Stopniowo ściany się rozstąpiły, zapadła ciemność i tylko displej przezierny hełmu dawał Volyovej wskazówki, gdzie należy iść i jaka jest szybkość ruchu.
— Mam wrażenie, że jestem w kosmosie — powiedziała Khouri. — Trudno uwierzyć, że ciągle jesteśmy w statku. Widzisz jakieś ślady broni?
— Za piętnaście sekund powinnyśmy się natknąć na broń siedemnastą.
Jakby na dany znak, broń kazamatowa wychynęła z czerni. Nie unosiła się swobodnie w zbrojowni — przytrzymywał ją system chwytaków i rusztowań, zamocowany z kolei do trójwymiarowego skomplikowanego systemu niknącej w ciemnościach prowadnicy jednoszynowej, zakotwiczonej do ścian komory olbrzymimi wspornikami.
Broń była jedną z trzydziestu trzech, które pozostały z oryginalnych czterdziestu sztuk. Volyova i Khouri zniszczyły jedną na krańcach układu, gdy broń się zbiesiła, opanowana przez fragment tego samego pasożytniczego software’u, który Khouri zawlekła na statek. Sześć innych sztuk porzucono w przestrzeni kosmicznej po wydarzeniach w Hadesie. Prawdopodobnie dałoby się je odzyskać, ale bez gwarancji, że będą nadal sprawne; ponadto Volyova oceniała, że są znacznie słabsze od reszty.
Uruchomiły silniki skafandrów i podleciały do pierwszej broni.
— Broń siedemnasta — powiedziała Volyova. — Wredna świnia, nie sądzisz? Ale z tą coś mi się udało: przedarłam się aż do warstwy składni języka maszynowego.
— Czyli potrafisz z nią rozmawiać?
— Tak, przecież właśnie to powiedziałam.
Każdy egzemplarz broni wyglądał inaczej, choć wszystkie były wytworem tej samej umysłowości. Ten obiekt przypominał skrzyżowanie silnika odrzutowego z wiktoriańską maszyną do drążenia tuneli: osiowo symetryczny sześćdziesięciometrowy walec zakończony czymś w rodzaju wgryzarki czy łopatek turbiny, choć z pewnością nie było to ani to, ani to. Obiekt był pokryty matowym, zniszczonym stopem, który — w zależności od kąta padania światła latarek — wydawał się zielony albo brązowy. Kołnierze i żebra układu chłodzenia przydawały obiektowi wyglądu wybujałej rzeźby w stylu art deco.
— Potrafisz się z nią komunikować, więc mogłybyśmy po prostu kazać jej opuścić statek, a potem skierować ją na Inhibitorów? — zaproponowała Khouri.
— Świetny pomysł. — Głos Volyovej brzmiał ostrym sarkazmem. — Problem w tym, że kapitan również kontroluje uzbrojenie i obecnie moje komendy będą wetowane przez jego komendy, ponieważ te pochodzą z poziomu administratora.
— A czyj to był pomysł?
— Przyznaję, że mój. Dawno temu, gdy chciałam, żeby całe uzbrojenie było sterowane ze zbrojowni, wydawało się to dobrym pomysłem.
— Tak to bywa z dobrymi pomysłami. Mogą doskwierać jak wrzód na dupie.
— Uczę się na błędach. A teraz, proszę, idź za mną i miej oczy szeroko otwarte. — Volyova mówiła szeptem, rzeczowo. — Sprawdzę uprząż sterującą.
— Tuż za tobą, Ilia.
Okrążyły broń, przelatując przez szczeliny w systemie jednoszynówki.
Uprząż — czyli rama, którą Volyova przyspawała wokół korpusu broni — była wyposażona w silniki i interfejsy sterownicze. Volyova osiągnęła dość ograniczony sukces w komunikacji z uzbrojeniem, a te jednostki, które najbardziej poddawały się jej komendom, zostały utracone. Kiedyś usiłowała sprząc wszystkie bronie przez pojedynczy węzeł — człowieka z implantem, podłączonego do fotela zbrojmistrza. Pomysł wydawał się rozsądny, ale zbrojownia stanowiła źródło ciągłych problemów dla Volyovej i ten straszny bałagan, w jakim teraz tkwiły, zaczął się od tamtych eksperymentów.
— Uprząż wygląda solidnie — stwierdziła Volyova. — Spróbuję zapuścić sprawdzanie systemu na niskim poziomie.
— Chcesz obudzić broń?
