Выбрать главу

Nie mógł za jednym zamachem przetworzyć tej skoncentrowanej informacji, choć potwierdzała ona tylko, że prawdą jest to, co zawsze podejrzewał i o co się modlił.

Ale dalszych wiadomości nie było.

Clavain z niepokojem poprosił statek, by od początku powtórzył wiadomość od Felki, ale korweta, przestrzegając jego drobiazgowych rozkazów, pilnie usunęła wiadomość i Clavainowi zostało teraz tylko to, co zachował w pamięci.

Siedział w ciszy. Był z dala od domu, z dala od przyjaciół, zaangażowany w coś, w co nawet sam nie bardzo wierzył. Możliwe, że wkrótce umrze. Nikt nie będzie czcił jego pamięci — zapamiętają go jako zdrajcę. Nawet nieprzyjaciel nie zaszczyci go cieplejszym wspomnieniem. A teraz jeszcze to: wiadomość, która dosięgła go przez kosmos i wczepiła się w jego uczucia. Kiedy żegnał się z Felką, zmajstrował na własny użytek szczególny mechanizm oszukiwania samego siebie — wmówił sobie, że już nie myśli o niej jako o córce. I wierzył w to, przez czas potrzebny na przygotowania do opuszczenia Gniazda.

A teraz mówiła mu, że cały czas miał słuszność. I że jeśli nie zawróci, nigdy jej nie zobaczy.

Ale zawrócić nie mógł.

Załkał. Tylko to mógł zrobić.

SZESNAŚCIE

Cierń nieśmiało stawiał pierwsze kroki na pokładzie „Nostalgii za Nieskończonością”. Rozglądał się gorączkowo, patrzył uważnie szeroko otwartymi oczyma, starając się nie przeoczyć żadnego szczegółu i choćby najmniejszej wskazówki, że sprawy mają się inaczej, niż mu je przedstawiono. Nie mrugał nawet, bo jakieś istotne potknięcie, demaskujące całą fasadę, mogłoby się ujawnić akurat w chwili, gdy przymknie oczy. A jeśli obydwie tylko czekają, aż mrugnie, igrają z nim jak iluzjonista?

Odniósł jednak wrażenie, że nie ma tu oszustwa. Nawet jeśli podróż promem nie całkiem go przekonała — choć trudno sobie wyobrazić, jak coś takiego dałoby się sfałszować — główny dowód znajdował się tutaj.

Cierń przemierzył przestrzeń kosmiczną. Nie znajdował się już na Resurgamie, lecz we wnętrzu ogromnego statku — dawno zaginionego światłowca Triumwir. Nawet ciążenie odczuwało się tu inaczej.

— Nie mogłybyście tego sfabrykować… — przyznał, idąc obok obu kobiet. — Nawet w ciągu stu lat. Chyba, że jesteście Ultraskami? Ale wówczas po co miałybyście fabrykować coś podobnego?

— Jesteś więc gotów uwierzyć w naszą opowieść? — zapytała Inkwizytor.

— Zawładnęliście gwiazdolotem. Nie mogę temu zaprzeczyć. Ale nawet statek tych rozmiarów — a z tego co widziałem, jest co najmniej równie wielki jak „Lorean” — nawet statek takich rozmiarów nie może pomieścić dwustu tysięcy spaczy. Prawda?

— Nie musi — odpowiedziała mu druga kobieta. — Pamiętaj, to akcja ewakuacyjna, nie podróż dla przyjemności. Naszym celem jest tylko wywiezienie ludzi z Resurgamu. Najbardziej wymagających ułożymy do zimnego snu. Ale większość będzie musiała czuwać i znosić ciasnotę. Nic przyjemnego, ale w porównaniu ze stanem trupa to luksus.

Na to nie miał argumentów. Żaden z jego planów nie przewidywał luksusowego wyjazdu z planety.

— Jak pani sądzi, ile czasu ludzie będą musieli tu pozostać, zanim wrócą na Resurgam? — zapytał.

Kobiety wymieniły spojrzenia.

— Powrót na Resurgam może w ogóle nie wchodzić w rachubę — rzekła starsza.

Cierń wzruszył ramionami.

— Gdy tu przybyliśmy, zastaliśmy bezpłodną skałę. Jeśli będziemy musieli, znowu zaczniemy od zera.

— Nie, jeśli planeta przestanie istnieć. A niewykluczone, że sytuacja jest aż tak zła. — Idąc popukała w ścianę statku. — Ale utrzymamy tu ludzi tak długo, jak potrzeba — lata, nawet dziesięciolecia.

