Выбрать главу

Rozległ się dźwięk telefonu. Loki sięgnął do kieszeni i wydobył aparat. Odebrał. Przez chwilę słuchał czyjegoś rozedrganego głosu.

- Zaraz tam będę - powiedział w końcu i rozłączył się. Spojrzał na Jenny. - Gdzie cię podrzucić?

* * *

Kłamca odłożył scenariusz i przeniósł wzrok na siedzącego w fotelu naprzeciw Bachusa.

- Powinieneś mieć na czole etykietę: Częste spożywanie wina grozi uszkodzeniem mózgu, wiesz? - stwierdził, po czym dodał: - Zatrudnij się w jakiejś cholernej kampanii Nie alkoholowi. Jako żywa przestroga.

Grubas opuścił głowę. Wyglądał żałośnie i Erosowi zrobiło się żal starego przyjaciela.

- Może za bardzo przeceniamy tego Knoxa, co? - rzucił, siląc się na wesołość. - Przecież takie motywy jak w tym scenariuszu nie są niczym nowym i jakoś to Kościołowi dotąd nie zaszkodziło. Może i tym razem…

- Cztery lata temu - zaczął Loki, rozsiadając się na kanapie - premiera „Prawdziwego życia Rzeszy” omal nie doprowadziła do uchwał o wypłacie odszkodowań rodzinom osądzonych w Norymberdze. Rok później po „Prawdziwym życiu Nathana Forresta” twórcy Ku-Klux-Klanu postawiono pomnik w Waszyngtonie. Sfinansowało go Stowarzyszenie im. Martina L. Kinga. Na cokole jest napisane: Źle cię oceniliśmy. Wybacz. Naprawdę uważasz, że go przeceniamy?

Eros nie odpowiedział.

- Jedyne, co możemy teraz zrobić - ciągnął dalej Kłamca - to zniechęcić go jakoś do tego projektu. Lub skłonić, by go przemyślał.

Wstał i przeszedł się po pokoju, skubiąc czubek nosa. Obaj bogowie wodzili za nim wzrokiem.

- Albo jeszcze inaczej. - Kłamca zatrzymał się, wyciągając w górę rękę z wysuniętym palcem wskazującym. - Chyba mam już plan.

półtora miesiąca do premiery

„Prawdziwego życia Jezusa”

- Pan nie rozumie! - Podenerwowany młody chłopak o rudych włosach i czerwonej od pryszczy twarzy wymachiwał dłonią uzbrojoną w legitymację prasową. - Ja muszę się widzieć z panem Knoxem. Jestem… jestem umówiony i właśnie się spóźniam.

Ochroniarz, barczysty Murzyn o długich wąsach, podrapał się po łysej głowie.

- Widzisz, synku - powiedział spokojnym głosem - musiało tu nastąpić straszne nieporozumienie. Pewnie pan Knox chciał mi powiedzieć, że mam cię wpuścić, ale przejęzyczył się i ostatecznie zabronił mi wpuszczać kogokolwiek. Jakoś jeszcze nie przyszedł sprostować tej pomyłki, ale to pewnie dlatego, że jest bardzo zajęty. Pewnie więc i tak nie miałby dla ciebie czasu. Spływaj.

Chłopak patrzył na niego z wściekłością w oczach. To miał być jego pierwszy porządny materiał. Dość kpin wysłuchiwał w pracy i ani myślał pozwalać na nie jeszcze czarnemu ochroniarzowi. Niezależnie od tego, jaki był wielki.

- Słuchaj pan - zaczął ostro, ale w tej samej niemal chwili za plecami Murzyna otworzyły się drzwi. Wyszli zza nich dwaj bogato ubrani dżentelmeni. Pierwszy, ze sporą nadwagą, miał kapelusz, płaszcz narzucony na ramiona i wyglądał jak filmowa wersja Ala Capone. Drugi, smukły przystojniak, jeżeli nawet był aktorem, z pewnością nie pasował do kina gangsterskiego. Zarówno jego wygląd, jak i ruchy klasyfikowały go do ról amantów w barwnych romansach.

Chłopak dostrzegł, że ochroniarz usuwa się na bok, by ustąpić im miejsca. Dla młodego dziennikarza to była prawdziwa szansa. Nie zastanawiając się długo, ruszył do przodu, wyciągając przed siebie ręce i celując dokładnie w szczelinę między wychodzącymi. I trafił. Tak mu się przynajmniej zdawało.

Nagle poczuł ból w wyciągniętych palcach, usłyszał jęknięcie, najpewniej własne - wszak nikogo nie dotknął - i wylądował u stóp Murzyna.

Ten uśmiechnął się szeroko. Podniósł dziennikarza za kark i jedną ręką cisnął nim na bok. Chłopak uderzył bokiem w hydrant i ogarnęła go fala bólu. Syknął głośno.

