— Byłaby kusząca, ale ma dwie małe wady.
— Mianowicie?
— Zagrożenie i statek. Nie wyjaśniłyście, dlaczego trzeba ewakuować Resurgam. Powinienem to chyba wiedzieć. I uwierzyć. Nie zdołam nikogo przekonać, jeśli sam nie będę przekonany.
— Słusznie. A statek?
— Powiedziałyście, że potraficie się dostać na statek. Dobrze.
Spojrzał na obie kobiety, najpierw na młodszą, potem na starszą. Czuł — choć nie miał na to dowodów — że o ile każda z nich jest bardzo niebezpieczna, gdy działa sama, to w zespole są niebezpieczne wyjątkowo.
— Dobrze… co? — spytała Vuilleumier.
— Pokażcie mi go.
Znajdowali się sekundę świetlną od Matczynego Gniazda, gdy stało się coś osobliwego.
Felka obserwowała, jak kometa ginie za „Nocnym Cieniem”. Początkowo znikała tak wolno, że odlot miał w sobie coś z dziwnego snu, jak odbijanie się od brzegu samotnej, zalanej księżycowym światłem wyspy. Pomyślała o swojej pracowni w zielonym jądrze komety, o cyzelowanych drewnianych zabawkach, przypominających rzeźby w kości słoniowej. Potem myślała o ścianie twarzy, o świecących myszach w labiryncie; nie miała pewności, czy jeszcze je kiedyś zobaczy. Nawet jeśli wrócę, myślała, okoliczności ulegną zmianie, Clavain będzie albo uwięziony, albo martwy. Wiedziała, że bez jego pomocy wycofa się w siebie, w bezpieczną jaskinię przeszłości, gdy jedyną najważniejszą dla niej rzeczą był ukochany Mur. To straszne, ale taka perspektywa w ogóle jej nie przerażała, raczej wywoływała wrażenie dręczącego oczekiwania. Co innego gdyby żyła Galiana albo gdyby przynajmniej Clavain nadal dotrzymywał Felce towarzystwa. Kotwiczyłoby ją to w realnym świecie, pełnym przytłaczającej prostoty.
Po zamknięciu pracowni i wyznaczeniu serwitora, który pod jej nieobecność miał dbać o myszy, Felka poszła odwiedzić Galianę w krypcie — po raz ostatni pożegnać się z zamrożonym ciałem. Drzwi do krypty jednak nie chciały się otworzyć. Nie miała czasu szukać kogoś do pomocy, bo spóźniłaby się na start „Nocnego Cienia”. Wyleciała więc bez pożegnania i teraz zastanawiała się, dlaczego ma w związku z tym poczucie winy.
Z Galianą łączyło ją przecież tylko nieco wspólnego materiału genetycznego.
Felka zaszyła się w swojej kwaterze, gdy Matczyne Gniazdo stało się zbyt niewyraźne i małe dla obserwacji nieuzbrojonym okiem. Godzinę po odlocie statek podniósł grawitację do jednego g, co natychmiast określiło „górę” — tam gdzie znajdował się ostry dziób długiego stożkowatego kadłuba. Po dwóch godzinach, gdy Matczyne Gniazdo pozostało sekundę świetlną za „Nocnym Cieniem”, ze statkowego interkomu przyszła wiadomość, uprzejmie skierowana do Felki. Felka była jedynym na statku Hybrydowcem, niepodłączonym standardowo do ogólnej sieci komunikacji neuronalnej.
Polecono jej się wspiąć, zgodnie z kierunkiem lotu, do pomieszczeń na dziobie, który teraz był nad jej głową. Gdy się ociągała, jeden z techników Skade, Hybrydowiec, łagodnie ją przynaglał, aż pokonała wiele poziomów od swej kwatery. Nie chciała, by do pamięci krótkoterminowej wgrano jej plan „Cienia” — taka gotowa wiedza pozbawiłaby ją przyjemności samodzielnego badania rozkładu statku, co łagodziło nieco nudę lotu. Bez trudu rozpoznała, że teraz znajduje się bliżej dziobu. Krzywizna ścian była tu większa, a kajuty mniejsze. Felka szybko doszła do wniosku, że statkiem leci tylko kilkanaście osób, w tym ona i Remontoire. Poznała, że wszyscy są ze Ścisłej Rady, choć nawet nie próbowała odczytać ich umysłów.