— Nie, nie… szepnę jej kilka słodkich słówek, i tyle. — Volyova wklepała komendy do grubej bransolety na przedramieniu skafandra, obserwując diagramy diagnostyczne przesuwające się na szybie hełmu. — Skoncentruję się na tym, a do ciebie należy obserwacja, czy nie pojawiają się jakieś kłopoty. Zrozumiałaś?
— Zrozumiałam. Słuchaj, Ilia…
— Co takiego?
— Musimy podjąć decyzję w sprawie Ciernia.
Volyova nie lubiła, gdy jej przeszkadzano, zwłaszcza podczas operacji tak niebezpiecznych jak ta.
— Jaka sprawa Ciernia?
— Słyszałaś, co ten człowiek mówił. Chce wejść na statek.
— A ja odpowiedziałam, że nie może. To wykluczone.
— W takim razie nie możemy liczyć na jego pomoc.
— Pomoże nam. Zmusimy drania.
Usłyszała, jak Khouri wzdycha.
— Ilia, on nie jest maszyną, którą się szturchnie lub popchnie, aż zareaguje. On nie ma poziomu administratora. To myśląca ludzka istota, formułuje wątpliwości i obawy. Zależy mu na powodzeniu sprawy i nie chciałby jej narazić na klęskę, gdyby podejrzewał, że coś przed nim ukrywamy. Skoro mówiłyśmy prawdę, dlaczego nie pokazać mu statku? To zupełnie sensowne, że chce zobaczyć ziemię obiecaną, do której prowadzi swoich ludzi, oraz poznać przyczyny, dla których ewakuacja Resurgamu jest konieczna.
Volyova przedarła się przez pierwszą warstwę protokołów i przekopywała się przez własną powłokę programową do oryginalnego systemu operacyjnego. Dotychczas nie sprowokowała wrogiej reakcji ani broni, ani statku. Ugryzła się w język. Od tego momentu zaczną się schody.
— Uważam, że to bez sensu — odparła Volyova.
— Więc nie rozumiesz natury ludzkiej. Miej do mnie trochę zaufania. Jeśli nie zobaczy statku, nie będzie z nami współpracował.
— Khouri, gdy zobaczy ten statek, zrobi to, co każda osoba przy zdrowych zmysłach — weźmie nogi za pas.
— Nie wpuszczajmy go do rejonów z najbrutalniejszymi deformacjami.
Volyova westchnęła, cały czas skoncentrowana na swojej pracy. Przeczuwała — i dobrze znała to uczucie — że Khouri już wszystko rozważyła i przygotowała mocne argumenty.
— I tak będzie coś podejrzewał — stwierdziła Volyova.
— Nie będzie, jeśli dobrze to rozegramy. W pewnym ograniczonym obszarze statku deformacje możemy zamaskować. Pokażemy mu tylko ten obszar. Żeby miał wrażenie, że się go oprowadza po „Nostalgii” i niczego przed nim nie ukrywa.
— A Inhibitorzy?
— I tak musi się o nich w końcu dowiedzieć. Każdy się dowie, więc można mu to wcześniej wyjawić.
— Będzie zadawał zbyt wiele pytań. Szybko skojarzy fakty i zorientuje się, dla kogo pracuje.
— Ilia, wiesz, że musimy wykazać w stosunku do niego więcej otwartości.
— Czyżby? — Teraz była wściekła. Nie tylko dlatego, że broń odmówiła interpretacji jej ostatniej komendy. — A może chcemy go tu mieć, bo go lubimy? Zastanów się głęboko, nim odpowiesz. Od tego może zależeć nasza przyjaźń.
— Cierń nic dla mnie nie znaczy. Po prostu jest użyteczny.
Volyova spróbowała innej kombinacji składniowej i wstrzymała oddech, czekając na reakcję. Na podstawie poprzednich doświadczeń wiedziała, że w rozmowie z bronią może popełnić tylko kilka błędów. Jeśli będzie ich za dużo, broń przestaje się odzywać albo zacznie stosować procedury obronne. Teraz miała ten etap za sobą. W boku kadłuba, który wydawał się zrobiony z litego stopu, rozwarła się szczelina, odsłaniając głęboki szyb techniczny, pełen urządzeń, świecący bladym zielonym światłem.
— Wchodzę. Pilnuj tyłów.
Volyova sterowała skafandrem wzdłuż żebrowanego korpusu broni, aż dotarła do włazu i wpasowała się w niego pojedynczym kichnięciem dyszy. Wyhamowała i stanęła we wnętrzu, które było dostatecznie obszerne — mogła się obracać i przesuwać, nie zawadzając o maszynerię.