Выбрать главу

– Kocham je obie – mówi, stawiając przede mną równanie, które sama będę musiała rozwiązać.

Powiedziałam barmanowi o imieniu Siedem, że prawdziwa miłość nosi wszelkie znamiona przestępstwa.

– Chyba że ma się skończone osiemnaście lat – odparł, zatrzaskując kasę.

Bar zdążył już zrosnąć się ze mną na dobre, stając się drugim tułowiem, podtrzymującym ten pierwszy.

– Cierpienia w miłości – zaczęłam wyliczać. – Zakochany człowiek nie śpi, nie je, niknie w oczach jak torturowany więzień. – Pchnęłam palcem szyjkę pustej butelki w jego stronę. – Kradnie mu się serce.

Siedem przetarł ścierką kontuar przede mną.

– Każdy sędzia wyśmiałby taki pozew.

– Żebyś się nie zdziwił.

Siedem rozwiesił ścierkę na mosiężnej poręczy.

– Moim zdaniem kwalifikuje się to najwyżej jako lekkie wykroczenie.

Oparłam policzek o chłodne wilgotne drewno baru.

– I tu się mylisz – powiedziałam. – Bo blizny po tym pozostają na całe życie.

Brian i Sara zabierają Annę na dół, do stołówki. Zostaję sam na sam z wyraźnie zaciekawioną Kate. Domyślam się, że dziewczyna na palcach obu rąk może policzyć, kiedy matka dobrowolnie zostawiła ją samą. Wyjaśniam jej, że jestem specjalistą od opieki zdrowotnej i pomagam jej rodzicom podjąć decyzje, dotyczące dalszego przebiegu jej leczenia.

– Jest pani z komisji etyki lekarskiej? – zgaduje Kate. – Czy może ze szpitalnej kancelarii prawniczej? Wygląda pani na prawnika.

– A jak według ciebie wygląda prawnik?

– Mniej więcej tak samo jak lekarz, kiedy nie chce powiedzieć, jakie wyniki przyszły z laboratorium.

Przysuwam krzesło do łóżka.

– Cieszę się, że dzisiaj czujesz się już lepiej.

– Wczoraj byłam na niezłym haju – przyznaje Kate. – Dostałam tyle leków, że pomyliłabym czarnoksiężnika z krainy Oz z Ozzym Osbourne’em.

– Czy znasz obecny stan swojego zdrowia?

Kate kiwa głową.

– Po przeszczepie szpiku kostnego przeszłam chorobę Grafta, czyli tak zwaną reakcję „przeszczep przeciwko gospodarzowi”. Samo w sobie nie jest to takie złe, bo pomaga wykończyć białaczkę, ale jednocześnie różne śmieszne rzeczy dzieją się ze skórą i różnymi narządami wewnętrznymi. Żeby sobie z tym poradzić, dostawałam sterydy i cyklosporynę, które podziałały jak trzeba, ale przy okazji rozwaliły mi nerki. I to jest rewelacja tego sezonu. Tak jest za każdym razem: zatkaj jedną dziurę w tamie, a zaraz woda tryśnie z innej. We mnie zawsze coś się psuje.

Ton Kate jest rzeczowy, jakbym wypytywała ją o pogodę albo o to, co dziś podano jej na obiad. Mogłabym ją teraz zapytać, czy rozmawiała z nefrologiem na temat przeszczepu nerki, albo o to, co czuje na myśl o różnych bolesnych zabiegach, które ją czekają. Ale Kate spodziewa się właśnie takich pytań, więc decyduję się zagadnąć ją z zupełnie innej beczki.

– Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?

– Nikt nigdy mnie o to nie pyta. – Kate przygląda mi się uważnie. – Uważa pani, że ja zdążę dorosnąć?

– A ty uważasz, że nie zdążysz? Przecież po to chyba robisz to wszystko, prawda?

Kate milczy tak długo, że tracę już nadzieję, że doczekam się odpowiedzi. W końcu jednak się odzywa:

– Zawsze chciałam być baletnicą. – Unosi wiotką rękę, wykonuje nią gest z arabeski. – Tancerki baletu mają…

Kłopoty z przyswajaniem pożywienia, kończę w myśli.

– …całkowitą kontrolę nad swoim ciałem. Wiedzą dokładnie, co i kiedy ma się wydarzyć. – Kate wzrusza ramionami, powracając do rzeczywistości, do szpitala. – Nieważne.

– Opowiedz mi o swoim bracie.

Wybuch śmiechu.

– Widzę, że nie miała pani przyjemności go poznać.

– Jeszcze nie.

– Żeby wyrobić sobie opinię na jego temat, wystarczy pół minuty. Jesse robi dużo różnych szkodliwych rzeczy.

– To znaczy pije, bierze narkotyki?

– Proszę następne pytanie.

– Rodzina pewnie ciężko to znosi?

