Выбрать главу

Marco zwrócił się do Malin.

– Takie same podziękowania należą się tobie, Malin. Byłaś wspaniałą przybraną matką dla nas obu. I wybacz mojemu bratu wszystek ból, jaki ci zadał.

Malin nie była w stanie odpowiedzieć, coś dławiło ją boleśnie w gardle. Przypomniała sobie Marca, kiedy był maleńki… Jak jego skóra połyskiwała czasami złotem w blasku ognia na kominku. Ten połysk teraz zniknął, ale jeszcze parę lat temu widziała go, pamięta, w blasku ognia w noc świętojańską.

Malin zawsze zastanawiała się nad tym chłopcem i jego pochodzeniem.

– I ty, Per – rzekł Marco wzruszony. To była dla niego bardzo trudna chwila. – Ty zająłeś się nami, choć sam nie masz w sobie ani kropli krwi Ludzi Lodu. Z bardzo ciężkim sercem opuszczam was wszystkich.

– No, a twoje wykształcenie, mój chłopcze? Czy chcesz to wszystko zmarnować?

– Nie, wprost przeciwnie, to było absolutnie niezbędne. To ważny etap na mojej drodze.

Na jakiej drodze? zastanawiali się wszyscy. Ale coś powstrzymywało ich od zadawania pytań.

Marco podszedł do sześćdziesięciotrzyletniego teraz Viljara.

– Teraz, najdroższy przyjacielu, długi czas cierpień dobiegł końca. Wycierpiałeś dużo. Ciosów spadło na ciebie wiele i były bardzo bolesne, to tobie pisane było przeżyć najcięższe czasy Ludzi Lodu. Ale teraz mrok się rozprasza i nadchodzi brzask. Ulvar był ostatnim krzyżem, który musiałeś dźwigać; od tej pory nic bolesnego nie dotknie już ciebie ani twojej Belindy.

Marco położył dłoń na głowie Beneditcte.

– Ta mała dziewczynka da sobie w życiu znakomicie radę. Jest silniejsza, niż możemy się domyślać. Pamiętajcie o tym, Viljarze i Belindo! I powiedzcie Henningowi. On musi o tym wiedzieć, bo zupełnie niepotrzebnie zamartwia się przyszłością córki.

– Jak dobrze to słyszeć – szepnęła Belinda.

Marco objął ją i mocno do siebie przytulił. Nazwał ją wierną dziewczyną, która przez małżeństwo weszła do Ludzi Lodu w najbardziej tragicznym dla rodu okresie i nigdy, nawet na moment ich nie zawiodła.

Jego słowa uszczęśliwiły Belindę.

Teraz Marco uściskał Benedikte, a potem wziął na ręce Christoffera.

– A ty, mały urwisie, jesteś niemal tak szalony jak twój dziadek Christer był w młodości. Chociaż nie, sporo ci jednak brakuje. Dbaj jak najlepiej o swoje kuzynki. Bądź opiekunem i rycerzem dla nich obu, dla Benedikte i dla małej córeczki Ulvara. To moja bratanica, pamiętaj!

Zebrani drgnęli. Skąd on może wiedzieć, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka?

Marco pożegnał się już ze wszystkimi. Stanął jeszcze na moment przy zwłokach brata.

– Zajmiemy się nim – powiedział Viljar. – Będzie miał godny pogrzeb. I spocznie wśród swoich przodków.

– Dziękuję – odparł Marco i ruszył w stronę lasu.

– A nie zabierzesz swoich rzeczy? – zawołała za nim Malin, pociągając nosem.

Odwrócił się i potrząsnął głową, a jego czarne loki tańczyły wokół twarzy. Nigdy nie widzieli nic równie pięknego jak ten uśmiech, który posłał im na pożegnanie.

Wkrótce zniknął za zabudowaniami.

W lesie na wzgórzach czekały na niego dwa czarne anioły.

– Bądź pozdrowiony, Marco – powiedziały. – Twoi rodzice są bardzo z ciebie zadowoleni.

– Ale musiałem zabić własnego brata – rzekł z rozpaczą.

– To było nieuniknione. Ulvar miał w swoich żyłach zbyt dużo krwi Tengela Złego. Nie mogliśmy go pokonać, bo był wybrańcem złych mocy. A Tengel jest silny, wiesz o tym. Silniejszy niż większość mocy na tym świecie i poza nim.

– Mimo to moje serce jest ciężkie.

– Wiemy o tym. Twoi rodzice również są w żałobie.

– Dlaczego pozwoliliście mu działać tak długo?

W ciemnych oczach jednego z czarnych aniołów pojawił się wyraz zamyślenia, jakby spoglądał w przyszłość.

– To dziecko, które dziewczyna nosi, będzie miało wnuka…

– Ach, tak – rzekł Marco po krótkiej pauzie. – A wtedy godzina wybije?

– Wtedy Ludzie Lodu uzbroją się do walki z Tengelem Złym. Jak więc widzisz, czas się zbliża.

– Ale Ludzie Lodu nie będą musieli walczyć sami?

Czarny anioł uśmiechnął się tajemniczo.

– Nie. Nie będą musieli walczyć sami. Ale też pomoc będzie niezbędna. Nigdy ten świat nie widział równie potężnej i strasznej siły jak Tengel Zły, ten, który był dość odważny i wytrwały, by dotrzeć do Źródeł Życia i napił się tam wody zła.

Milczeli przez chwilę. Tu w górze las szumiał ponuro.

Marco westchnął.

– A ja? Co ja mam teraz robić?

– Teraz zaczyna się twój czas nauki, Marco.

Młody człowiek wyprostował się.

– Jestem gotów. Prowadźcie mnie tam, gdzie macie życzenie!

A na dole w Lipowej Alei Henning otwierał drzwi przed zdruzgotaną Agnetą.

Przeżyli długie i bardzo trudne chwile na drodze do Christianii. Przesiedzieli ponad godzinę nad rowem, przekonując się nawzajem, obwiniając siebie samych o to, co zrobili lub czego nie zrobili, tłumacząc szeptem trudne sprawy. Wiele łez zostało wylanych w ciągu tej godziny. Okazano wiele wyrozumiałości i ciepła. Rumieńce wstydu wypływały na policzki Agnety i znikały, samotność i rozpacz pojawiały się na przemian z zakazaną, ale coraz silniejszą nadzieją.

Teraz Henning zapraszał ją serdecznym gestem, by weszła do domu w Lipowej Alei.

Agneta pochyliła głowę i starała się odwzajemnić jego uśmiech. Czuła dla niego bezgraniczną wdzięczność, lecz akurat w tej chwili nie była w stanie okazać innych uczuć oprócz rozpaczy.

Razem z Agnetą ten próg przekraczała wnuczka Sagi. To był jej dom, Lipowa Aleja, stara siedziba rodu.

Margit Sandemo

***