Выбрать главу

– Pójdź ze mną, panie – oznajmiła kobieta – mam sprawę.

Obmyła się tymczasem przy studni i wydobyła z torby lepszą sukienkę. Mokre włosy ułożyła na kształt fryzury. Jej blada, zmęczona twarz wydawała się teraz całkiem miła. Tylko perfumy zdradzały, że jest łajzą. Odrobinę zbyt mdłe. Odrobinkę.

Zakołysałem się, wstając od stołu. Skoro piję z rozbójnikiem i złodziejaszkiem przy wtórze starczego bełkotu, dlaczego nie miałbym przychylić ucha na prośbę czysto wymytej zdziry?

Usunęliśmy się do oddalonego kąta. Kobieta zmieszała się, nie wiedząc, jak do mnie się zwracać. Do szlachcica powinno się mówić „panie", jak jednak traktować arystokratę, który czasem ląduje w areszcie z wszami i wszelakim paskudztwem?

– Panie, ja… nie otrułam tego kupca, tamten dobrze powiedział, ale cała reszta… Nie pytam, panie, co nabroiłeś, że dał ci tylko rok życia…

Patrzyłem w jej okrągłe, błękitne, niewinne oczęta. Nie wrzasnąłem na całą oberżę: Zamknij się, idiotko, co ty bredzisz?!

Zadrżała pod mym spojrzeniem, mrugając nerwowo.

– To znaczy… Tamten jubiler na pewno zmarnował dziewczynę, ja to wiem. Twierdzi, że widma nie mają władzy nad ludźmi, lecz chciałabym to sprawdzić…

Zamilkła wyczekująco.

– Co sprawdzić? – spytałem tępo.

– Czy mają władzę – wyjaśniła cierpliwie. – Jeśli wyrok był tylko zwykłym straszakiem, jak on majaczy, jeżeli strażnicy są głupi… Trzeba to sprawdzić.

Znów wyczekująco zamilkła, zaglądając mi w oczy.

Rozbójnik wył jakąś pieśń, przymykając jedyne oko. Pozostali goście kryli się po kątach, dobrze wiedząc, że właśnie tutaj zapijają przeżyty strach „przestępcy, których wypuścili z więzienia sądowego". Zebrało się sporo ciekawskich, lecz nie byli głupcami i nikt nie zamierzał zbliżać się do pijanego zbója.

Potrząsnąłem głową.

Gdzieś się podziała moja wrodzona bystrość. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, w jaki sposób niewiasta zamierza sprawdzić rzetelność naszych wyroków.

Co tam Sędzia oznajmił biedaczce? „Objęcia mężczyzny będą ci przynosić cierpienie"?

Uśmiechnęła się z przymusem, jakby przepraszająco.

– Niech pan sobie nie wyobraża niczego specjalnego. Chcę tylko sprawdzić. Trzeba wiedzieć, ile prawdy w tym, co mówi tamten o władzy widm. Kiedyś mówiła mi babka nieboszczka…

Znowu zamilkła. Wydekoltowana suknia niemal wystawiała na widok cały biust, niezbyt cienka talia ściśnięta była bezlitośnie gorsetem, biodra pod strojną spódnicą zdawały się krągłe jak gruszka.

Moje oceniające spojrzenie zostało przyjęte jako oznaka zgody. Kobieta wygięła się śmielej, równocześnie rumieniąc się niby wstydliwie.

– Pan jest naprawdę… przystojny. W życiu nie widziałam takiego amanta. Dogadałam się już z oberżystą w sprawie izby.

I jak tu się nie czuć mile połechtanym.

Zerknąłem smętnie na towarzyszy. Ale się trafiło towarzystwo potomkowi Rekotarsów: pijany zbójca, młody rzezimieszek oraz siwiuteńki gwałciciel i morderca. A prawdę powiedziawszy?… Dziwka jak dziwka. W zasadzie nawet dość apetyczna. Do tego nieszczęśliwa. Co zrobi, gdy się okaże, że wyrok Sędziego ma nad nią moc?

Zadrżałem. Wino pozwoliło mi zapomnieć przez chwilę o białej peruce i pajęczych nóżkach. W jednej chwili wszystko sobie przypomniałem: stonogę na ścianie, zwróconą ku mnie pouczającą tyradę, obwieszczony później wyrok, areszt sądowy. Jakiekolwiek zainteresowanie sekretami, jakie skrywała suknia ladacznicy, rozwiało się w proch.

– Dogadaj się całkiem z oberżystą – doradziłem, odwracając głowę – żeby nie płacić za izbę.

