Krab przebierał manipulatorami.
— Wiesz doskonale, że z silnikami nic złego się nie działo. Żądam, żebyś je natychmiast ponownie uruchomił. Każda sekunda dryfowania działa na korzyść Clavaina.
— Doprawdy?
— Tylko w bardzo luźnym sensie. Dalsze opóźnienie spowoduje, że jedyną opcją pozostanie zabójstwo na odległość zamiast pojmania żywcem.
— Ale chyba nigdy nie brano tego pod uwagę poważnie? — spytała Felka.
— Nigdy nic nie wiadomo, jeśli Remontoire nadal będzie wykazywał niesubordynację.
— Niesubordynację?! — huknęła Felka. — Mówisz prawie jak Demarchista.
— Tylko bez sztuczek. To dotyczy was obojga. — Krab obrócił się na zakończonych przyssawkami stopach. — Zapuść silniki, Remontoire, albo zrobię to bez ciebie.
Blefowała, ale Remontoire był przygotowany na to, że członkini Wewnętrznego Sanktuarium zechce unieważnić jego polecenia. Może nie było to dla niej łatwe, z pewnością trudniejsze niż zmuszenie go do wykonania rozkazu, ale nie wątpił, że byłaby do tego zdolna.
— Dobrze, ale najpierw pokaż mi, co robi twoja maszyneria.
— Jaka maszyneria?
Remontoire odczepił kraba od ściany — przyssawki puściły z zabawnym cmoknięciem. Uniósł kraba na wysokość oczu. Patrzył na plątaninę czujników i rozmaitych broni, prowokując Skade, by ich użyła. Małe nóżki przebierały żałośnie.
— Doskonale wiesz, o co mi chodzi — stwierdził. — Chcę wiedzieć, co to jest. Chcę wiedzieć, Skade, co potrafisz.
Podążyli za proksym przez kręte, szare korytarze i pionowe szyby między pokładami, oddalając się od dziobu statku — w dół, jak sugerowało Remontoire’owi ucho wewnętrzne. Przyśpieszenie osiągnęło jeden i trzy czwarte g, gdyż Remontoire zgodził się uruchomić silniki na niskim poziomie ciągu. Jego mentalna mapa innych załogantów stwierdzała, że wszyscy są nadal stłoczeni w części statku tuż za dziobem i tylko on z Felka zabrnęli tak daleko w stronę rufy. Jeszcze nie odkryli, gdzie znajduje się rzeczywiste ciało Skade, ciągle rozmawiała z nimi tylko za pośrednictwem kraba, a zwykła wszechwiedza Remontoire’a na temat układu statkowych pomieszczeń została zastąpiona przez schemat w jego umyśle, pełen precyzyjnie zamazanych miejsc, jak w ocenzurowanym tajnym dokumencie.
— Ta maszyneria… cokolwiek to jest…
Skade mu przerwała.
— I tak byś się o tym dowiedział wcześniej albo później. Razem z całym Matczynym Gniazdem.
— Czy dowiedziałaś się tego z Osnowy?
— Osnowa wskazała nam tylko kierunek. Niczego nie podano nam na talerzu. — Krab pomknął naprzód, dotarł do szczelnie zamkniętej grodzi, mechanicznych drzwi, które zamknęły się jeszcze przed zwiększeniem przyśpieszenia. — Musimy tam przejść w rejon, który zapieczętowałam. Ostrzegam was, że po drugiej stronie wasze odczucia będą nieco inne. Nie bezpośrednio za tą barykadą, ale w przybliżeniu wyznacza ona granicę, gdzie efekty działania maszynerii przekraczają próg ludzkiego odczuwania. To może was zdezorientować.
Remontoire spojrzał na Felkę. Patrząc mu w oczy, skinęła głową.
— Prowadź, Skade — powiedział.
— Dobrze.
Zapora otworzyła się ze świstem, za nią wyłonił się korytarz ciemniejszy i bardziej przerażający. Weszli tam, a potem pionowymi szybami, używając tłokopodobnych wind, zjechali kilka poziomów w dół.
Remontoire zanalizował swoje odczucia — nie zauważył nic odbiegającego od normy. Spojrzał na Felkę, unosząc pytająco brwi — w odpowiedzi pokręciła głową. Też nie odczuwała nic szczególnego, a była znacznie bardziej od niego wrażliwa.
Szli korytarzami, przystając od czasu do czasu dla nabrania sił. Dotarli do odcinka korytarza o ścianach pozbawionych wszelkich cech charakterystycznych — rzeczywistych, holograficznych czy entoptycznych. Krab zatrzymał się jednak w pewnym miejscu, po chwili rozwarła się szpara w ścianie na wysokości torsu, poszerzała się jak kocia źrenica. Przez pionowe rozcięcie wylewało się przez nią czerwone światło.
