Выбрать главу

Remontoire widział, jak świnia wdycha i wydycha powietrze, i zastanawiał się, czy on czymś śni, a jeśli tak, co to za sny. Czy świnie mają sny? Nie wiedział. Nie pamiętał, czy Siódemka miał coś w tej sprawie do powiedzenia. Ale z drugiej strony mózg Siódemki nie był zbudowany jak mózgi innych świń. Należał do bardzo wczesnych i niedoskonałych egzemplarzy i jego stan umysłowy odbiegał od tego, co Remontoire uznałby za zdrowie psychiczne. Siódemka wcale nie był głupi, nie brakło mu sprytu. Tortury i metody przymusu, jakich pirat używał w stosunku do Remontoirea, świadczyły o jego inteligencji i pomysłowości. Nawet obecnie, na dnie umysłu — choć w pewnych okresach było to niezauważalne — Remontoire słyszał nieskończony wrzask bólu, wątek cierpienia, który łączył go z przeszłością.

— Co to były za morderstwa? — powtórzyła pytanie Felka.

— Lubi zabijać ludzi. Zrobił z tego sztukę. Nie twierdzę, że nie ma innych takich jak on, mętów i przestępców, wykorzystujących obecną sytuację. — Krab skoczył w powietrzu i sprawnie wylądował na ścianie kapsuły. — Ale on się tym upaja.

— Wraz z Clavainem przetrałowaliśmy go — powiedział cicho Remontoire. — Wspomnienia, które z niego wygrzebaliśmy, dawały wystarczający powód, by zgładzić go na miejscu.

— Więc dlaczego tego nie zrobiliście? — spytała Felka.

— W bardziej sprzyjających okolicznościach z pewnością byśmy to zrobili.

— Sprawa świni nie powinna nas opóźniać — oznajmiła Skade. — Miał szczęście, że Clavain zbiegł, zmuszając nas do tej podróży do układu wewnętrznego. Inaczej musielibyśmy zwrócić ciało zapakowane w szybki pocisk. Rozważaliśmy tę opcję. Mielibyśmy do tego wszelkie prawa.

Remontoire zszedł z postumentu.

— Myślałem przedtem, że to ty, Skade, jesteś w środku.

— I odczułeś ulgę, że to nie ja?

Głos go zaskoczył, ponieważ nie pochodził od kraba. Remontoire dokładniej przyjrzał się nieznanemu obiektowi, na który wcześniej tylko rzucił okiem. Obiekt stojący pośrodku pomieszczenia przypominał rzeźbę: walcowaty srebrny postument podtrzymywał odciętą ludzką głowę.

Głowa znikała w postumencie od połowy szyi, połączonej szczelną czarną kryzą z postumentem, który był nieco szerszy od głowy i rozszerzał się bardziej ku grubej podstawie, nadzianej rozmaitymi wskaźnikami i gniazdkami. Od czasu do czasu rozlegały się szczęknięcia i bulgot tajemniczych procesów medycznych.

Głowa kiwnęła się nieco na powitanie, potem przemówiła, pchając myśli do ich mózgów.

[Tak, to ja. Cieszę się, że przyszliście z moim proksym. Jesteśmy teraz we wnętrzu urządzenia. Czy macie jakieś niekorzystne odczucia?]

Tylko lekkie mdłości — odparł Remontoire.

Felka podeszła do podestu.

— Pozwolisz, że cię dotknę?

[Proszę bardzo]

Remontoire obserwował, jak delikatnie dotyka palcami twarzy Skade i przesuwa je z przerażeniem i troską.

To ty, prawda? — spytał.

[Wydajesz się nieco zdziwiony. Dlaczego? Czy mój stan cię niepokoi? Zapewniam cię, że byłam w znacznie podlejszej kondycji. To tymczasowe]

Ale za jej myślami wyczuwał otchłań przerażenia, nabożną odrazę do samej siebie. Zastanawiał się, czy Skade pozwoliła mu spróbować swoich myśli celowo, czy może zawiodły bariery, niezdolne skutecznie zatamować potok prawdziwych uczuć.

Dlaczego pozwoliłaś Delmarowi, by ci to zrobił?

