości kciuka i standardowy pojemnik uszczelniacza w spreju. Pojemnik wyglądał wprawdzie jak pistolet, ale zasięg działania wynosił dwa, trzy centymetry. Jedyny przedmiot mogący spełniać rolę broni to piezonóż o krótkim ostrzu — mógł przebić tkaninę skafandra, ale nie na wiele by się zdał w walce z opancerzoną maszyną czy z wyszkolonym przeciwnikiem.
Dobrze wiesz, że tak. Nigdy do mojego umysłu nie wtargnęła maszyna… w taki sposób jak on.
[Chciał tylko wiedzieć, że może nam ufać]
Gdy serwitor trałował mu mózg, Clavain wyczuł ostry metaliczny posmak jego inteligencji.
Jaki jest poziom jego zdolności? Spełnia test Turinga?
[Wyższy. Przynajmniej poziom alfa. Och, Clavainie, nie przekazuj mi tej aury aroganckiego zniesmaczenia. Sam kiedyś akceptowałeś maszyny prawie tak inteligentne jak ty]
Miałem czas na zmianę poglądów w tej sprawie.
[Czyżbyś czuł się przez niego zagrożony?]
Przez maszynę? Nie, czuję współczucie, że pozwoliłaś tej maszynie na rozwój inteligencji, a równocześnie zmusiłaś ją, by została twoim niewolnikiem. To chyba nie całkiem zgodne z naszymi przekonaniami.
Poczuł cichą obecność Remontoire’a.
[Zgadzam się z Clavainem. Skade, obywaliśmy się dotychczas bez inteligentnych maszyn. Nie dlatego, że się ich obawiamy, ale dlatego, że według nas każda jednostka inteligentna musi wybrać swój los. A przecież ten serwitor nie ma wolnej woli, prawda? Tylko inteligencję. Jedno bez drugiego to farsa. Toczyliśmy wojnę z bardziej błahych powodów]
Gdzieś z przodu jarzyło się bladoliliowe światło, które wydobywało naturalną fakturę ścian. Clavain widział zarys ciemnego wrzecionowatego korpusu serwitora. Na pewno podsłuchuje naszą rozmowę, dyskusję o jego tożsamości, pomyślał.
[Żałuję, że musieliśmy to zrobić, ale nie mieliśmy wyboru. Potrzebowaliśmy bystrych serwitorów]
[To niewolnictwo] — powtórzył Remontoire.
[Rozpaczliwe czasy wymagają rozpaczliwych środków, Remontoire]
Clavain wpatrywał się w bladoliliowy mrok.
A co w tym rozpaczliwego? Myślałem, że po prostu odzyskujemy utraconą własność.
Mistrz warsztatów zaprowadził ich do wnętrza komety. Kazał im się zatrzymać w małej, pozbawionej powietrza bańce, wbudowanej w zewnętrzną ścianę wydrążonego ciała. Ustabilizowali się, zaczepiając kończyny w pasach przytwierdzonych do sztywnej ramy. Bańka była hermetycznie odizolowana od głównej komory komety, w której osiągnięto tak idealną próżnię, że nawet wyciek pary ze skafandra Clavaina spowodowałby jej niedopuszczalne zepsucie.
Clavain obserwował przez szkło komorę o zawrotnych rozmiarach, skąpaną w rozedrganym niebieskim świetle, wypełnioną olbrzymimi maszynami. Panowała tam ożywiona krzątanina, choć pojedynczych ruchów prawie nie można było dostrzec. Przez chwilę wydawało mu się, że patrzy w głęboką perspektywę niesamowicie szczegółowego średniowiecznego obrazu, urzeczony splatającymi się łukami i wieżami jakiegoś świetlistego miasta w niebie. Wśród budynków widział roje srebrnoskrzydłych aniołów, anielskie zastępy jak okiem sięgnąć, znikające w niebiańskim błękicie nieskończoności. Potem zrozumiał, jakie tu panują proporcje, i nagle dostrzegł, że anioły to maszyny, tysięczne tłumy sterylnych serwitorów uwijających się w próżni. Do komunikacji używały laserów i właśnie odbicia promieni laserowych nasycały komorę drżącą niebieską poświatą. Clavain wiedział, że jest tam naprawdę zimno. Ściany komory były upstrzone czarnymi stożkami silników krioarytmetycznych, przeprowadzających obliczenia. Pracowały intensywnie, by zassać ciepło powstające podczas ożywionej działalności przemysłowej. Bez nich kometa w krótkim czasie zmieniłaby się w parę.
Teraz Clavain skupił wzrok na samych produktach. Nie zaskoczył go widok statków — i to statków międzygwiezdnych — ale zdziwiło go to, że ich budowa była tak zaawansowana. Spodziewał się na pół zmontowanych kadłubów, te statki natomiast były prawie gotowe do lotu. Dwanaście jednostek stało obok siebie w chmurze rusztowań. Czarne i gładkie, identyczne, kształtem przypominały torpedy albo wyrzucone na brzeg oceanu wieloryby, na ogonach miały wystające dźwigary i gondole hybrydowskich napędów. Clavain nie miał skali porównawczej, ale z pewnością każdy ze statków mierzył ze trzy, cztery kilometry długości, znacznie więcej od „Nocnego Cienia”.
Skade uśmiechnęła się, widząc jego reakcję.
[Jesteś pod wrażeniem?]
A kto by nie był?
[Teraz rozumiesz, dlaczego mistrz chciał wykluczyć możliwość przypadkowego użycia broni czy choćby przeciążenia elektrowni. Oczywiście zastanawiasz się, dlaczego znów zaczęliśmy je budować?]
To uzasadnione pytanie. Czy wilki mają z tym coś wspólnego?
[Powiedz, jak ci się wydaje, dlaczego w ogóle przestaliśmy je budować?]
Obawiam się, że nikt nie miał tyle przyzwoitości, by mnie o tym poinformować.
[Jesteś inteligentnym człowiekiem. Na pewno stworzyłeś parę własnych teorii]
Clavain już chciał powiedzieć, że ta sprawa nigdy go specjalnie nie zaprzątała, że decyzję o wstrzymaniu budowy statków podjęto ostatecznie wtedy, kiedy przebywał w głębokiej przestrzeni, i gdy wrócił, już ją wprowadzono, a on miał pilniejsze sprawy: musiał pomagać w wygraniu wojny.
Jednak nie była to cała prawda. Zaprzestanie budowy statków zawsze go niepokoiło.