— Więc polecimy do innego układu planetarnego — odparł. — Przecież to gwiazdolot.

Nie odpowiedziały.

— Nadal chcę zobaczyć, czego się tak boicie — oznajmił. — Co takiego stanowi zagrożenie?

Starsza z kobiet, Irina, zapytała:

— Dobrze sypiasz, Cierniu?

— Najlepiej jak można.

— Obawiam się, że ten stan się skończy. Chodź za mną.

* * *

Antoinette testowała systemy na „Burzyku”, gdy nadeszła wiadomość. Frachtowiec nadal cumował na brzegu Karuzeli Nowa Kopenhaga w hangarze remontowym, ale większość poważnych uszkodzeń naprawiono lub załatano. Małpy Xaviera pracowały przez okrągłą dobę, gdyż ani on, ani Antoinette nie mogli sobie pozwolić na zajmowanie hangaru choćby godzinę dłużej, niż to niezbędne. Małpy zgodziły się pracować, ale inni hipernaczelni robotnicy strajkowali lub chorowali, zarażeni wyjątkowo rzadkim małpim wirusem. Wirus zagadkowo, w ciągu jednej nocy, przekroczył kilkanaście barier międzygatunkowych. Xavier zauważył — tak przynajmniej twierdził — że robotnicy trochę mu współczują. Żaden z nich nie był wielkim fanem Konwencji Ferrisvilskiej, a z powodu tego, że policja prześladowała Antoinette i Xaviera, naczelne bardziej skłaniały się do łamania normalnych zasad pracowniczych. Jednak nic nie przychodzi darmo i Xavier w końcu będzie musiał wypłacić robotnikom znacznie więcej, niżby sobie życzył. Na pewne rzeczy trzeba przystać bez targów. Taką zasadę dość często głosił ojciec Antoinette, a ona odziedziczyła po nim to samo pragmatyczne podejście.

Zagrała konsola, gdy Antoinette, z komputerem pod pachą i piórem w zębach, akurat przeglądała ustawienia konfiguracyjne pola tokamakowego. Pomyślała z początku, że jej działania spowodowały błąd w innym miejscu, gdzieś w sieci sterowania statku.

Odezwała się, nie wyjmując z ust pióra. Wiedziała, że Bestia bez trudu odcyfruje jej pomruki.

— Bestio… napraw to, dobrze?

— Panienko, sygnał o który chodzi, to zawiadomienie o nadejściu wiadomości.

— Xavier?

— Panienko, to nie pan Liu. Wiadomość, o ile można wnioskować z informacji w nagłówku, przyszła z daleka, spoza karuzeli.

— Więc to gliniarze. Dziwne. Oni zwykle nie dzwonią. Po prostu pojawiają się jak gówno na progu.

— To nie wygląda również na władzę, panienko. Czy można zasugerować, że najostrożniejszą strategią jest przejrzenie rzeczonej wiadomości?

— Mądrala. — Wyjęła pióro z ust i wepchnęła je za ucho. — Przełącz to na mój kompnotes, Bestio.

— Tak jest, panienko.

Ekran z danymi tokamaka odsunął się na bok, a w jego miejsce ukazała się twarz, popstrzona pikselami małej rozdzielczości. Nadawca starał się zająć jak najwęższe pasmo. Mimo to Antoinette rozpoznała go doskonale.

— Antoinette… to znowu ja. Mam nadzieję, że udało ci się bezpiecznie wrócić. — Nevil Clavain przerwał, drapiąc brodę. — Rzucam ten przekaz przez około piętnaście przekaźników. Niektóre z nich są sprzed zarazy, niektóre pochodzą z epoki preamerikano, więc jakość może nie być najlepsza. Obawiam się, że ani nie będziesz mogła mi odpowiedzieć, ani ja nie będę mógł nadać już nic więcej; to z pewnością mój jeden, jedyny strzał. Potrzebuję twojej pomocy, Antoinette. Strasznie jej potrzebuję. — Uśmiechnął się ze skrępowaniem. — Wiem, co sobie myślisz: powiedziałem, że cię zabiję, jeśli jeszcze raz skrzyżują się nasze drogi. Wtedy rzeczywiście tak myślałem, ale powiedziałem to również dlatego, że chciałem, byś potraktowała mnie poważnie i w przyszłości unikała kłopotów. Naprawdę mam nadzieję, że w to uwierzysz, w przeciwnym bowiem razie nie ma wielkiej szansy, że zgodzisz się spełnić moją następną prośbę.

— Twoją następną prośbę? — powtórzyła, z niedowierzaniem wpatrując się w kompnotes.