[To nie jego pomysł. Wyleczenie mojego całego ciała trwałoby za długo, a sprzęt Delmara zajmuje za dużo miejsca, by go ze sobą zabierać. Zasugerowałam, żeby usunął moją głowę, która była w nienaruszonym stanie]

Spojrzała w dół, choć nie mogła skłonić głowy.

[Ten aparat podtrzymywania życia jest prosty, niezawodny, poręczny i dobrze mi służy. Są problemy z uzyskaniem tego samego składu chemicznego krwi doprowadzanej do mózgu, jaki daje kompletne ciało — chodzi o hormony i tym podobne — ale poza lekką chwiejnością emocjonalną różnice są niewielkie]

Felka się cofnęła.

— A twoje ciało?

[Delmar przygotuje dla mnie zapasowe, w pełni sklonowane, gdy wrócę do Matczynego Gniazda. Operacja podłączenia nie jest trudna, zwłaszcza że dekortykacja odbyła się w warunkach kontrolowanych]

— To dobrze. Ale o ile rozumiem, ciągle jesteś więźniem.

[Nie. Nawet teraz mam możliwość poruszania się]

Głowa odwróciła się o dwieście siedemdziesiąt stopni. Z cienia wyszła jednostka, którą Remontoire brał dotychczas za czekającego uniwersalnego serwitora, jakiego można się spodziewać w każdym dobrze wyposażonym gospodarstwie domowym. Dwunożna androidalna maszyna o zgarbionej sylwetce była bezgłowa, a między ramionami miała owalny otwór.

[Pomóżcie mi na nią wejść. Serwitor potrafi to sam zrobić, ale zawsze zajmuje mu to wieczność]

Pomóc ci na to wejść? — nie dowierzał Remontoire.

[Chwyć postument spod mojej szyi]

Remontoire objął rękami srebrny postument i pociągnął go. Nastąpiło miękkie kliknięcie i górna część wraz z głową znalazły się w jego dłoniach. Podniósł obiekt — przekonał się, że jest znacznie cięższy, niż się spodziewał. Poniżej miejsca, gdzie oddzielił się postument, znajdował się węzeł kabli. Wiły się po omacku jak grupa oszalałych węgorzy.

[Teraz zanieś mnie, bardzo ostrożnie, do serwitora]

Remontoire spełnił jej prośbę. Może ze dwa razy przeszła mu myśl, by upuścić głowę, choć racjonalnie patrząc, niewiele by to Skade zaszkodziło — podłoga najprawdopodobniej by zmiękła, żeby zamortyzować upadek. Usiłował starannie ocenzurować tę swoją mimowolną zachciankę.

[Teraz wsadź mnie w ciało serwitora. Połączenia same się ustanowią. Delikatnie… delikatnie, dobrze]

Wsunął aż do oporu srebrny rdzeń w korpus maszyny. Dobrze?

[Tak] Oczy Skade rozszerzyły się wyraźnie, cera zarumieniła. [Tak. Połączenia ustanowione. Zaraz… sterowanie silnikiem…]

Ramię serwitora drgnęło gwałtownie w przód, pięść zaciskała się i prostowała spazmatycznie. Skade przyciągnęła ją i rozczapierzoną dłoń uniosła przed oczy. Jak urzeczona badała wzrokiem mechaniczną konstrukcję błyszcząco czarną i chromowaną. Serwitor miał dziwną budowę, przypominał średniowieczną zbroję. Był piękny i straszny jednocześnie.

Zdaje się, że łapiesz, o co chodzi.

Serwitor przesunął nogi w przód, ramiona uniósł lekko przed sobą.

[Tak… jak dotychczas to moja najszybsza adaptacja. Nawet się zastanawiam, czy nie powiedzieć Delmarowi, żeby się nie trudził]

— W jakim sensie „nie trudził”? — spytała Felka.

[Żeby leczyć moje dawne ciało. Chyba wolę to obecne. Oczywiście żartuję]

— Oczywiście — odparła Felka speszona.

[Powinnaś być wdzięczna, że mi się to przydarzyło. Dzięki temu jest większe prawdopodobieństwo, że postaram się sprowadzić Clavaina żywego]

— A to dlaczego?

[Ponieważ bardzo bym chciała, żeby zobaczył, co mi zrobił] Skade odwróciła się, metal skrzypiał. [Zdaje się, że chciałaś coś jeszcze zobaczyć? Idziemy?]

Zbroja wyprowadziła ich z pokoju.