Bogato ubrani dżentelmeni zdążyli tymczasem zniknąć za rogiem.

* * *

Ernest Thumb, kierownik sceny, nigdy nie narzekał. Choć mógłby. Współpraca z Knoxem nie należała do najłatwiejszych.

Genialny reżyser dość powszechnie uchodził za pieniacza. Każdy, kto choć odrobinę interesował się teatralnym światkiem, musiał słyszeć o jego ekscesach.

Kiedyś, gdy wyraźnie nie szły mu przygotowania do jednego z przedstawień, przyniósł do pracy kij bejsbolowy. Po skończonej próbie, kiedy wszyscy byli jeszcze w garderobach, wyszedł na parking i pracowicie zmasakrował samochody wszystkich swych aktorów. A potem powiedział im tylko, że role najlepiej obmyśla się podczas długich spacerów.

Mimo podobnych zagrywek Thumb lubił swojego szefa. No, może z wyjątkiem takich chwil jak ta.

- Co znaczy, kurwa, że musimy odwołać próbę?! - wrzasnął mu Knox prosto w twarz. Drobne kropelki śliny zatrzymały się na szkłach okularów kierownika sceny. - Nigdy jeszcze nie odwołałem próby i nie zamierzam robić tego teraz. Choćby mi nawet główny aktor padł trupem.

- W pewnym sensie, panie Knox - powiedział Ernest cicho - właśnie mamy taki przypadek.

- Dawson nie żyje?!

- Nie, panie Knox - zaprzeczył kierownik sceny. - Ale leży zalany w trupa w garderobie.

Reżyser zrobił zdziwioną minę.

- Przecież on nie pije. Z tego, co wiem, jest członkiem Ligi Wstrzemięźliwych.

Thumb wyciągnął z kieszeni chusteczkę, ściągnął okulary i zaczął czyścić szkła. Na scenie, pod którą obaj stali, uwijała się ekipa, montując dekoracje. Technicy byli właśnie na etapie domu Łazarza z drugiego aktu. Tę scenę mieli dziś ćwiczyć aktorzy.

- Też byłem zdziwiony, panie Knox - zapewnił Ernest. - Zwłaszcza że jeszcze chwilę temu widziałem go i wyglądał na zupełnie trzeźwego, a nie znaleźliśmy u niego żadnych butelek. Ale fakty mówią same za siebie. Dawson leży na podłodze i pochrapuje, a w garderobie śmierdzi jak w gorzelni. A to jeszcze nie wszystko…

Przezornie cofnął się o krok. Reżyser zauważył to i rozluźnił zaciśnięte pięści. Spróbował się nawet uśmiechnąć. Lubił swojego kierownika sceny i wcale nie zamierzał go straszyć. Zwłaszcza że nie był on przecież niczemu winien.

- Co jeszcze, Erneście? - zapytał, starając się, by jego głos zabrzmiał miło i przyjaźnie. Wyszło mu to średnio, był zdecydowanie lepszy jako reżyser niż aktor.

- Mary odmówiła udziału w scenach erotycznych. Stwierdziła, że chce jej się wymiotować na widok Dawsona i czuje, że nie dałaby rady powstrzymać się na scenie.

- Tylko dlatego, że raz się upił? - nie dowierzał reżyser. - Przecież zdarza się każdemu, a…

- Nie sądzę, by o to chodziło, panie Knox. Powiedziała mi to, kiedy Dawson wyglądał jeszcze na trzeźwego. Minął nas, a ona autentycznie dostała dreszczy.

Na scenę wyszli statyści, pięciu rzymskich żołnierzy, dwie kobiety z glinianymi dzbanami i żebrak. Knox przyjrzał się im uważnie.

- Masz krzywo zapięty płaszcz - powiedział do mężczyzny w zbroi dekuriona. - Leży nierówno i sprawiasz wrażenie niechluja. A tego nie ma w charakterze tej postaci. I nie ma być. Bo to perfekcjonista.

Który na dodatek pojawia się na scenie na całe trzydzieści sekund - pomyślał Thumb z rozbawieniem. - I nawet słowa nie mówi.

Reżyser pociągnął nosem.

- A ty, Miles? - zwrócił się do żebraka. - Wcale nie czuję, żebyś śmierdział. I ile razy mam ci powtarzać, że ówcześni żebracy nie byli brudni od sadzy, tylko od pyłu? Idź i doprowadź się do porządku. Pozostali mogą być. Zaczekajcie chwilę. - Odwrócił się do Thumba. - Nad tym, jak to się stało, że abstynent się spił, a aktorka filmów porno brzydzi się grać w scenach erotycznych z przystojnym młodzieńcem, zastanowimy się później. Teraz ściągnij drugi skład i zaczynamy. Jesteśmy już spóźnieni.