Kajuty, zwykle bez okien, były spartańsko urządzone — statek tworzył je w zależności od aktualnych potrzeb załogi. Pokój, w którym znalazła Remontoire’a, umieszczony przy zewnętrznej warstwie kadłuba, miał owalną kopułę obserwacyjną w jednej ze ścian. Remontoire siedział na ławce-wyprasce. Miał spokojny wyraz twarzy, dłonie złączył w piramidkę na kolanie. Konwersował z białym mechanicznym krabem, wiszącym tuż pod brzegiem kopuły.
— Co się stało? — spytała Felka. — Dlaczego musiałam opuścić swoją kwaterę?
— Nie wiem dokładnie — odparł Remontoire.
Potem usłyszeli serię kilkunastu głuchych trzasków, gdy w górze i dole statku zamykały się metalowe, zbrojone źrenicowate grodzie.
— Wkrótce będziesz mogła wrócić do swej kajuty — oznajmił krab. — To tylko środki bezpieczeństwa.
Felka znała ten głos, choć zapamiętany przez nią ton był nieco inny.
— Skade? Myślałam, że…
— Pozwolili mi zawładnąć tym proksym — odparł krab, kręcąc małymi segmentowymi manipulatorami między przednimi szponami.
Był przyczepiony do ściany za pomocą okrągłych poduszeczek na końcach nóg. Spod białego, błyszczącego pancerza wystawały kolce, lufy oraz narzędzia do cięcia i kłucia. Był to najwyraźniej stary robot-zabójca.
— Miło z twojej strony, że chcesz nas pożegnać — stwierdziła Felka, czując ulgę, że Skade nie będzie im towarzyszyła.
— Pożegnać?
— Z odległości kilku sekund świetlnych nie będziesz mogła sterować proksym.
— Sekund świetlnych? Jestem na statku, Felko. Moja kwatera znajduje się parę pokładów pod twoją.
Felce powiedziano, że obrażenia Skade są tak poważne, że do utrzymania jej przy życiu niezbędny jest gabinet doktora Delmara z pełnym wyposażeniem.
— Myślałam, że…
Krab lekceważąco machnął manipulatorem.
— To nie ma znaczenia. Przyjdź później do mnie, to pogadamy.
— Z przyjemnością, Skade — odparła Felka. — Jest wiele do omówienia.
— Oczywiście. Teraz muszę już iść. Czekają mnie pilne sprawy.
W ścianie powstała zmarszczka, a po chwili powstała w niej szczelina. Krab wślizgnął się w nią i zniknął w statkowych trzewiach.
Felka spojrzała na Remontoire’a.
— Skoro wszyscy jesteśmy ze Ścisłej Rady, mogę chyba mówić swobodnie. Czy powiedziała coś więcej o eksperymentach Osnowy, gdy byliście z Clavainem?
— Nic. Skłamała nawet, mówiąc o okolicznościach wydania edyktu o zaprzestaniu budowy statków.
Remontoire mówił bardzo cicho, niemal szeptał. Zakładali, że Skade słyszy wszystkie rozmowy na statku i że potrafi czytać ich umysły. Ale Felka rozumiała, dlaczego Remontoire uznał za konieczne porozumiewanie się szeptem.
Utkwiła wzrok w ścianie, zmuszając ją do dostarczenia jakiegoś siedziska. Ze ściany naprzeciwko Remontoire’a wypchnęła się ławeczka i Felka usiadła z ulgą. Ostatnio spędziła zbyt wiele czasu w bezciążeniowym środowisku swej pracowni i teraz czuła znużenie grawitacją statku.
Spojrzała przez kopułę w dół i dostrzegła przypominający ucho cień jednego z silników, wyrysowany przez poświatę zimnego płomienia.
— Co mu powiedziała? — spytała Felka.
— Tę samą historyjkę o tym, jak na podstawie rozmaitych raportów o zaginionych statkach Ścisła Rada uzyskała dowody na ataki wilków.
— Niewiarygodne.
— Nie sądzę, by Clavain jej uwierzył. Ale nie mogła wspomnieć o Osnowie. Naturalnie, musiała mu przekazać minimum konieczne do wykonania zadania, ale jednak nie mogła pominąć sprawy edyktu.
— Osnowa to samo sedno — stwierdziła Felka. — Skade musiała wiedzieć, że jeśli wskaże Clavainowi trop, to on dojdzie aż do Wewnętrznego Sanktuarium.