Nie oglądając się na nią, wróciłem na swoje miejsce za stołem obok zbója, co właśnie zarył mordą w sosie grzybowym, pijaniuteńkiego złodziejaszka i starego jubilera, który, plując żółcią i miarowo stukając palcem o blat, ciągle powtarzał swoje:

– Widma nie mają władzy nad ludźmi! Strachy na wróble! Widma nie mają władzy nad ludźmi! Strachy na… Widma nie mają władzy…

Nie okazała urazy. Widziałem przez mętną zasłonę wypitego wina, jak niewiasta łasi się kolejno do oberżysty, posługacza, a nawet do kucharczyka, wszyscy jednak dawali jej odmowną odpowiedź.

Nieraz już widzieli takich jak my, skazańców. Przez karczmę przewaliły się tłumy nędzników, ogłupiałych od nagle odzyskanej swobody.

Być może, spoglądający na nas bojaźliwie goście wiedzieli więcej od nas o wyrokach Sędziego i dlatego jedyna, wyperfumowana kobieta zupełnie nie miała wzięcia. Nawet u małego podkuchennego, któremu z pewnością nieczęsto zdarzał się taki uśmiech losu. Rozbójnik spał z głową na blacie, złodziejaszek ślinił się półprzytomnie, ja zachowałem nieprzystępną postawę. Pozostał jej tylko staruszek.

Na dłuższą chwilę straciłem świadomość, a kiedy się znowu ocknąłem, był już środek nocy. Czysto wymyta podłoga pachniała mokrym drewnem, zbój chrapał na ławie, poza tym tawerna była pusta, tylko na schodach wiodących na górę ku izbom do wynajęcia, dawały się słyszeć skradające się kroki. W ciemności błyskał ogarek świecy, rzucający cienie na ściany w takt owych kroków.

Wyprostowałem się z trudem. W głowie mi się kręciło, jak na karuzeli. Przeklęta karuzela…

Staruszek miał fart. Nie wypił ani kropelki, jakby się tego spodziewał. Upił się pokusą i teraz kroczył ostrożnie, wdychając mdły zapach perfum. Skrzypnęły otwarte drzwi…

Przetarłem twarz dłońmi. Karuzela trochę przystopowała. Okropna noc. Wdychając dzisiaj kurz i zapach trawy, patrząc w słońce, wierzyłem, że moje życie zacznie się na nowo, zapomnę o wilgotnych murach, stonodze i wszach, zapomnę ostatni miesiąc.

„Jesteś w bagnie, Retano, po pas w błocie. Brodzisz także we krwi…”

Wielkie nieba, dlaczego na tym świecie rodzi się tylu głupców? Skoro na jarmark przyjeżdża poborca podatkowy, mógłby ktoś uważniej sprawdzić jego papiery! Chociaż pomrukiwali z niezadowoleniem, nikt tego nie zrobił, bojąc się mieć zatarg z władzami. Poborca brał tylko pieniądze, nie przyjmował w naturze. Interesowała go zawartość mieszków, nie koszyków. Czy zresztą tak strasznie ich grabił? Skoro rodowy majątek w ruinie, nie wyciśnie się zeń dochodów, jak nie wydoi kamienia, a w końcu potomek Rekotarsów musi żyć na poziomie, nieprawdaż?!

Uciekłem na dzień przed przyjazdem prawdziwego poborcy. Tamtego od razu obili, uznając za samozwańca. Podatki były wszak opłacone. Miejscowy władca przysłał oddział straży, by zaprowadzić porządek. Jarmark źle się skończył. Kogoś tam ponoć stratowali na śmierć…

Słyszałem później, że władca odebrał zapłatę za interwencję od nieszczęsnego poborcy. Ten zaś powiesił się w bramie. Wszystko opowiedzieli mi plotkarze. Musieli też na mnie donieść. Inaczej, jak wytłumaczyć, że zostałem schwytany na gościńcu dwa dni drogi od miejsca zdarzenia?

„Tam, gdzie zwykły zbój po prostu podrzyna gardło, ty snujesz misterne sieci intryg…”

Głupca nikt nie obwinia. Wszyscy mu współczują. Skoro jagnię zabłąka się w lesie, wina spada oczywiście na wilka. Jak pięknie to ujął Sędzia: „misterne sieci intryg". Jakby z książki wyczytał.

„Żyć będziesz jeszcze rok. Po upływie tego terminu czeka cię kaźń…”

Wzdrygnąłem się. Zaplątały mi się nogi. Na górze ktoś stąpał bosymi stopami. Bez wątpienia staruszek zbierał siły do przeprowadzenia eksperymentu. Czy wyrok Sędziego ma moc?

Może też są skończonymi durniami? Uważają, że jedna niemiła noc w towarzystwie cienkonogiego Sędziego będzie wystarczającą karą za rozpędzony jarmark i trupa wiszącego w bramie? Na piętrze zaraz zaskrzypi łóżko. Potem dziwka, wymęczona, ale szczęśliwa, zejdzie na dół i oznajmi ze śmiechem: stary miał rację we wszystkim! Widma nie mają władzy nad ludźmi, to tylko zwykłe straszenie.