— Tu mieszkam — powiedział krab. — Zapraszam.
Weszli za krabem do obszernej, ciepłej komnaty. Remontoire rozejrzał się. Nie tego się spodziewał. W niemal pustym pomieszczeniu stało kilka urządzeń, ale tylko jedno z nich — niewielki obiekt, przypominający makabryczną rzeźbę — Remontoire rozpoznał natychmiast. Urządzenia brzęczały cicho.
Największy obiekt — czarny jajokształtny zbiornik, spoczywający na masywnym rdzawym postumencie — miał mnóstwo analogowych mierników tarczowych z drżącymi wskazówkami. Zbiornik wyglądał na antyk, tak jak wiele nowoczesnych obiektów techniki kosmicznej, przypominał relikt z najwcześniejszych dni podboju okołoziemskiego kosmosu. Remontoire rozpoznał w nim kapsułę ewakuacyjną konstrukcji Demarchistów. Prosta i trwała. Statków Hybrydowców nigdy nie wyposażano w kapsuły ewakuacyjne.
Na tej jednostce umieszczono ostrzeżenia we wszystkich powszechnych językach — w norte, po rosyjsku, w kanezyjskim — oraz ikony i diagramy w jaskrawych podstawowych kolorach. Były tam pasiaste oznaczenia i krzyżowe rakietowe silniki sterujące; szare purchle z czujnikami i układami łączności; złożone j skrzydła słoneczne i spadochrony; wokół drzwi z małym trójkątnym okienkiem widniały odrzucane wybuchem śruby.
Zbiornik nie był pusty. Przez okienko Remontoire dostrzegł wewnątrz kapsuły kształt wypukłego bladego ciała, niewyraźny z powodu otaczających go kompresów z bursztynowego żelu izolującego lub jakiegoś lepkiego chemicznego środka odżywczego.
— Skade?… — Remontoire przypomiał sobie, jak uszkodzone było ciało Skade, gdy ją odwiedził przed odlotem.
— Podejdźcie — powiedział krab. — Spójrzcie. Na pewno was to zaskoczy.
Remontoire i Felka zbliżyli się do kapsuły. Różowa osoba w środku leżała w pozycji embrionalnej, podłączona do przewodów i cewników. Poruszała się ledwo zauważalnie, oddychała powoli, nie częściej niż raz na minutę.
To nie Skade ani to, co ze Skade pozostało. To w ogóle nie człowiek.
— Co to takiego? — spytała Felka szeptem.
— Skorpio — odparł Remontoire. — Hiperświnia ze statku Demarchistów.
Felka i Remontoire dotknęli metalowej ściany kapsuły. Czuli rytmiczne pulsowanie systemu podtrzymywania życia.
— Co on tu robi? — spytała Felka.
— Jest na drodze do sprawiedliwości — wyjaśniła Skade. — W pobliżu planet wewnętrznych wystrzelimy kapsułę i niech Konwencja Ferrisvillska ją podejmie.
— A potem?
— Osądzą go i orzekną, że jest winny wielu przestępstw — rzekła Skade. — Potem, w obecnym systemie prawnym, zabiją go. Nieodwracalna śmierć neuronalna.
— Mówisz tak, jakbyś to aprobowała.
— Musimy współpracować z Konwencją — stwierdziła Skade. — Potrafią nam utrudnić działania wokół Yellowstone. I tak musi być im przekazana. Gdyby umarł w naszym areszcie, byłoby to dla nas bardzo wygodne. Niestety, przy tym sposobie postępowania ma on jednak pewne szanse przeżycia.
— Jakie zbrodnie mu zarzucają? — spytała Felka.
— Zbrodnie wojenne — odparła Skade jowialnie.
— To mi nic nie mówi. Jak może być zbrodniarzem wojennym, jeśli nie jest związany z żadną uznaną frakcją.
— To proste — powiedziała Skade. — Zgodnie z warunkami Konwencji w zasadzie każdy nielegalny postępek w strefie wojennej staje się przestępstwem wojennym. Z definicji. W przypadku Skorpio takich czynów nie brak. Morderstwa. Zabójstwa. Terroryzm. Szantaż. Kradzieże. Wymuszanie. Ekosabotaż. Przemyt nielegalnych inteligencji poziomu alfa. Jest zamieszany w przestępstwa wszelkich typów w obszarze Chasm City — Pas Złomu. Nawet w czasie pokoju to poważne oskarżenia, a w okresie wojny te czyny podlegają obowiązkowej karze nieodwracalnej śmierci. Wielokrotnie na nią zasłużył, nawet gdyby nie liczyć popełnionych przez niego morderstw.