– Faktycznie nie jest z nim łatwo, jednak moim zdaniem Jesse nie robi tego celowo. On walczy o to, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę. Niech pani sobie wyobrazi wiewiórkę, która mieszka w zoo w jednej klatce ze słoniem. Czy ktoś kiedyś stanie przed tą klatką i powie: „O, jaka fajna wiewiórka”? Nie, bo słoń jest tak wielki, że pierwszy rzuca się w oczy. – Kate przebiega palcami po jednej z rurek wczepionych w jej klatkę piersiową. – Kradzieże w sklepach, alkohol. W zeszłym roku fałszywe listy z wąglikiem. To są wybryki Jessego.

– A Anna?

Kate zaczyna skubać palcami koc, którym jest przykryta.

– Był taki rok, kiedy w każde święto, nawet w maju, w dzień pamięci poległych, musiałam leżeć w szpitalu. Tak wyszło, chociaż przecież nikt tego specjalnie nie zaplanował. Na Boże Narodzenie w moim pokoju stała choinka, na Wielkanoc szukałyśmy jajka w stołówce, a w Halloween ganiałyśmy po ortopedyce i zbierałyśmy cukierki. Anna miała wtedy mniej więcej sześć lat. Wściekła się okropnie, kiedy na Czwartego Lipca nie pozwolili jej przynieść do szpitala zimnych ogni, bo na oddziale leżeli pacjenci pod namiotami tlenowymi. – Kate spogląda na mnie. – Uciekła. Nie zdążyła pobiec nigdzie dalej, ktoś ją przyłapał chyba już na dole, w holu. Powiedziała mi potem, że chciała sobie znaleźć inną rodzinę. Miała tylko sześć lat, więc nikt nie potraktował tego poważnie, ale ja akurat często się zastanawiałam, jak wygląda normalne życie, więc nie dziwię się Annie, że też o tym myślała.

– Jak układają się wasze stosunki, kiedy nie jesteś chora?

– Jesteśmy jak dwie zwykłe siostry. Tak mi się przynajmniej wydaje. Kłócimy się o to, czyich płyt będziemy słuchać, gadamy o przystojnych facetach, podkradamy jedna drugiej dobry lakier do paznokci. Krzyczę na nią, kiedy coś mi podbierze, a kiedy ja wezmę coś od niej bez pytania, ona drze się na cały dom. Czasem jest nam razem super. A czasem żałuję, że w ogóle mam siostrę.

To brzmi tak znajomo, że muszę się uśmiechnąć.

– Ja też mam siostrę bliźniaczkę. Kiedy wygadywałam na nią takie rzeczy jak ty teraz, mama zawsze pytała, czy naprawdę chciałabym być jedynaczką.

– I co?

Śmieję się.

– Cóż… Bywały takie sytuacje, kiedy potrafiłam wyobrazić sobie życie bez siostry.

Kate wcale to nie bawi.

– Widzi pani – odzywa się – u nas to Anna zawsze musiała wyobrażać sobie życie beze mnie.

SARA
1996

Kate w wieku lat ośmiu to istna plątanina rąk i nóg, czasem bardziej podobna do lalki z drutu, przez którą prześwieca słońce, niż do małej dziewczynki. Zaglądam do jej pokoju już po raz trzeci tego ranka, a ona znów wystroiła się inaczej; teraz ma na sobie białą sukienkę z materiału w czerwone wisienki.

– Spóźnisz się na własne przyjęcie urodzinowe – upominam ją. Kate energicznymi ruchami ściąga sukienkę przez głowę.

– Wyglądam jak lody w pucharku.

– Są gorsze rzeczy – zauważam.

– Którą spódniczkę mam włożyć? Różową czy tę w paski?

Rzucam okiem na dwie barwne kałuże na podłodze.

– Różową.

– A ta w paski? Nieładna?

– Dobrze, niech będzie ta w paski.

– Włożę tę z wisienkami – postanawia Kate i odwraca się, żeby podnieść upuszczoną sukienkę. Na jej udzie widnieje siniak wielkości półdolarówki, wiśniowa plama przebijająca przez pończoszkę.

– Kate – pytam – co to jest?

Mała wykręca się, żeby zobaczyć, na co wskazuję.

– To? Chyba sobie nabiłam.

Kate od pięciu lat jest w stanie remisji. Przetoczenie krwi pępowinowej przyniosło oczekiwany skutek, lecz ja z początku i tak czekałam tylko, kiedy ktoś mi powie, że zaszła jakaś pomyłka. Kiedy Kate poskarżyła mi się, że bolą ją stopy, natychmiast zawiozłam ją do doktora Chance’a, pewna, że to ból w kościach, jeden z objawów nawrotu choroby. Okazało się, że wyrosła ze starych tenisówek. Kiedy się przewróciła, to ja, zamiast pocałować ją tam, gdzie się podrapała, pytałam, czy ma dobrą liczbę płytek krwi.